Żenujące żarty Wojciecha Cejrowskiego. Byliśmy na jego występie
Seksistowskie żarty z kobiet, prostackie nawiązania do prezydenta Słupska Roberta Biedronia i zapowiedź "dania w pysk" Donaldowi Tuskowi. Tak wyglądał wieczór w warszawskim kinie z Wojciechem Cejrowskim. Na stand up podróżnika stawiły się tłumy, słono płacąc za jego niewybredne żarty.
Warszawskie kino "Wisła" na Żoliborzu. Ponad 500 osób w środku z popcornem i napojami czeka na występ Wojciecha Cejrowskiego. Cena za jeden bilet to 65 zł, ale w dniu występu wszystkie są wyprzedane. Za chwilę zacznie się stand up Wojciecha Cejrowskiego "Prawo dżungli". Sala kinowa jest wypełniona do ostatniego miejsca, kilkanaście osób stoi pod ścianą. Na scenie tylko wysoki stolik, a na nim matero, czyli kubek z yerba mate – napojem, z którym Cejrowski nie rozstaje się nawet w czasie wywiadów. Jest to napar z ostrokrzewu, popularny w Ameryce Południowej.
Kilka minut po 19:00 bohater wieczoru wchodzi na scenę – tradycyjnie już – boso. - Szczęść Boże – wita się. Kilkanaście osób odpowiada tym samym powitaniem. Kilka osób rzuca: - Bóg zapłać.
– Kraków przyjechał, czy co? – dopytuje ich Cejrowski. - Warszawa - pada z sali. - Jak to? Szczęść Boże, to szczęść Boże. A tylko Kraków pod siebie zgarnia: daj boże, daj boże – śmieje się Cejrowski.
Satyryk i podróżnik ma opowiadać o swoich podróżach, ale zaczyna od narzekania na swoją popularność. Żartuje z ludzi, którzy robią mu zdjęcia. - Próbuję nie robić siku w pociągu, nie piję. Gdy tylko chcę iść do kibla, kolejka się ustawia do zdjęcia – narzeka Cejrowski, a publiczność się śmieje.
Satyryk opowiada, że popularność przeszkadza mu do tego stopnia, że nie może się nawet spokojnie modlić w kościele, bo ludzie robią mu zdjęcia z ukrycia. Po chwili Cejrowski przechodzi do narzekań na warszawskie lotnisko. - Jak ląduję na Okęciu, to jedna rzecz mnie wkurza. Męskie kible sprzątają kobiety. Odwróćmy sytuację, wyobraźcie sobie, że wchodzicie do damskiego kibla i wjeżdża Cejrowski z mopem – bawi publiczność podróżnik.
I przyznaje, że kilkanaście razy w życiu mężczyźni zaczepiali go, gdy korzystał z pisuaru. - Nie ma ścianek oddzielających pisuary na Okęciu. W USA są takie, że nie wiem, co jest obok. A tu staje obok mnie mężczyzna, rozpoznaje mnie i wyciąga rękę na powitanie. Nigdy nie wiem, co podać – mówi satyryk.
I postanawia wytłumaczyć obecnym na sali paniom, z czego korzysta. – Skąd kobieta może wiedzieć, co to jest pisuar. To jest umywalka, tylko trochę za nisko wisi – mówi wywołując salwy śmiechu wśród zwłaszcza u płci żeńskiej.
Wspominając o podróżach, Cejrowski wylicza niebezpieczeństwa, jakie czyhają na podróżników. Wśród nich jest żyjąca w płytkiej wodzie płaszczka amazońska, która atakuje kolcem znajdującym się na plecach. Satyryk wspomina, że jednego z członków jego ekipy ukłuła taka płaszczka. – Obudził się i pyta: czemu mam dziurę w nodze? Jesteście ze Słupska, czy co? Co było robione? – zaczyna Cejrowski.
