Zdjęcie, które wywołało burzę. Uchodźca czy terrorysta?
Możliwość przenikania bojowników do Europy od dłuższego czasu spędza sen z powiek służbom i rządom. Według informacji syryjskiego wywiadu, ISIS planuje przemycić na Stary Kontynent nawet cztery tysiące swoich członków, ukrytych wśród imigrantów. Media donoszą, że bojownicy ISIS „golą brody i przenikają do Europy wraz z falą uchodźców”. Wśród nich miał się znaleźć także bohater tego zdjęcia. Kim jest trzydziestoletni Laith Al Saleh? Uchodźcą czy terrorystą?
09.09.2015 | aktual.: 10.09.2015 15:36
W ostatnich dniach na portalach społecznościowych duży rozgłos zyskało zestawienie dwóch zdjęć przedstawiających Al Saleha. Na pierwszej fotografii z lipca 2014 roku umundurowany Al Saleh pozuje z bronią, na drugim, sprzed dwóch tygodni – w okularach przeciwsłonecznych znajduje się wraz z syryjskimi uchodźcami na granicy Grecji z Macedonią.
Zdjęcie było udostępnianie setki tysięcy razy na Facebooku i Twitterze, i od razu posypały się komentarze, że Al Saleh walczył po stronie ISIS i jest islamistycznym terrorystą. „Pamiętacie tego kolesia? Jaki z niego uchodźca? Czy my jesteśmy debilami?” - napisał na Facebooku jeden z internautów udostępniających zdjęcie. A to tylko jeden z łagodniejszych głosów.
Zestawienie tych dwóch fotografii stało się wśród internautów dowodem na to, że ISIS zaczęło skwapliwie realizować obietnice, dotyczące przetransportowywania swoich bojowników na Stary Kontynent wraz z falą imigrantów. Co, jak informuje brytyjski dziennik „Daily Express”, miałoby nastąpić do końca tego roku. Zdjęcie Al Saleha miało sprawić, że groźby ISIS zyskały potwierdzenie. Miało, ale czy sprawiło? W mediach szybko pojawiły się wypowiedzi Al Saleha, które miały zdementować te doniesienia.
Z ustaleń amerykańskiej agencji Associated Press wynika, że ten mężczyzna nigdy nie był w strukturach ISIS. A wręcz przeciwnie, walczył z dżihadystami w oddziałach Wolnej Armii Syrii (FSA), której wrogami są także terroryści związani z Al-Kaidą oraz wojsko syryjskiego rządu. „Jak na uchodźcę jego tożsamość jest zaskakująco dobrze udokumentowana” - komentuje ten fakt BBC.
- W Syrii chce mnie dostać Al-Kaida, chce mnie dostać Państwo Islamskie, chce mnie dostać rząd. Walczyłem z nimi wszystkimi. Nie przejmuję się tym. Niektórzy się boją. Ja nie - powiedział reporterowi AP Laith Al Saleh.
Jak ustaliło AP, w FSA Al Saleh dowodził 700-osobowym oddziałem, a przed wojną był tynkarzem w Aleppo. Po tym, jak został dwukrotnie ranny, a jego dom został zburzony, Syryjczyk postanowił uciekać do Europy. Jego celem jest Holandia. - Wszystko, co robię, robię dla mojej rodziny. Dla mojej żony oraz 3-letniego syna – mówił Al Saleh Associated Press. Pod tym wyznaniem Syryjczyka, posypały się jednak negatywne komentarze. To tylko jeden z nich: „zadziwiający to kraj, gdzie mężczyźni rzucają broń, zostawiają żony z dziećmi i uciekają w bezpieczne miejsce z nadzieją na azyl”.
Komentatorzy widzą pewną nieścisłość w działaniu Syryjczyka. Piszą, że z jednej strony ucieka z Syrii do Holandii, aby zapewnić byt i bezpieczeństwo rodzinie, z drugiej – zostawia w ogarniętym wojną Aleppo żonę i dziecko. A potem zapewnia, że gdy tylko uda mu się ściągnąć do Europy rodzinę, wróci do Syrii.
- Wszystko w Syrii jest piękne. Zniszczone, ale dla mnie piękne. Nie mogę tego porzucić na zawsze. Nie mogę zostawić mojego kraju. Ani przyjaciół, którzy tam wciąż walczą – mówił Al Saleh w rozmowie z Associated Press.
Polski dziennikarz i podróżnik, Witold Repetowicz przekonuje jednak, że prawda dotycząca Al Saleha wygląda inaczej. Na swoich profilach w mediach społecznościowych Repetowicz wielokrotnie odnosi się do historii przedstawionej przez Al Saleha w wywiadzie dla AP. „Zweryfikowałem historię tego człowieka” – przekonuje Repetowicz.
I dodaje: „On twierdzi, że został ranny w Kobane, więc napisałem do ludzi z Rożawy, z centrum odpowiedzialnego za kontakt z mediami i dostałem odpowiedź, że to kłamca, że ten człowiek nigdy nie walczył w Kobane. Facet nie podaje też żadnych danych, ani nazwy rzekomego oddziału, ani dowództwa operacyjnego”. Dziennikarz twierdzi także, że nie wystarczy powiedzieć, że ktoś został ranny w Kobane, żeby „zostać uznanym bohaterem walk z dżihadystami”. Repetowicz przekonuje, że słowa niewiele znaczą i konieczna jest weryfikacja.
Tożsamość Laitha Al Saleha nie jest do końca jasna, pojawiają się liczne wątpliwości: kim jest i po której stronie faktycznie walczył. Pewne jest tylko, że jest świetnie wyszkolonym wojownikiem. To, czy jest uchodźcą, czy jednak członkiem ISIS nadal nie jest pewne. Tak naprawdę mamy słowo przeciwko słowu. Historia podwójnego zdjęcia Al Saleha jest pierwszym tak głośnym przypadkiem, ale niewykluczone, że nie ostatnim. To rodzi pytanie, jak władze zamierzają sobie radzić z zapowiadaną weryfikacją napływających uchodźców. Czy uda im się, jak zapewniają, „odsiać ziarno od plew”?
Amanda Siwek, Wirtualna Polska