PolskaZiobro: tworzono fałszywe informacje o politykach prawicy

Ziobro: tworzono fałszywe informacje o politykach prawicy

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro
uważa, że z zebranych przez prokuraturę dokumentów dotyczących
inwigilacji prawicy ponad wszelką wątpliwość wynika, iż doszło do
popełnienia przestępstwa - tworzenia fałszywych informacji na
temat polityków - oraz że główny oskarżony, funkcjonariusz służb
specjalnych, nie działał z własnej inicjatywy.

26.01.2006 | aktual.: 26.01.2006 10:43

Zwrócimy się do szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, by ten dokonał oceny, czy w archiwach ABW nie znajdują się inne dokumenty, które pomogłyby prokuraturze ustalić, kto wydawał panu Lesiakowi (Janowi L., który kierował zespołem inspekcyjno- operacyjnym przy gabinecie szefa dawnego UOP) decyzje - powiedział minister w radiu Zet.

Z wielotomowych dokumentów wyłania się obraz bardzo ponury polskiej rzeczywistości lat 90. Wiele faktów, o których czytałem wówczas w mediach, które były przedstawiane jako rewelacje dziennikarskie, w rzeczywistości były zdarzeniami inspirowanymi przez służby specjalne, które miały kompromitować właśnie polityków prawicy - ocenił minister.

Pod koniec listopada ubiegłego roku minister spraw wewnętrznych i administracji oraz prokurator krajowy zadeklarowali, że nie widzą przeszkód, by odtajnić akta nielegalnej inwigilacji w pierwszej połowie lat 90. przez UOP prawicowej opozycji wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej - w tym m.in. Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Deklarację, że akta staną się jawne i ogólnodostępne, złożył wtedy również minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Przekroczenie w latach 1991-1997 uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań prawicowych, warszawska prokuratura zarzuciła płk. Janowi L., za co grozi do 3 lat więzienia. L. - szef zespołu inspekcyjno-operacyjnego gabinetu szefa dawnego UOP - to jedyny oskarżony w sprawie. Wątek ewentualnej odpowiedzialności jego przełożonych umorzono w 2002 r.

Materiały sprawy znaleziono w lipcu 1997 r. w szafie płk. Jana L., szefa tajnego zespołu przy gabinecie szefa UOP. Sprawę ujawnił w sierpniu 1997 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Zbigniew Siemiątkowski z SLD, koordynator służb specjalnych w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza.

Zespół miał w 1993 r. opracować plany działań operacyjnych UOP, których elementem miała być inwigilacja przywódców antywałęsowskiej prawicy. Celem działań miało być skłócenie i skompromitowanie czołowych działaczy Porozumienia Centrum, Ruchu III Rzeczypospolitej oraz Ruchu dla Rzeczypospolitej. Zamierzano ich kompromitować m.in. przy wykorzystaniu tajnych agentów UOP w środowiskach prawicowych. Szefem UOP był wtedy Gromosław Czempiński, a nadzorował go ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski. Obaj zaprzeczali, by doszło do inwigilacji.

Tajne śledztwo w sprawie inwigilacji wszczęto w październiku 1997 r. na podstawie doniesienia ówczesnego szefa UOP Andrzeja Kapkowskiego. Początkowo prokuratura badała, czy w 1993 r. - gdy premierem była Suchocka - UOP prowadził bezprawne działania przeciw prawicowej opozycji. Potem śledztwo rozszerzono na działania UOP przeciw partiom politycznym (w tym PPS) w latach 1993-96, gdy rządziła koalicja SLD-PSL.

W listopadzie 1999 r. ówczesna minister sprawiedliwości Hanna Suchocka zapowiedziała kroki w celu odtajnienia całości akt umorzonego (wówczas - prawomocnie) śledztwa. Zgodnie z jej zapowiedzią, prokuratura miała odtajnić swoje akta, a UOP - swoje. Całość miałaby trafić do marszałka Sejmu. Ostatecznie okazało się, że z ujawnieniem akt trzeba czekać na prawomocne zakończenie całej sprawy inwigilacji.

W 2003 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia wobec Jana L.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)