ŚwiatZłośliwa ustawa ograniczy swobodę Trumpa. Premier Szydło też ma taki problem

Złośliwa ustawa ograniczy swobodę Trumpa. Premier Szydło też ma taki problem

Prezydent Donald Trump będzie musiał zacząć liczyć się z internautami i brać odpowiedzialność za słowa. Także te, które publikuje na Twitterze, a kompletnie nic nie znaczą. Zgodnie z projektem "Ustawy Covfefe" wszystkie posty prezydenta w mediach społecznościowych będą oficjalne. Blokowanie przez polityków kont na Twitterze może być niezgodne z prawem.

Złośliwa ustawa ograniczy swobodę Trumpa. Premier Szydło też ma taki problem
Źródło zdjęć: © Twitter/East News
Jarosław Kociszewski

13.06.2017 | aktual.: 13.06.2017 12:14

Demokratyczny senator z Illinois Mike Quigley zgłosił projekt ustawy, która ma dołączyć posty publikowane przez prezydenta USA w mediach społecznościowych do oficjalnych wypowiedzi głowy państwa. Sprawa jest o tyle poważna, że od objęcia władzy na początku roku Trump regularnie komunikuje się ze światem używając oficjalnego konta @POTUS i prywatnego @realDonaldTrump. Obserwują i komentują go dziesiątki milionów ludzi na załym świecie.

Sama nazwa ustawy "Covfefe Act" jest drobną złościwością, która ma nadać rozgłos sprawie. Nawiązuje do słynnego wpisu Trumpa z 31 maja, w którym oskarżył media o ciągłe, negatywne "covfefe", co jest zwykłym bełkotem bez znaczenia. Prezydent usunął post po kilku godzinach. W tym czasie ponad 100 tys. ludzi podało go dalej, a na świecie powstały grupy dyskutujące na temat tego, co najpotężniejszy człowiek na świecie miał na myśli. Rzecznik prasowy Białego Domu Sean Spicer przekonywał co prawda, że ludzie bliscy prezydentowi wiedzą, co autor miał na myśli, ale nie wyjaśnił znaczenia tajemniczego słowa.

Obraz
© WP.PL

Senator Quigley nawiązał do długiej tradycji ukrywania złożonych nazw pod przyciągającymi uwagę skrótami. W tym przypadku nazwa "Ustawa Covfefe" odnosi się do komunikacji z użyciem mediów elektronicznych, choć pełny tytuł "Communications Over Various Feeds Electronically for Engagement" nie brzmi dobrze.

Podobny trick Quigley zastosował sponsorując ustawę zobowiązującą prezydenta i wiceprezydenta do ujawniania nazwisk i celu wizyty gości Białego Domu. Jest to "Ustawa Mar-A-Lago", co nawiązuje do pola golfowego i domu Donalda Trumpa na Florygdzie, gdzie prezydent przyjął prezydenta Chin Xi Jinpinga.

Donald Trump skarży się na ciągłe ataki nieuczciwych mediów. Zobaczy, jak odróżnić kłamstwo od prawy w sieci

Preyzdent nigdy nie występuje prywatnie

"Ustawa Covfefe" spowoduje, że nawet posty z prywatnego konta Trumpa będą miały charakter oficjalny i zostaną zarchiwizowane. "Zachowanie zaufania opinii publicznej wymaga, aby wybrani urzędnicy odpowiadali za to, co robią i mówią, a to obejmuje 140-znakowe wpisy" – czytamy w oświadczeniu Quigley’a. "Częste i niekontrolowane używanie prywatnego konta na Twitterze przez prezydenta Trumpa jako oficjalnego środka komunikacji nie ma precedensu. Jeżeli prezydent chce używać mediów społecznościowych do wydawania szybkich oświadczeń, to musimy je udokumentować i zachować na przyszłość."

Nowa ustawa ma nadać oficjalny charakter wszystkim postom Donalda Trumpa, choć według rzecznika Białego Domu one już takie są. - Prezydent jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, więc [posty na Twitterze] uważane są za oficjalne oświadczenia prezydenta Stanów Zjednoczonych – powiedział Sean Spicer w charakterystycznym stylu, który uczynił z niego jednego z częściej parodiowanych członków administracji.

Blokowanie Twittera może być niezgodne z konstytucją

Po spotkaniu z papieżem Franciszkiem Trump ostro zareagował na krytykę wizyty w Watykanie i zablokował dwoje internautów na swoim prywatnym Twitterze. Uniemożliwia im to czytanie i komentowanie jego postów. Rozgorzała dyskusja na temat naruszenia przez prezydenta konstytucyjnej wolności słowa. Przeciwnicy Trumpa tłumaczą, że zablokowanie konta na Twitterze jest porównywalne z usunięciem człowieka z miejsca publicznego za głoszenie krytycznych poglądów.

Oficjalne korzystanie z mediów społecznościowych jest nie tylko wygodne, ale także stwarza ryzyko dla polityków. Wielu światowych przywódców bierze przykład z Donalda Trumpa i coraz chętniej komunikuje się za pośrednictwem internetu. Zdarzają się też przypadki ograniczania nieprzychylnych komentarzy tak, jak w przypadku premier Beaty Szydło, która zablokowała dostęp do swojego profilu kilku krytycznym dziennikarzom, w tym Kamilowi Sikorze z Wirtualnej Polski. W USA takie postępowanie wybranego i podlegającego publicznej krytyce polityka może okazać się nie tylko nieeleganckie, ale wręcz niezgodne z prawem.

Donald TrumppolitykaBeata Szydło
Zobacz także
Komentarze (10)