Zgwałcili ją, bo sama tego chciała?
Nie ma znaczenia, czy ofiara gwałtu zachowywała się prowokująco, miała duży biust, głęboki dekolt, krótką czy długą spódnicę. Nie ona ma udowadniać swoją niewinność. Uwaga powinna być skupiona na sprawcy zgwałcenia, a nie na poszkodowanej – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Monika Płatek, specjalista w zakresie prawa karnego z Uniwersytetu Warszawskiego. Dlaczego mamy tendencję do rozgrzeszania gwałcicieli i winienia ich ofiar?
18.02.2010 | aktual.: 04.01.2011 23:40
WP: Joanna Stanisławska: Czy wyrok dla głównych bohaterów seksafery to przełom? Stanisław Łyżwiński za zgwałcenie kobiety i wykorzystywanie seksualne działaczek Samoobrony został skazany na pięć lat więzienia, Andrzej Lepper za żądanie i przyjmowanie "korzyści o charakterze seksualnym" od działaczek partii, w tym Anety Krawczyk - na 2 lata i 3 miesiące. Czy to dużo?
Prof. Monika Płatek: - Zgadzam się, że ten wyrok jest przełomowy. Kara jest adekwatna do czynu. Uważam, że to dobry wyrok także ze względu na walory edukacyjne. Uczy społeczeństwo o ciężarze przestępstwa, jakim jest zgwałcenie. Pokazuje też, że odpowiada się za molestowanie seksualne. Mam nadzieję, że będzie przestrogą dla tych, którzy kiedyś będą chcieli wykorzystać swą pozycję do tego rodzaju czynów. Dla Łyżwińskiego i Leppera kara w takiej wysokości była całkowitym zaskoczeniem, dzięki czemu być może dotrze do nich waga przestępstwa, jakiego się dopuścili. Pytanie tylko, czy oni w ogóle trafią do więzienia.
WP: Wyrok w seksaferze to sygnał dla polskich kobiet, że warto ujawnić fakt molestowania przez przełożonego - ocenił minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. Czy rzeczywiście?
- Ten wyrok może być dobrym pretekstem do tego, by zapoczątkować inną niż do tej pory rozmowę na temat molestowania. Taką, która będzie wskazywała na to, że za zachowania seksualne odpowiada osoba je inicjująca. Przypadek z jakim mamy tutaj do czynienia to nadużycie stanowiska przez przełożonego. Kobieta dostała pracę dlatego, że wpadła w oko szefowi, który wykorzystywał ją seksualnie. Przy czym prawdopodobnie nie liczyły się natomiast jej kwalifikacje. To przykład potwornej dyskryminacji na rynku pracy.
WP: Aneta Krawczyk po wyroku mówiła, że przeszła drogę przez mękę. I rzeczywiście, w czasie procesu podważano jej wiarygodność, pod jej adresem padały niewybredne określenia, była nazywana prostytutką, kobietą lekkich obyczajów, która spała z tyloma mężczyznami, że nie wie, kto jest ojcem jej dziecka. Skąd się biorą takie zachowania?
- To prywatna sprawa Anety Krawczyk z iloma mężczyznami sypia. W naszym społeczeństwie skupia się uwagę na poszkodowanej, a nie na sprawcy. Ofiara jest obrzucana błotem, obrażana. Tymczasem, kiedy mamy do czynienia z molestowaniem seksualnym, to, jak się zachowuje ofiara molestowania seksualnego, co mówi i jak wygląda, nie ma tak naprawdę znaczenia. Nic nie zwalnia bowiem sprawcy gwałtu z kierowania się określonymi zasadami, jak również z odpowiedzialności za naruszanie prawa. Nie powinniśmy zastanawiać się nad tym, czy osoba poszkodowana zachowywała się odpowiednio, ale - czy oskarżony dopuścił się zarzucanych mu czynów, czy nie.
WP: Czy wyrok ws. seksafery będzie także sygnałem dla sędziów, jakie wyroki wymierzać, jak rozstrzygać podobne sprawy?
- Tak, to może być sygnał dla sądów, w jakim kierunku orzekać. Zwłaszcza, że to one w dużym stopniu odpowiadają za praktyczną politykę niedyskryminacji.
WP: W ostatnich dniach zapadł również inny precedensowy wyrok. 80 tys. zł zapłaci gwałciciel swojej ofierze za cierpienia związane z tym przestępstwem – uznał Sąd Apelacyjny w Lublinie. W październiku 2007 r. wówczas 23-letnia studentka z Chełma wracała do domu okazją. Kierowca samochodu, który zgodził się ją podwieźć, nagle zjechał w boczną drogę i tam, grożąc nożem, zgwałcił ją. Dziewczyna wystąpiła przeciwko niemu z pozwem cywilnym, domagając się 120 tys. zł zadośćuczynienia. Argumentowała, że gwałt pozostawił w jej psychice trwałe ślady, które będą rzutować na dalsze życie. Jak pani ocenia to orzeczenie?
