"Zerowe postępy" dialogu pokojowego - pomoże Kwartet Bliskowschodni?
W niedzielę, w chwili gdy konflikt bliskowschodni przenosi się na forum ONZ, zbiera się Kwartet Bliskowschodni, aby próbować doprowadzić do wznowienia przerwanego dialogu izraelsko-palestyńskiego - pisze izraelski dziennik "Jedijot Achronot".
W sobotę wieczorem udał się do Waszyngtonu izraelski minister obrony Ehud Barak. Spotka się tam z amerykańskim sekretarzem obrony Leonem Panettą i dyrektorem CIA Davidem Petraeusem - poinformował z kolei "Haarec".
Kwartet (USA, Rosja, UE, ONZ)
zbiera się w Nowym Jorku dwa dni po tym, jak palestyński prezydent Mahmud Abbas potwierdził w przemówieniu telewizyjnym strategię, jaką zamierza zastosować na forum ONZ: wystąpić 23 września do Rady Bezpieczeństwa o przyznanie państwu palestyńskiemu pełnego członkostwa Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Abbas, wskazując na "zerowe postępy" dialogu pokojowego trwającego od 18 lat, oświadczył, że Palestyna po to, aby mogła dalej prowadzić negocjacje, musi uzyskać pełne członkostwo ONZ.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu odpowiedział na to ogłoszeniem komunikatu, w którym oświadczył: "Pokoju nie osiąga się przez podejmowanie jednostronnych kroków w ONZ, ani przyłączając się do organizacji terrorystycznej Hamas. Pokój można osiągnąć w drodze bezpośrednich negocjacji z Izraelem".
Konflikt izraelsko-palestyński wskutek decyzji Abbasa, by wystąpić do ONZ "przybrał nowy wymiar" - pisze w sobotę z Jerozolimy korespondent madryckiego dziennika "El Pais" Enric Gonzalez.
- Abbas - wyjaśnia - zdaje sobie sprawę, że inicjatywa palestyńska jest skazana na niepowodzenie, ponieważ Amerykanie ją zawetują w Radzie Bezpieczeństwa, ale Waszyngton znajdzie się w wielkich opałach, starając się wytłumaczyć narodom arabskim, ogarniętym gorączką procesu rewolucyjnego, przyczyny swego bezwarunkowego poparcia dla Izraela.
W przekonaniu hiszpańskiego eksperta od Bliskiego Wschodu, "odwołanie się do ONZ nie zmieni na krótką metę okupacji izraelskiej ani życia codziennego na Zachodnim Brzegu i w Gazie".
- Natychmiastową konsekwencją będzie irytacja rządu izraelskiego, a Barack Obama znajdzie się w bardzo niewygodnej sytuacji - przewiduje Gonzalez.
- Obama obudził bowiem wielkie nadzieje, gdy po swym wyborze w przemówieniu wygłoszonym w Kairze 5 czerwca 2009 roku przyznał: "Sytuacja narodu palestyńskiego jest nie do zniesienia" - przypomina "El Pais". - Minęły dwa lata i nie uzyskał nawet tego, by Izrael przestał budować swe osiedla na terytoriach okupowanych.
Zdaniem korespondenta "El Pais", Abbas mógł pójść drogą zalecaną przez Waszyngton, Brukselę oraz Izrael, to jest wystąpić na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ o "niewielką poprawę" obecnego statusu Palestyny jako "obserwatora" w ONZ i uzyskać pewne ustępstwa przed rozpoczęciem nowej rundy negocjacji z Izraelem.
Wybrał jednak "jednostronne działanie zakazane przez porozumienia z Oslo, całkowicie sprzeczne z życzeniami USA, głównego tutora procesu pokojowego".
Decyzja ta, jak przewiduje Gonzalez, "zaostrzy do ostateczności stosunki z Izraelem i napięcia między żydowskimi osadnikami i Palestyńczykami na okupowanym Zachodnim Brzegu".
Na pytanie, na co liczy Abbas, korespondent "El Pais" odpowiada: "Postanowił powalczyć o pierwszą nagrodę, ale w zależności od rozwoju wydarzeń zadowoli się mniejszą".