"Zdradliwa nadzieja". Co na ukraińskim froncie myślą o powrocie Donalda Trumpa?
- Wszyscy chcą zakończenia wojny, ale nie każdy je zobaczy - mówią ukraińscy żołnierze. Wielu z nich z ulgą przyjęłoby zawieszenie broni. Jednak mało kto wierzy, że powracający do władzy w USA Donald Trump będzie w stanie powstrzymać Rosję.
Chwila przed wyjazdem. Andrij opiera brodę na lufie karabinu. Siedzi na metalowym łóżku, już w pełnym umundurowaniu i kamizelce. Pod jego stopami stoi spakowany plecak. Czas ciągnie się, a rozmowa nie bardzo się klei.
Andrij to 38-letni żołnierz piechoty 42. brygady zmechanizowanej. I za chwilę ma wyruszyć na pozycje w Torecku. Zacięte walki o to (niegdyś) 30-tysięczne miasto, leżące na południe od Bachmutu, trwają od czerwca 2024 roku. W ciągu ośmiu miesięcy Rosjanie zdołali przejąć kontrolę nad większą częścią miasta. Zajęli okoliczne wzgórza i większość wielopiętrowych budynków, co ułatwia im obserwację i dalsze atakowanie ukraińskich pozycji.
Andrij nie wie ani jak długo będzie trwała jego rotacja na pierwszej linii frontu, ani czy w ogóle dotrze na miejsce. Niekończący się ostrzał i roje rosyjskich dronów sprawiają, że dojazd na pozycje jest bardziej niebezpieczny. Bardziej niż samo przebywanie na nich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kontrowersyjna wypowiedź Zełenskiego. "O kilka zdań za daleko"
- Wszyscy chcą zakończenia wojny, ale nie każdy je zobaczy - powiedział tylko cicho. Tylko to miał w głowie.
Wirtualna Polska rozmawiała z kilkunastoma żołnierzami i dowódcami walczącymi w Donbasie. Wielu z nich przyznaje, że z ulgą przyjęłaby wiadomość o zawieszeniu broni. Jednak mało kto wierzy, że Donald Trump będzie w stanie w ogóle powstrzymać Rosję.
Wojna w Ukrainie była jednym z lejtmotywów kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Portal Axios podliczył, że podczas wyścigu wyborczego Donald Trump co najmniej 33 razy publicznie deklarował, że zakończy konflikt w "jeden dzień" i zrobi to jeszcze przed inauguracją. Te deklaracje budziły obawy Kijowa. Czy pokój, o którym mówi Trump, będzie sprawiedliwy? Dla żołnierzy, z których wielu walczy już od trzech lat, słowa Trumpa dawały nadzieję, że w końcu będą mogli wrócić do domu. Kiedy w listopadzie 2024 roku wygrał wybory, wielu na ukraińskim froncie poczuło pokrzepienie.
- Niektórzy uwierzyli, że wojna może zakończyć się jeszcze do końca roku - mówi Wiktor, inny żołnierz 42. brygady.
Nadzieje wyparowały, gdy tylko stało się jasne, że Donald Trump i jego nowa administracja nie mają jeszcze konkretnego planu na zakończenie wojny w Ukrainie. Hasło "zakończyć wojnę w jeden dzień" ewoluowało dość szybko w "pół roku".
Generał Keith Kellogg, którego nowy prezydent USA wyznaczył swoim wysłannikiem ds. Rosji i Ukrainy powiedział ostatnio, że ma nadzieję na opracowanie "solidnego i zrównoważonego" rozwiązania w ciągu 100 dni. Z kolei sam Trump pytany o to, jak szybko zamierza zakończyć wojnę, stwierdził, że ma nadzieję, że stanie się to w ciągu sześciu miesięcy. Przyznał też, że sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana.
- Tych, którzy czekają, że po inauguracji Trumpa stanie się jakaś magia i wojna się skończy, czeka duże rozczarowanie. Porozumienie jest możliwe tylko, gdy obie strony tego chcą. A Rosja, choć ponosi absurdalnie duże straty, jest zadowolona ze wszystkiego - mówi Anatolij, jeden z dowódców w sztabie 42. brygady.
Oprócz operacji w obwodzie kurskim, która przyniosła wątpliwy efekt, przez cały 2024 rok Ukraina była w defensywie. Z kolei Rosjanie przez cały rok wściekle atakowali wzdłuż całej linii frontu w Donbasie. W lutym upadła Awdijiwka, w październiku Wuhłedar i Selidowe, a na początku stycznia 2025 r. ukraińskie wojska ostatecznie wycofały się z Kurachowego. Według amerykańskiego Instytut Studiów nad Wojną, w ciągu roku Rosjanie zajęli prawie cztery tysiące kilometrów kwadratowych terytorium Ukrainy. Prawie siedmiokrotnie więcej niż w całym 2023 roku.
- Sytuacja jest krytyczna - mówi wprost dowódca batalionu 93 brygady Chołodnyj Jar.
Obecnie jednostki brygady są rozrzucone wzdłuż całej linii frontu w Donbasie. W strategicznie ważnym Czasiw Jarze Rosjanie zdołali wejść na wzniesienia i kontrolują centrum miasta. W Torecku Ukraina już szykuje linie obrony za miastem. A pod Pokrowskiem wciąż toczą się zacięte walki. Rosjanie zatrzymali się kilka kilometrów od miasta i stąd próbują odciąć ukraińskie linie zaopatrzenia, by domknąć otoczenie miasta.
- To tylko kwestia czasu, kiedy zobaczymy upadek tych miast - mówi "Baron", dowódca jednostki walki radioelektronicznej 68. brygady.
