Zimna wojna? Bronisław Komorowski: z tym się trzeba liczyć
Od 1989 r. Polska rozwinęła się bezprecedensowo - powiedział prezydent Bronisław Komorowski w wywiadzie dla Superstacji. Do osiągnięć zaliczył utrwalenie demokratycznych mechanizmów, za niewystarczające uznał zaangażowanie obywateli w sprawy publiczne. W kontekście stosunków z Rosją, prezydent zapytany, "czy już mamy zimną wojnę", odpowiedział, że "z tym się trzeba liczyć i to jest rzecz bardzo przykra".
- Te 25 lat to jest niebywały rozwój, niemający odniesienia w całej historii Polski - powiedział prezydent, pytany, co w roku rocznic wyborów 4 czerwca, wstąpienia do NATO i UE uważa za największe osiągnięcia. - To nie znaczy, że udało się wszystko i że nie ma problemów - zaznaczył.
Zachęcał do spojrzenia na ćwierćwiecze z punktu widzenia własnej rodziny i swojej gminy, "ale również żebyśmy wspólnie spojrzeli na Polskę tych 25 lat oczami sąsiadów z zagranicy, między innymi z Ukrainy". - My nasze 25 lat wykorzystaliśmy, na tle innych, którzy mają straszliwe kłopoty, naprawdę znakomicie - powiedział.
- To, co się na pewno udało, to wielka reforma samorządowa, która była mądrą formą odejścia od poprzedniego systemu na zasadzie niekrzywdzenia ludzi - dodał Komorowski. Podkreślił, że w wyborach samorządowych wygrywało wielu ludzi, którzy służyli swojej społeczności lokalnej także w poprzednim ustroju. - To, co nam się jeszcze udało, to utrwalenie mechanizmów demokratycznych, mankamenty można dostrzegać, ale instytucje demokratyczne w Polsce są stabilne - dodał prezydent.
Za moment, w którym ustrój się sprawdził, uznał okres po katastrofie smoleńskiej, kiedy bank centralny, wojsko i inne instytucje centralne utraciły szefów, jednak nie przestały funkcjonować. - Paraliżu nie było. Ujawniły się różne słabości i z tego wyciągamy wnioski, ale sprawą kluczową było ustabilizowanie państwa i to się udało - zaznaczył.
Za niezadowalający prezydent uznał "poziom zaangażowania obywateli w sprawy społeczności lokalnych i społeczeństwa jako całości" - niższy niż w wielu innych państwach europejskich, także mających komunistyczną przeszłość. Prezydent zwrócił uwagę na powszechne przekonanie, "że wszystkie sprawy powinno rozwiązywać państwo, a nie my, obywatele". Za wyzwanie uznał zwiększenie roli obywateli w funkcjonowaniu samorządów, aby brali udział nie tylko w referendach i rozmowach o budżecie partycypacyjnym.
Na pytanie, czy dla bezpieczeństwa ważniejsze jest zakotwiczenie Polski w europejskich instytucjach, czy nakłady na obronność, prezydent odparł, że istotne są oba wymiary.
- Do niedawna można było myśleć, że silna Polska to Polska silna prawami obywatelskimi, aktywnością obywateli, gospodarką, wykształceniem; słusznie można było myśleć, że to jest Polska silnie zakorzeniona w instytucjach świata zachodniego. Ale dzisiaj należy podkreślić coś, co było na tej liście zawsze - poczucie bezpieczeństwa budowane w oparciu o siłę, także sił zbrojnych - powiedział.
Zawieszenie poboru i przejście na armię zawodową ocenił jako "absolutnie słuszny wybór", argumentując, że profesjonalne wojsko z natury jest lepiej wyszkolone i wyposażone, a "jeden żołnierz zawodowy dużo więcej warty niż dwóch czy trzech z poboru".
W kontekście stosunków z Rosją, prezydent był pytany, "czy już mamy zimną wojnę". - Myślę, że z tym się trzeba liczyć i to jest rzecz bardzo przykra, ale to, co obserwujemy, stawia pod wielkim znakiem zapytania realną możliwość współpracy świata zachodniego i Rosji. Nie tylko pod względem bezpieczeństwa, ale także gospodarczym i politycznym. Jak nie ma współpracy, to jest w zasadzie zimna wojna - ocenił.
- Dzisiaj już nikt nie mówi o modernizacji Rosji, dzisiaj się mówi o potrzebie wzmocnienia państwa rosyjskiego przez rozbudowanie strefy jego wpływów, przez budowanie elementów nacisku na sąsiadów albo nawet zabierania tym sąsiadom jakichś terytoriów, jak się stało z Krymem"- zauważył.
Dodał, że "to wszystko razem musi powodować załamanie amerykańskiego +resetu+, marzeń całego świata zachodniego o modernizującej się Rosji i musi wywoływać obawy wszystkich". - Wszyscy zaczynają się zbroić, powoli zaczynają coraz bardziej obawiać się Rosji, i wszyscy w naszym rejonie Europy zaczynają rozglądać się z niepokojem, czy przypadkiem metoda zastosowana wobec Krymu i Ukrainy nie zostanie upowszechniona przez Rosję w odniesieniu do innych - powiedział prezydent.