PolskaZespół Macieja Laska: Tu-154M zderzył się z przeszkodami przed uderzeniem w brzozę

Zespół Macieja Laska: Tu‑154M zderzył się z przeszkodami przed uderzeniem w brzozę

Zespół ds. katastrofy smoleńskiej przy Kancelarii Premiera pod przewodnictwem Macieja Laska poinformował na konferencji prasowej, że "zarejestrowano zdarzenia (Tu-154M) z przeszkodami jeszcze przed uderzeniem w brzozę". - Rejestratory dźwięku ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie Tu-154M - przypomnieli odnosząc się do nowego raportu zespołu parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza.

10.04.2014 | aktual.: 10.04.2014 18:30

- Na dzisiejszej konferencji byliśmy świadkami wielu politycznych deklaracji, natomiast nie została przedstawiona ani jedna teoria poparta materiałem dowodowym - powiedział Lasek na konferencji prasowej po prezentacji raportu zespołu Macierewicza. Lasek zastrzegł, że rocznica katastrofy powinna być dniem "zadumy i pamięci", jednak "po ostatnich wystąpieniach i przedstawieniu kolejnych nieprawdziwych teorii przez grupę pana posła Antoniego Macierewicza" uznano, że "należy przypomnieć przyczyny i sprostować nieprawdziwe informacje".

W raporcie zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej, którym kieruje Antoni Macierewicz (PiS), napisano, że Tu-154M rozpadł się w powietrzu, o czym świadczyć ma układ szczątków salonki na obszarze o promieniu 30-50 metrów i ich stan, m.in. nadpalenia od wewnątrz.

- W zapisie rejestratora głosu nie ma odgłosu wybuchu. W zapisie rejestratora parametrów lotu nie ma wzrostu ciśnienia różnicowego. Natomiast po synchronizacji tych dwóch zapisów można wskazać, w którym miejscu doszło do zderzenia z brzozą - zwracał uwagę Lasek.

Prezentując zdjęcia szczątków z salonki, Lasek podkreślił, że nie wykazują one śladów nadpaleń. - Brak jest wybitych szyb, brak wypchniętych drzwi luków awionicznych, niewygięta rama drzwi awaryjnych. Nie ma żadnych śladów na to, aby w salonce prezydenckiej mógł nastąpić wybuch wskazywany przez posła Antoniego Macierewicza - powiedział Lasek.

Podkreślił, że "rozrzut szczątków jest niewielki, nie przekracza połowy rozpiętości skrzydeł samolotu i czterech długości kadłuba".

Edward Łojek z zespołu Laska ocenił, że w rozdrobnieniu (części) Tu-154M nie ma nic dziwnego, a ilość szczątków - szacowana przez archeologów na kilkadziesiąt tysięcy - jest niewielka, bo zdarzały się przypadki katastrof, gdzie ta liczba sięgała ok. dwóch milionów.

Łojek zaznaczył, że "sugerowanie się rzekomo dużą ilością szczątków samolotu do niczego nie prowadzi". - Poza tym, czy jest pewność, że wszystkie szczątki, które archeolodzy odnaleźli, to były szczątki tego samolotu? To było niestety śmietnisko w tym miejscu, tam było wiele elementów metalowych. Rozmawialiśmy z archeologami, m.in. pepeszę tam znaleźli z czasów II wojny światowej - dodał.

Łojek zwrócił uwagę, że rzekome wybuchy na pokładzie Tu-154M "wędrują w teoriach zespołu parlamentarnego". - Wybuchy były pojedyncze, wielokrotne, przestrzenne, na skrzydle, pod skrzydłem, obok skrzydła, w kokpicie, w zbiornikach, teraz wybuchy zostały umiejscowione jeden na skrzydle, drugi w rejonie salonki - powiedział.

Natomiast Lasek ocenił, że rozrzut szczątków z salonki rzędu kilkudziesięciu metrów nie był niczym nadzwyczajnym w przypadku zderzenia z ziemią. - Chciałbym uzyskać od pana posła (Macierewicza) odpowiedź na pytanie: jeżeli do rzekomego wybuchu doszło dużo wcześniej, dlaczego te dwa elementy leżały tak blisko siebie na miejscu zderzenia z ziemią? - mówił Lasek.

Łojek przypomniał przykłady zbadanych katastrof spowodowanych eksplozją. W każdym przypadku rejestratory dźwięku zapisywały bardzo głośny dźwięk przed końcem zapisu. W przypadku Tu-154 takiego śladu nie ma.

Prezentując fotografie z miejsca katastrofy, Lasek podkreślił, że elementy wyposażenia wnętrza salonki ani włazy luków awionicznych w pobliżu tego miejsca nie mają wygięć na zewnątrz, które byłyby nieuniknione w razie wybuchu. Zwrócił uwagę, że rama drzwi awaryjnych została uszkodzona tylko wskutek uderzenia płatowca w ziemię i nie nosi śladów deformacji spowodowanej wybuchem, nie ma też nadtopień tapicerki ani osmolenia podłogi, która była wykonana ze sklejki.

Kolejny z członków zespołu Piotr Lipiec zwracał uwagę na czujnik ciśnienia różnicowego, czyli wewnątrz i na zewnątrz samolotu. Czujnik znajdował się w luku technicznym tuż pod podłogą, ok. 1-2 metrów od salonki i był sprawny - podkreślił Lipiec. Przypomniał też, że nie ma wątpliwości - zapisy rejestratorów nie zostały zmodyfikowane, co stwierdziły ABW, Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji, Instytut Ekspertyz Sądowych, komisja Millera i producent jednego z rejestratorów - polska firma ATM.

Lasek powiedział, że poza głównym miejscem zderzenia z ziemią najwięcej elementów samolotu znaleziono pod brzozą, na której nastąpiło odcięcie jednej trzeciej skrzydła. Wcześniej - powiedział Lasek, powołując się na opinię biegłych dla prokuratury - znaleziono jeden niewielki element, bowiem maszyna zahaczyła o czubki innych drzew.

- W raporcie napisaliśmy, że wskutek kontaktu z przeszkodami samolot został nieznacznie uszkodzony, ale był jeszcze na tyle sprawny, że mógł dalej kontynuować lot - przypomniał Lasek. Zaznaczył, że elementy znalezione przed wrakowiskiem nie pochodziły z wnętrza kadłuba, co jest kolejnym wskazaniem, że w samolocie nie doszło do wybuchu.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)