Amon Goeth - niebywały sadysta
"Amon Goeth, komendant obozu koncentracyjnego w Płaszowie, miał zły dzień, jeśli własnoręcznie nie zabił jakiegoś więźnia.
- Gdy zobaczyłeś Goetha, zobaczyłeś śmierć - wspominał po latach Poldek Pfefferberg, jeden z ocalałych żydowskich więźniów Płaszowa. Komendant był niebywałym sadystą - więzień tego obozu mógł mówić o szczęściu, jeśli przeżył w nim kilka tygodni.
Żydzi z krakowskiego getta stoją w kolumnie, w każdym szeregu po pięć osób. Wkrótce mają ruszyć do zbudowanego na skraju miasta obozu w Płaszowie. Do kolumny podchodzi wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. W ręku trzyma pejcz. Na skórzanym płaszczu nosi dystynkcje SS-Obersturmfuhrera, czyli porucznika. Podchodzi do kobiety trzymającej na rękach niespełna trzyletnie dziecko. Wyrywa je i z impetem rzuca o bruk. Gdy kobieta chce je ratować, bije ją pejczem. - Los! [Naprzód] - każe jej i całej kolumnie maszerować do obozu.
Wyszukuje kolejne Żydówki z małymi dziećmi na rękach, wyrywa maluchy i w ten sam sposób zabija. Gdy któraś z matek broni dziecka, sięga po pistolet. Trupy kobiet spycha butem na pobocze" - dowiadujemy się z książki.