- Sąd apelacyjny znacznie obniżył wysokość zadośćuczynienia w stosunku do pierwotnego roszczenia, ale i tak, jak na polskie realia, zasądzona kwota okazała się wysoka. Ten wyrok prezentuje zupełnie inne myślenie o przestępstwie zgwałcenia, niż miało to miejsce do tej pory. W Polsce bardzo długo wyglądało to tak, że osoba poszkodowana w zasadzie musiała udowadniać swoją niewinność. Wyroki w sprawach lubelskiej i seksaferze, to orzeczenia, o których dyskutujemy, dlatego, że są one wyjątkowe. Chociaż mamy za sobą kilkadziesiąt lat państwa demokratycznego, do pewnych standardów dochodzi się bardzo powoli. Żyjemy w społeczeństwie, które wciąż jest silnie spatriarchalizowane, w którym nie panuje rzeczywiste partnerstwo i zasady równego statusu kobiet i mężczyzn. Mamy skłonność oceniać i winić kobiety, a z mężczyzn zdejmować odpowiedzialność za podejmowane decyzje seksualne. Wielu mężczyzn, nawet tych z wyższym wykształceniem, jest skrajnie niewrażliwych, jeśli chodzi o sferę wykorzystywania seksualnego i
molestowania. WP: W przypadku sprawy Romana Polańskiego nawet czołowi przedstawiciele kultury, mediów i polityki mówili o jego ofierze, Samancie Geimer, że była to "nieletnia prostytutka" (Krzysztof Zanussi), że dziewczynki "prowokują dorosłych mężczyzn" (Dorota Stalińska), a zatem same są sobie winne, zwłaszcza wtedy, gdy nie są dziewicami (Karolina Korwin-Piotrowska). Takie słowa mają realny wpływ na sytuację ofiar przemocy seksualnej, które słysząc powielane w mediach oskarżenia, boją się ujawnić nadużycia, których doświadczają.
- Po raz kolejny powtórzę, że wygląd i zachowanie osoby pokrzywdzonej, nie ma kompletnie znaczenia dla faktu zgwałcenia. Nie jest istotne, czy miała duży biust, głęboki dekolt, krótką czy długą spódnicę. Uwaga powinna być skupiona na osobie sprawcy, a nie na poszkodowanej. Andrzej Lepper był wicepremierem, natomiast doszedł do tej funkcji z pozycji, która nie dała mu możliwości nabrania wrażliwości genderowej. Można ironicznie stwierdzić, że jest on w pewnym sensie ofiarą naszego społeczeństwa. Swego czasu zdziwił się, że prostytutkę można zgwałcić. Lepper to mało wykształcony mężczyzna, który nie ma nawet matury. Jego przypadek pokazuje, jak ważne w edukacji jest wychowanie seksualne czy wychowanie do życia w rodzinie i to, że powinno się ono rozpocząć bardzo wcześnie.
WP: Według statystyk policyjnych w 2008 r. było 1,5 tys. stwierdzonych przypadków zgwałceń, w 2001 r. - 2,3 tys. Czy to oznacza, że ich liczba zmalała?
- Przestępstwo zgwałcenia nie jest ścigane z urzędu, ale na wniosek pokrzywdzonej. Nawet jeśli policja schwyta sprawcę zgwałcenia, który napadł na kobietę, ale ona nie złoży wniosku o ściganie, to tego pana trzeba przeprosić i wypuścić na wolność. On nie odpowie za swoje czyny. Nie ma woli ustawodawcy ścigania przestępstw o zgwałcenie. Takie rozwiązanie jest uzasadniane tym, że zgwałcenie jest kwestią na tyle wstydliwą dla ofiary, że zostawia jej się możliwość decyzji o ściganiu gwałciciela. Te statystyki nie mówią o tym, ile faktycznie zgwałceń ma miejsce, ani czy ich liczba maleje, bądź rośnie. Na ich podstawie możemy stwierdzić, jak wysoka jest skłonność wśród osób poszkodowanych do zgłoszenia przestępstwa zgwałcenia. Można przyjąć, że im więcej jest zgłoszeń przestępstw zgwałcenia, tym lepsza jest atmosfera poszanowania dla ofiar. Kiedy ta ilość się zmniejsza, to znaczy, że kobiety mają mniejsze poczucie bezpieczeństwa i bardziej obawiają się powtórnego straumatyzowania podczas postępowania przez
organami ścigania. To wskazuje także na to, jak niewielka jest wiedza poszkodowanych o możliwościach uzyskania pomocy jako ofiara przestępstwa. Jeżeli teraz kolejne wyroki, np. w sprawie molestowania w magistracie w Olsztynie, będą wydawane w podobnym duchu, jeśli tej tendencji nic nie zakłóci, to możemy się spodziewać, że będzie więcej zgłoszeń przestępstw zgwałcenia. Nie będzie to jednak wcale oznaczać, że samych zgwałceń będzie więcej, ale, że sąd odniósł sukces, że ludzie będą mieli więcej wiary w wymiar sprawiedliwości.
