Zginął, wychodząc z autobusu w Białymstoku. "Był sprawnym człowiekiem, chciał żyć"
- Był sprawnym człowiekiem, chciał żyć, ale wyszło, jak wyszło. Dla mnie jest ból, niechęć do życia, tyle mi zostało - mówi Wirtualnej Polsce córka mężczyzny, który zginął kilka dni temu w Białymstoku, gdy wychodził z autobusu. Podlascy śledczy wyjaśniają okoliczności tragicznego wypadku, do którego doszło na ul. Niemeńskiej. Starszy mężczyzna został zakleszczony przez automatyczne drzwi i upadł. Reporter WP Marek Gorczak pojawił się na miejscu tragedii. Córka zmarłego opowiedziała o szczegółach wypadku. - Był zawsze punktualny, to była godz. 17, miał być w domu, to mnie zaniepokoiło. Zobaczyłam tutaj pogotowie, służby. Bóg tak chciał widocznie - dodała. Zapytaliśmy też służby, jaki finał może mieć sprawa i czy po pierwszych dniach można już wskazać winnego. - Ze wstępnych ustaleń policjantów wynika, że w poniedziałek, podczas wysiadania 91-letniego mężczyzny z autobusu komunikacji miejskiej, drzwi przytrzasnęły mu nogę, w wyniku czego upadł. Niestety, w wyniku tego zdarzenia mężczyzna zginął - poinformowała mł. asp. Malwina Trochimczuk. Na pytanie, co może grozić teraz kierowcy autobusu, usłyszeliśmy, że "o wszystkim zadecyduje sąd". Szef Białostockiej Komunikacji Miejskiej przekazał nam, że kierowca autobusu nie został zatrzymany. Przebywa obecnie na zwolnieniu lekarskim i "ciężko przeżywa całą sytuację", otrzymując od swojego pracodawcy wsparcie psychologiczne. Więcej w materiale Marka Gorczaka.