PolitykaZjednoczona prawica wcale nie jest zjednoczona? Politycy mają się buntować

Zjednoczona prawica wcale nie jest zjednoczona? Politycy mają się buntować

- Knuje, jeździ po kraju i buduje sobie struktury naszym kosztem - nie kryje oburzenia jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości. Ciśnienie w PiS podnosi nie opozycja, ale osoba ze Zjednoczonej Prawicy. Mowa o szefie Porozumienia Jarosławie Gowinie. Jarosław Kaczyński znalazł jednak już na niego sposób.

Zjednoczona prawica wcale nie jest zjednoczona? Politycy mają się buntować
Źródło zdjęć: © PAP | Tytus Żmijewski
Anna Kozińska

Na Radzie Politycznej Prawa i Sprawiedliwości nie tylko wybrano następcę Joachima Brodzińskiego, ale też podjęto decyzję w sprawie wyborów. Ustalono, że z list PiS nie będą mogły kandydować osoby, które w ciągu ostatnich trzech lat albo odeszły z partii, albo zostały z niej wyrzucone i przeszły do innego ugrupowania. Skąd ten pomysł? Ma to być odpowiedź na niepożądane przez przedstawicieli partii rządzącej działania Jarosława Gowina.

Szef Porozumienia przyjmuje ludzi, którzy pożegnali się z ugrupowaniem Kaczyńskiego. - Jemu się wydaje, że jak Morawiecki został premierem, to już mu wszystko wolno. Ale kłusownikiem u nas nie będzie - podkreślił w rozmowie z "Faktem" członek Komitetu Politycznego PiS.

- Renegatom i zdrajcom, którzy chcą pod skrzydłami Gowina pozałatwiać sobie posady, powiedzieliśmy twarde "nie" - stwierdził polityk z kierownictwa PiS. Decyzja Rady ma być wynikiem "lobbowania polityków i działaczy Prawa i Sprawiedliwości u prezesa za 'załatwianiem pewnych spraw z Gowinem'".

- Knuje, jeździ po kraju i buduje sobie struktury naszym kosztem. On zbiera spady po nas, biorąc takich, których wyrzucaliśmy z PiS - stwierdził polityk PiS. Jako przykład podał Adama Banaszaka, radnego sejmiku kujawsko-pomorskiego, który z PiS został wyrzucony dyscyplinarnie. - Gowin go bierze do siebie i obiecuje mu: a to pół województwa, a to miejsca na listach wyborczych - tłumaczył działacz PiS.

Gowin potrafi zdenerwować?

Złość polityków PiS podobno sięga zenitu. Według "Faktu", kiedy Kaczyński na Radzie Politycznej zaproponował dwuletni zakaz kandydowania osób, które przyszły do Zjednoczonej Prawicy z innej partii, zrobiło się głośno. "5 lat!", "dożywocie im" - takie okrzyki, według uczestnika spotkania, padły podczas Rady. Ostatecznie ustalono ze zakaz będzie obowiązywał trzy lata.

O sprawie donosi też "Gazeta Wyborcza". Cytuje słowa Kaczyńskiego, które miały paść podczas Rady: - Są tacy działacze, którzy kombinują, że u nas nie mieliby większych szans, więc może w ramach porozumień sojuszniczych mieliby większe. Nie możemy niczego takiego tolerować.

- Wiadomo, że za chwile będziemy siadać, by układać listy. I co? Działacze z wieloletnim stażem, wypróbowani w latach posuchy, mają się posunąć na liście dla kogoś, kto nas zdradził? To się nie uda - tak sprawę w rozmowie z dziennikiem skomentował jeden z szefów regionów PiS.

Co na to wszystko Porozumienie? - Jedyny transfer, który mógł się nie spodobać, to przejście Banaszaka - ocenił jeden z polityków ugrupowania Gowina.

Źródło: "Fakt"/"Gazeta Wyborcza"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (238)