Akcja na warszawskim osiedlu. Ostrzegają przed zakupem mieszkania

Mieszkańcy jednego z osiedli na warszawskim Gocławiu wywiesili na balkonach banery ostrzegające potencjalnych nowych lokatorów. Mieszkańcy przekonują, że przez błąd dewelopera ich życie to pasmo uciążliwości, związanych m.in. z utrudnionym dojazdem do bloku. Deweloper umywa ręce i winę zrzuca na "konflikt sąsiedzki".

Mieszkańcy warszawskiego osiedla wywiesili transparenty
Mieszkańcy warszawskiego osiedla wywiesili transparenty
Źródło zdjęć: © Instagram
Justyna Lasota-Krawczyk

10.09.2024 | aktual.: 10.09.2024 13:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Warszawskie osiedle na pierwszy rzut oka wygląda zachęcająco. Dogodna lokalizacja, w pobliżu centrum handlowego Promenada, nowe bloki, czyste alejki, bujna zieleń. Mieszkańcy przekonują jednak, że w rzeczywistości zmagają się z wieloma niedogodnościami, które miał spowodować jeden błąd dewelopera.

"Źle się tu mieszka. Zanim kupisz mieszkanie, zapytaj" - takie banery pojawiły się na jednym z bloków osiedla na Gocławiu w Warszawie. Na transparentach nadrukowano kod QR, odsyłający do strony internetowej jednej ze wspólnot. Zostały tam szczegółowo opisane problemy, z jakimi zmagają się mieszkańcy.

Zbyt wiele wspólnot

- Samo osiedle wydaje się bardzo fajne, mieszkania, zieleń między naszymi budynkami bardzo nam się podoba. Ale niedobrze się tutaj mieszka. Naszym zdaniem deweloper popełnił jeden błąd, który się mści na mieszkańcach: to osiedle było planowane jako spójna całość, ale zostało oddane etapami oraz powierzone wielu wspólnotom i zarządcom - mówi "Wyborczej" pan Przemysław, jeden z inicjatorów akcji z transparentami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podkreśla, że zdaniem mieszkańców kłopotem są również plany właściciela Promenady, który w najbliższej okolicy zamierza wybudować 1200 mieszkań na wynajem. - Zaczęliśmy mieć obawy, że tu zrobi się nieznośnie - przyznaje pan Przemysław.

Mieszkania bez możliwości dojazdu

Na stronie wspólnoty mieszkańcy wiele uwagi poświęcają drogom dojazdowym do bloków. W planie zagospodarowania są one publiczne, deweloper postawił na nich jednak szlabany.

Deweloper nie przekazał ulic miastu, ani dzielnicy, a licznym wspólnotom mieszkaniowym. Teraz cierpią mieszkańcy, którzy w godzinach szczytu stoją w korkach przed szlabanem na drogach dojazdowych do swoich bloków. - Pomimo chęci dialogu pozostaje nam jedynie wystąpić na drogę sądową, ponieważ posiadamy w aktach notarialnych wpisaną służebność polegającą na prawie nieograniczonego przejazdu i przechodu dla właścicieli i osób dojeżdżających - przyznaje pan Przemysław.

Deweloper zrzuca odpowiedzialność na "konflikt sąsiedzki"

- Oddaliśmy tę inwestycję w zarządzanie wspólnocie ponad 3 lata temu i według nas to jest głównie konflikt sąsiedzki. Wspólnoty mieszkaniowe zarządzające poszczególnymi etapami osiedla powinny znaleźć porozumienie dotycząca tematów związanych z zarządzaniem przestrzeniami wspólnymi - powiedziała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Aleksandra Goller ze Skanska Residential Development Poland.

Dodała, że szlabany na drogach dojazdowych nie powinny nikomu przeszkadzać, ponieważ nie znoszą zasady służebności. - Jeśli jedna ze wspólnot stawia szlabany, to jest to kwestia zarządzania, a służebność zapewnia innym wspólnotom możliwość dojazdu do swoich nieruchomości - przekonuje.

Źródło: "Gazeta Wyborcza", Instagram

Komentarze (10)