WP: Stereotyp dotyczący gwałtu jest taki, że to napad dokonany w ciemnej uliczce przez nieznajomego sprawcę. Czy takich spraw jak np. przypadek grasującego gwałciciela z Zielonej Góry jest wiele? Jakich gwałtów jest najwięcej?
- Przypadki, że sprawca jest nieznany, to bardzo niewielki procent spraw. Najczęściej gwałciciel jest ofierze znany i nadużywa jej zaufania. Dość typowe są gwałty dokonywane przez partnera – męża czy przyjaciela. Również przemoc fizyczna nie jest warunkiem koniecznym do stwierdzenia gwałtu.
WP: Czy ofiarami gwałtów sa wyłącznie kobiety?
- Kobiet oczywiście jest najwięcej, ale wśród poszkodowanych są również mężczyźni. Wiemy o nich jeszcze mniej niż o zgwałconych kobietach, bo w tym wypadku potępienie społeczne z jakim spotykają się ofiary jest większe. Mężczyzna w takim przypadku występuje niejako w roli kobiety, a w pewnych środowiskach dla mężczyzny nie ma nic gorszego niż być sprowadzonym do roli kobiety. To również świadczy o tym, jak duży mamy problem z dyskryminacją ze względu na płeć.
WP: Jak duży jest odsetek gwałconych mężczyzn?
- Trudno stwierdzić. Wiemy natomiast, gdzie się ich gwałci. W wojsku, więzieniach, seminariach duchownych, szpitalach, na statkach. Zdarza się, że mali chłopcy są gwałceni na plebaniach, poza tym padają ofiarą gwałtów ze strony innych chłopców. Gwałt jest zjawiskiem, do którego dochodzi niemal w każdym zamkniętym środowisku. Jak możemy przypuszczać, dochodzi również do gwałtów kobiet na kobietach, tyle że mniej jest miejsc zamkniętych, gdzie przebywają same kobiety.
WP: Wśród opinii pojawiają się też takie, że definicja molestowania seksualnego jest nieprecyzyjna i na jej podstawie można każdego oskarżyć. Czy często zdarzają się przypadki fałszywych oskarżeń w takich sprawach?
- Być może takie przypadki się zdarzają, natomiast trzeba pamiętać o tym, że mamy 1,5 tys. stwierdzonych przypadków zgwałceń i ciemną liczbę tych, które nie zostały zgłoszone. Ta liczba, zdaniem policjantów, jest kilkanaście razy większa. Mówi się o 4% procentach kobiet, które przeżyły zgwałcenie i o co czwartej kobiecie, która przez kilkanaście lat życia doświadczała seksualnego molestowania. Przy tak niskim odsetku zgłaszanych przestępstw zgwałcenia, nie sądzę, aby wiele było kobiet chętnych, by przejść przez to, przez co przeszła np. Aneta Krawczyk, po to tylko, by kogoś wrobić. Niski poziom kultury, który prowadzi do przerzucania winy na kobietę-ofiarę, powoduje u nas jednocześnie skłonność do zakładania z góry, że ona sama jest sobie winna, bądź, że to wszystko, co mówi jest wyssane z palca. Jak się spojrzy na wiarę codzienną, to przebiega ona według schematu: nie mógł to być gwałt, bo nie było z tego dziecka; nie mógł to być gwałt, bo była z tego ciąża; nie mógł to być gwałt, bo kobieta piła alkohol.
Podchodziłabym do zarzutów o fałszywe oskarżenia ostrożnie.
Monika Płatek - profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji. Jest kierowniczką Zakładu Kryminologii w Instytucie Prawa Karnego WPiA UW. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej, stypendystka Fulbrighta. Wykładała również w Waszyngtonie, Oslo, Kopenhadze, Sztokholmie, Helsinkach, Budapeszcie i Wilnie. Prowadziła zajęcia na międzywydziałowych Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.