Zdaniem "Barona", Rosja teraz rzuca wszystkie rezerwy, by domknąć okupację Torecka, Czasiw Jaru i Pokrowska. Jeśli do tego dojdzie, otworzy sobie drogę do ofensywy na Słowiańsk i Kramatorsk. A to ostatnia duża aglomeracja miejska w Donbasie, którą wciąż kontroluje Ukraina.
- Ale jeśli spojrzeć na to globalnie, Pokrowsk jest jedynie małym miastem w odwodzie donieckim. A Rosja poświęci tysiące ludzi i sprzętu i zdobędzie jedynie kolejny punkt na mapie, bo po przetoczeniu się frontu zostaną tam tylko zgliszcza. Wątpliwy to sukces -uważa "Baron".
Nic jednak nie wskazuje na to, by Rosja ze względu na straty była gotowa zatrzymać się i zrezygnować z głównego celu trwającej od ponad roku ofensywy - domknąć okupację donieckiego i ługańskiego obwodów.
- Rosjanie będą podchodzić coraz bliżej, my będziemy przygotowywać kolejne linie obrony. Front się nie posypie, ale wróg będzie nieustannie pełznąć powoli na przód. Byliśmy gotowi na sprint, a ta wojna okazała się maratonem - mówi Swiatosław, oficer 42. brygady.
Jego zdaniem, powrót Trumpa do władzy został rozreklamowany tak jak ukraińska ofensywa w 2023 roku.
- Zamiast szczerze rozmawiać ze społeczeństwem, ciągłe budujemy jakieś wielkie nadzieje. Donald Trump jest populistą i mówi to, co chce od niego usłyszeć elektorat. Ale, co zrobi naprawdę, nikt nie wie - podkreśla Swiatosław.
- Podobnego zdania jest Serhij, oficer 28. brygady: - Do tanga trzeba dwojga. Trump nie przekona Rosji do negocjacji, dopóki ta będzie miała przewagę militarną.
Obaj podkreślają, że szybkie przesuwanie się Rosji na froncie jest spowodowane brakiem piechoty w ukraińskim wojsku. O ile przez pierwsze dwa lata inwazji Ukrainie krytycznie brakowało sprzętu wojskowego i amunicji, teraz największym problemem są ludzie. Jednostki walczące w Donbasie są skompletowane w najlepszym przypadku na 60-70 procent. Nowi żołnierze, którzy trafiają na front, nie mają motywacji, by walczyć. A doświadczeni czują się wyczerpani wojną i rozczarowani władzą w Kijowie.
- Trzy lata trwa wielka wojna, a my budujemy okopy za pieniądze z własnej kieszeni - mówi dowódca jednostki piechoty 24 brygady.
Tylko w 2024 roku odnotowano ponad 66 tys. przypadków dezercji i przypadków samowolnego opuszczenia jednostek wojskowych.
- Nie widzę sensu w dezercji, ale nie osądzam tych, którzy pękają. Mają dość - mówi Wasylij, żołnierz piechoty.
Dowódca roty piechoty w 42. brygadzie uważa, że teraz nastąpił moment, kiedy każdy uświadamia, że militarne zwycięstwo nad Rosją jest niemożliwe. - Społeczeństwo jest zmęczone. Nowych ludzi nie ma, a ci, którzy służą od początku inwazji, są zmęczeni. Nawet jeśli dostaniemy cały potrzebny sprzęt, już nie ma rąk do jego obsługi.
Wielu żołnierzy uważa, że Ukraina upuściła najlepszy moment, by zacząć negocjacje. - Mogliśmy to zrobić po kontrofensywie w 2022 roku, a nawet w 2023. Teraz nasze wyjściowe pozycje są słabe - uważa jeden z dowódców 93. brygady.
Choć negocjacje z Rosją nie wydają się osiągalne w najbliższym czasie, na ukraińskim froncie rośnie przekonanie, że zamrożenie konfliktu wzdłuż istniejącej linii frontu byłoby dla Ukrainy najlepszym rozwiązaniem.
- Niemcy były podzielone, Polska była podzielona. Mija czas, wszystko słabnie. Rosja w końcu też osłabnie. A dopóki trwa wojna, Ukraina nigdy nie będzie się rozwijać - uważa Wiktor, żołnierz piechoty.
- Perspektywa zamrożenia frontu nie powinna straszyć Ukraińców. Każdy rozumie, że to będzie tylko przerwa przed kolejną wojną. Rosjanie z całą pewnością wykorzystają ją, by odnowić swoje siły, ale nikt nie zabroni nam zrobić to samo. Kumulować siły, rozwijać przemysł obrony i przygotowywać się do nowej wojny za 5-10 lat - mówi "Baron" z 68. brygady.
O ile Kijów wciąż stara się przekonać Zachód, że niezaproszenie Ukrainy do NATO byłoby błędem, to wśród wojskowych wiara w siłę Sojusz jest znikoma.
- Artykuł 5 jest dziurawy jak sito. Już mieliśmy Memorandum Budapesztańskie, które okazało się mniej warte niż papier, na którym zostało sporządzone - mówi Serhij z 28 brygady. - Konkretne gwarancje bezpieczeństwa, sojusz militarny z Wielką Brytanią, Polską i krajami bałtyckimi mógłby zapewnić nam o wiele większe bezpieczeństwo.
Andrij, żołnierz piechoty czekający na wymarsz na linię frontu wzrusza tylko ramionami. Nie ma wpływu na wielką politykę, w której zdecydują się losy tysięcy żołnierzy takich jak on. 20 stycznia, dzień inauguracji Trumpa, spędzi odbijając kolejne rosyjskie szturmy w Torecku licząc, że będzie wśród tych, którzy zobaczą koniec wojny.
Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski