Zginął z miłości do stoczni
Przedstawiamy sylwetkę tragicznie zmarłego Bolesława Hutyry, kapitana żeglugi wielkiej, przewodniczącego Komitetu Ratowania Stoczni Gdańskiej.
Odmówił strzelania do robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., co oznaczało przerwanie kariery wojskowej. Pod koniec lat 90. był przewodniczącym Komitetu Ratowania Stoczni Gdańskiej. Chciał rozwiązać zagadkę „zniknięcia” pieniędzy ze zbiórki na jej ratowanie, za co spotkał go atak ze strony o. Rydzyka i jego ludzi.
Grudzień 1970. Na ulicach Trójmiasta trwają walki uliczne. ZOMO brutalnie rozprawia się z protestującymi stoczniowcami. Walki toczą się w dymie gazów łzawiących i petard, milicjanci używają broni palnej, giną pierwsi ludzie. Od kilku dni na terenie całego Wybrzeża trwa stan wyjątkowy. W Sztabie Marynarki Wojennej w Gdyni rozpoczyna się odprawa służbowa dowódców okrętów. Wszystkie jednostki mają być w pełnej gotowości bojowej. W każdej chwili mogą być użyte przeciw protestującym. Do robotników strzelał nie będę– oświadcza zdumionym przełożonym młody kapitan. Rzuca na ziemię czapkę, zdejmuje oficerski pas, wychodzi z sali trzaskając drzwiami. Oficerowie są tak zaskoczeni, że nikt nawet nie próbuje zatrzymać buntownika. Jego postawa imponuje nie tylko kolegom, ale także części przełożonych. W rezultacie Marynarka Wojenna nie uczestniczy w pacyfikacji Wybrzeża. Do Trójmiasta zostaje wysłany pułk zmechanizowany z Wałcza. Żołnierze dokonują masakry. Na ulicach słychać krzyki ludzi rozjeżdżanych przez gąsienice
czołgów.
Ostateczny bilans wydarzeń grudniowych – przynajmniej 44 osoby zabite, ponad tysiąc rannych. Rodziny ofiar nie mogą nawet ustalić miejsca pochówku swoich bliskich. Stoczniowcy i ich rodziny na zawsze zapamiętają te dni. Zapamiętają też kapitana Marynarki Wojennej Bolesława Hutyrę, który jako pierwszy oficer odmówił strzelania. Spalił w ten sposób za sobą mosty w wojsku. Zyskał szacunek i ogromną sympatię stoczniowców.
Niepokorny
Zachowanie Hutyry w 1970 r. nie było pierwszym sprzeciwem wobec systemu komunistycznego. W roku 1956 aktywnie uczestniczył w protestach przeciwko pozostawieniu sowieckich doradców wojskowych w jednostkach Wojska Polskiego. Sprzeciwiał się także ówczesnemu ministrowi obrony narodowej Konstantemu Rokossowskiemu. Za swoją postawę w 1970 r. kpt. Hutyrze grozi sąd polowy, jednak dowódca dywizjonu kmdr por. Wróbel wydaje podwładnemu rozkaz natychmiastowego udania się do izby chorych na badania, po których Hutyra trafia do 7. Szpitala Marynarki Wojennej w Oliwie, unikając w ten sposób zemsty ze strony władzy.
Lata 1980–1981 to działalność Hutyry w strukturach „Solidarności” PLO. W stanie wojennym jest internowany.
W momencie zagrożenia Stoczni Gdańskiej upadłością Hutyra zostaje przewodniczącym Komitetu Ratowania Stoczni, powołanego przez Radio Maryja. Stając na ambonie obok o. Rydzyka mówi: Daję słowo honoru, że żadna złotówka przeznaczona na ratowanie stoczni nie przepadnie. W 1999 r. orientuje się, że nie wiadomo, co się stało z pieniędzmi na ratowanie stoczni. Wysyła listy do o. Rydzyka i osób związanych z Radiem Maryja (publikowaliśmy je dwa tygodnie temu w „Gazecie Polskiej”). Listy pozostają bez odpowiedzi, a ludzie związani z o. Rydzykiem organizują spotkania, podczas których szkalują Hutyrę. Bolek, nie możemy dalej współpracować. Z ust ojca dyrektora padają zarzuty pod twoim adresem. Podobno jesteś agentem – mówi Hutyrze jeden z jego znajomych. Hutyra zakłada stowarzyszenie „Arka”, które skupia akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej. W 2000 r. pojawia się szansa na jej uratowanie.
Tajemniczy wypadek
Na wrzesień 2000 r. wyznaczona zostaje data walnego zebrania akcjonariuszy. Plan Hutyry jest następujący – akcjonariusze wybiorą radę nadzorczą. Najważniejszym punktem zebrania będzie głosowanie nad uwłaszczeniem pracowników oraz emerytowanych stoczniowców. W ten sposób stocznia pozostanie w polskich rękach. Po zakończeniu walnego władze stoczni wystąpią do dyrektora Radia Maryja Tadeusza Rydzyka z prośbą o pieniądze na jej funkcjonowanie. Piątek, 15 września 2000 r., Bolesław Hutyra, a także Marian Moćko, członek zarządu stowarzyszenia „Arka”, oraz przyjaciel Hutyry Andrzej Bugajski jadą na spotkanie z ministrem skarbu Andrzejem Chronowskim. Spieszą się. Koło Nidzicy prowadzony przez Bugajskiego opel calibra zderza się z maszyną drogową. Kierowca i pasażerowie giną na miejscu. Okoliczności są niejasne – wypadek zdarzył się na prostej drodze, przy dobrej widoczności i ładnej pogodzie.
Naukowcy badający okoliczności tragedii stwierdzają, że przyczyn nie można ustalić. Zastanawiający jest jednak brak śladów hamowania. 16 września 2000 r. odbywa się druga część zebrania. Prowadzący obrady Roman Giertych zostaje wybrany na przewodniczącego rady nadzorczej stoczni. W skład rady wchodzi też Witold Hatka. Nazwiska Giertycha i Hatki pojawiają się też przy aferze Wielkopolskiego Banku Rolniczego. Giertych nie wpisuje do porządku głosowania najważniejszego dla stoczniowców punktu o uwłaszczeniu pracowników. Zapomniałem – tłumaczy oburzonym zebranym.
W ten sposób sprawa stoczni została przegrana. Oczywiście pan Giertych nie upomniał się u ojca dyrektora o pieniądze ze zbiórki na stocznię. Wkrótce powstał LPR– mówi Tomasz Hutyra, syn Bolesława. Próbowaliśmy skontaktować się z Romanem Giertychem, jednak pomimo licznych prób okazało się to niemożliwe.
Przemysław Harczuk, Piotr Łuczuk