- Jak byłem w Słupsku, cały występ pod ścianą zrobiłem. Próbowali mnie rozluźnić, bo to był mój pierwszy występ w Słupsku. Naprawdę spięty byłem. Pytali, czy dostałem sok w garderobie. Dostałem. A jaki był? Nie pamiętam. Na pewno gejfrutowy – mówi rozbawiony podróżnik a sala ryczy ze śmiechu. Wśród publiczności jest kilkanaścioro dzieci. - A jak pan do nas dojechał? Pytają mnie w tym Słupsku. Od Gdańska jechałem. Najlepszy dojazd od Bytowa – cieszy się Cejrowski. Na sali są dzieci, z czego satyryk doskonale zdaje sobie sprawę. Już na początku występu zapowiedział, że z tego powodu będzie unikał wulgaryzmów.
Przy okazji opowieści o papugach, które – według Cejrowskiego - w Ameryce Południowej pilnują dzieci, gdy rodzice idą w pole, podróżnik postanowił podzielić się swoim poglądem na temat bicia dzieci. - To co się stało przez ostatnie osiem lat łamane przez Kluzik, to jest granda. Odebrano wszystkie narzędzia wychowawcze. Nie wiem, jak państwo mają wychowywać dryblasów 16-letnich, którzy pyskują swojej matce. Bo jak klasycznie strzelisz szmatą gnojka za to, że pyskuje, to on weźmie gejfona, wstuka tam "Kluzik help", przyjadą, jego zabiorą do jakiegoś domu opieki, matce zabiorą prawa rodzicielskie i 20 minut później obie strony są nieszczęśliwe – mówi Cejrowski.
Kolejne anegdoty z podróży są okraszane nawiązaniami do prezydenta Słupska Roberta Biedronia. - Jeżeli mężczyzna pod wpływem jedzenia ma niestrawność, to znaczy, że coś nie tak z nim jest. Coś ze Słupska. Normalny facet wszystko zje, nawet własne buty i nic mu nie jest – śmieje się satyryk. – Jak jechałem do Słupska, a jestem ze Starogardu Gdańskiego, to u siebie mamy bractwo rycerskie. Pożyczyłem od nich kawałek zbroi – żartuje, pokazując na miejsca poniżej pasa. – Nic mnie nie dziabło – zaznacza.
I schodzi na tematy damsko-męskie. - Jak cię chłop rzuci, to kobiety serial i Grycan jumbo czekoladowy wtranżalają na poprawę humoru. Kochaniutka, tabasko kupujesz flaszeczkę. Popijasz z gwinta. Po grycanie jumbo jeden cię rzucił, żaden cię nie podniesie, a po tabasko figura jest – cieszy się Cejrowski podkreślając, że tabasko podnosi poziom endorfin w organizmie.
Występ trwa już półtorej godziny. Cejrowski na koniec proponuje pytania z sali. – Kogo by pan zostawił w dżungli? – Nikogo, bo ja lubię dżunglę. To jak wywożenie odpadów radioaktywnych, po co? Natomiast nie chciałbym, żeby Donald Tusk przyjechał do Polski. Bo jakbym go spotkał, to musi ode mnie dostać w pysk, gdyż obraził moją mamusię, nazywając ja moherowym beretem. Miał na myśli coś obraźliwego, poniżającego dla obywatelki, która płaciła mu podatki wtedy, premier był na naszej pensji – deklaruje podróżnik. - Jak mężczyzna spotyka drugiego, który go obraził, to muszę mu dać w pysk. I wtedy pójdę do więzienia, a to on powinien. Niech lepiej nie wraca z tej Brukseli – kończy Cejrowski, czym po raz kolejny rozbawia publiczność.
Po występie kilkaset osób czeka na autograf i zdjęcie z bohaterem wieczoru. Satyryk cierpliwie sprzedaje książki i pozuje. – Ale dobre z tym Biedroniem, pogonić go trzeba – cieszy się kobieta w średnim wieku. – Oby tylko tego Tuska spotkał i mu przyłożył – dopowiada ktoś z boku.