Zeznawał "żołnierz" Baraniny
Przed wiedeńskim sądem krajowym w czwartek kontynuowano przesłuchanie świadków w procesie 57-letniego Jeremiasza B., pseudonim Baranina, oskarżonego o podżeganie do zabójstwa byłego ministra sportu Jacka Dębskiego i udział w organizacji przestępczej.
Jako świadek stanął przed sądem 29-letni Jacek B., który poważnie
obciążył Baraninę. Według jego zeznań, przez pół roku - od
listopada 1998 do kwietnia 1999 - należał do "żołnierzy" Baraniny.
Miał za zadanie prowadzenie obserwacji. Był też na posyłki szefa,
do dyspozycji którego pozostawał przez 24 godziny na dobę.
Dostawał za to 400 dolarów miesięcznie.
Jemu i jeszcze jednemu mężczyźnie Jeremiasz B. zlecił również dwa morderstwa - zeznał świadek.
Jacek B. został objęty programem ochrony świadków austriackiego MSW i dopiero wówczas zgodził się zeznawać przeciwko byłemu bossowi. W czasie jego zeznań Jeremiasz B. musiał opuścić salę rozpraw, ponieważ świadek bardzo bał się go.
Świadkowi, który w drodze do sali sądowej miał zasłoniętą twarz, by go nie rozpoznano, towarzyszyła liczna grupa funkcjonariuszy w mundurach i po cywilnemu. Jacek B. odsłonił twarz dopiero podczas składania zeznań.
Jak powiedział, jednym z pierwszych zadań zleconych mu przez Baraninę, było zastrzelenie niejakiego Zoltana, który zdaniem bossa był winien śmierci znajomego. Zlecenie to nie zostało wykonane, ponieważ Zoltan przebywał w tym czasie w więzieniu.
Następnym zadaniem powierzonym świadkowi przez Jeremiasza B. było zlikwidowanie Polaka, właściciela kantoru. Zamach na jego życie nie powiódł się - mężczyzna został postrzelony, ale przeżył. "Pan B. był niezadowolony" - powiedział świadek.
Ponieważ Jacek B. nie wywiązał się również z następnego zadania, zrezygnował z pracy dla Baraniny. Twierdził, że się bał i nie wytrzymywał presji psychicznej. Szefa poinformował o swej "ucieczce" telefonicznie. Obecnie mieszka z rodziną w Austrii pod nieustanną ochroną policji. (iza) Jacek B. składał zeznania przez blisko trzy godziny. Następnie został przeprowadzony do pokoju narad, a na salę rozpraw powrócił Baranina. Sąd zrelacjonował mu treść zeznań świadka. Oskarżony, który twierdzi, że nie zna Jacka B., chciał postawić świadkowi pytania, ale ze względów proceduralnych nie było to możliwe. Jeremiasz B. oświadczył wówczas, że jego proces "nie jest fair". Uspokoił się po naradzie ze swoim obrońcą. Sąd ogłosił półgodzinną przerwę. W procesie Baraniny odmówił składania zeznań były szef policyjnej komórki do zwalczania przestępczości zorganizowanej (EDOK), która obecnie już nie istnieje. Z tą policyjna komórką współpracował oskarżony. Tymczasem szef EDOK został skazany za zaniechanie dochodzenia przeciwko
Jeremiaszowi B., mimo konkretnych przesłanek, że miał on związek z krwawą rozprawą w jednym z barów w Warszawie. Ponieważ jednak przeciwko temu policjantowi toczą się postępowania w innych sprawach, miał prawo odmówić zeznań. Zeznawał natomiast polski blacharz samochodowy, który pracował w jednym z warsztatów należących do oskarżonego. Przyznał, że jeżdżąc do Polski na urlopy zabierał od Jeremiasza B. przesyłki dla jego siostry. Twierdził, że były to głównie produkty żywnościowe, ale nie pieniądze. Powiedział też, że przekazał od Baraniny małą kopertę człowiekowi, który na zlecenie oskarżonego miał zastrzelić byłego ministra sportu. Na pytanie, co w niej było, odparł: "Nie mam pojęcia". Proces będzie kontynuowany w połowie marca. Nadal będą zeznawać świadkowie. Obrona zgłosiła podobno dodatkowe wnioski dowodowe. Zdaniem austriackiej agencji APA, jest mało prawdopodobne, by wyrok zapadł jeszcze w marcu. (PAP)