Zdanowska dla WP: PiS znacząco ograniczył nam środki

Zjednoczenie opozycji? - Na ten moment nic na to nie wskazuje. Niemniej uważam, że i tak Polacy są w stanie pokazać obecnie rządzącym czerwoną kartkę - mówi prezydent Łodzi Hanna Zdanowska w rozmowie z Wirtualną Polską. W wywiadzie mówi też o tym, jak politycy PiS - jej zdaniem - "chcą zniszczyć samorządy".

Rafał Trzaskowski, Donald Tusk i Hanna Zdanowska
Rafał Trzaskowski, Donald Tusk i Hanna Zdanowska
Źródło zdjęć: © East News | PIOTR ZAGIELL
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

30.07.2023 | aktual.: 30.07.2023 20:15

Żaneta Gotowalska, Wirtualna Polska: Wierzy pani w wygraną PO w wyborach?

Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi: Nie byłabym politykiem, gdybym nie wierzyła. Istotą polityki jest to, że się w coś wierzy i o to walczy.

I opozycja jest w stanie się zjednoczyć?

Chciałabym powiedzieć, że tak, ale na ten moment nic na to nie wskazuje. Niemniej uważam, że i tak Polacy są w stanie pokazać obecnie rządzącym czerwoną kartkę.

To jak będzie wyglądać dzień po jesiennych wyborach?

Po wygranych wyborach podciągamy rękawy i zabieramy się do pracy. Nie ma czasu i miejsca na fetowanie zwycięstwa. Jest wiele rzeczy, które trzeba szybko zmieniać, by dać Polsce szansę. Patrzę z zazdrością na inne kraje, gdy mówią, jak Fundusz Odbudowy odbudowuje ich po pandemii. My nie mamy nic innego do roboty, tylko działać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wiele osób słysząc "Łódź" wyobraża sobie szarość, brudne kamienice, dziury w drogach.

Obrócę to w żart o tym, jak szczur spotkał króliczka. Szczur mówi: i ty masz futerko, i ja mam futerko, i ty masz ładny pyszczek, i ja mam ładny pyszczek, ciebie ludzie kochają, mnie nienawidzą. Jak ty to robisz? Królik na to: zainwestuj w PR. Tak jest z Łodzią. Cały czas za nami ciągną się stereotypy.

Łódź ma jednak dużo problemów.

Nie mówię, że to jest już "gotowe" miasto. Ale ma ono już teraz bardzo duży potencjał, który staramy się sukcesywnie wydobywać. Od zarania nikt nie budował tu dróg. Spotykam się z mieszkańcami i słyszę: mieszkam tu 70 lat i jak były dziury, tak są. Mówię wtedy: tak, bo od 70 lat nikt nie budował porządnie.

Do tej pory drogi były bardzo słabej jakości. Teraz, przy ogromie inwestycji, które dzieją się w mieście, próbujemy za tym wszystkim nadążyć. Ale to praca jeszcze na kilka lat. Żeby naprawa dróg była zauważalna, potrzebujemy... 8 miliardów złotych. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, dziury są efektem... rozwoju. Nawierzchnia jako tako się trzymała, póki Łódź nie zaczęła się zmieniać, póki do miasta nie zaczęły wjeżdżać auta ciężarowe z materiałami do budowy.

Jak wyglądają plany w zderzeniu ze środkami, jakimi dysponują samorządy?

Dziś nie jest łatwo. Środki, jakimi dysponowały samorządy, zostały znacząco uszczuplone na skutek rządowych reform tzw. Polskiego Ładu. A dla mnie raczej "bezładu". Budowany mozolnie przez lata potencjał inwestycyjny ulega stagnacji, a za chwilę się załamie. Nie mamy możliwości jako miasto non stop się zapożyczać, by inwestować.

Łódź to miasto autentyczne, z duszą, ale i problemami. Miasto żywe i prawdziwe, ale z "odrapaną" częścią, wymagającą jeszcze remontów. I z pięknymi fasadami budynków, które już zostały odnowione i zostaną dla przyszłych pokoleń. Jesteśmy też ostatnim miastem, w którym nie dokończono transformacji.

Jakie to pociągnęło za sobą skutki?

Brak wsparcia ze strony rządu - i to każdego po 1989 roku - w transformacji odczuwamy do dziś. W ciągu zaledwie kilku lat początku lat 90. XX w. pracę straciła większość części miasta. Mamy najwięcej w kraju dzieci objętych opieką instytucjonalną w domach dziecka prowadzonych przez miasto oraz w rodzinach zastępczych.

Żadne inne miasto nie mierzy się z takimi problemami. Zwalczyliśmy bezrobocie, ale część osób, które przez dziesięciolecia były bez pracy, przeszła na bardzo skromne renty. Nie miała szans dopracować do wieku emerytalnego. I to nie wina tych ludzi.

Z czego to może więc wynikać?

Ci ludzie znaleźli się poza obszarem, na który patrzyła ówczesna władza. Inne miasta, w których była monokultura - górnicy, hutnicy, stoczniowcy - otrzymały ogromne wsparcie. Tam trafiła pomoc państwa w transformacji.

O włókniarkach wszyscy zapomnieli. Były zbyt słabe, by pójść pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów i wywalczyć przyszłość dla siebie. Tymczasem w tych łódzkich fabrykach pracowały całe pokolenia i nagle, po 1989 r., większość straciła pracę. Nikt nie spytał, jak będą żyli i nikt wtedy nie pomógł im odnaleźć się na rynku pracy.

Jesteśmy miastem ciężko pracujących ludzi. Był moment, że sami łodzianie źle mówili o mieście. Łódź była zaniedbana, więc nie czuli z niej dumy. Teraz się to zmieniło. To też efekt rewitalizacji, dzięki której w remonty 200 budynków włożymy 1,5 miliarda złotych, ale też projektów z rewitalizacji społecznej, z której skorzystało 20 tysięcy łodzian ze Śródmieścia.

Żeby rewitalizacja mogła sprawnie przebiegać, potrzebne są środki, które są zależne od dofinansowania.

Obecny marszałek województwa z PiS znacząco ograniczył nam środki na rewitalizację. W perspektywie, którą obecnie kończymy, dzięki wsparciu unijnemu udało nam się zrewitalizować aż osiem kwartałów Łodzi. Efekt jest taki, że prywatny kapitał, widząc efekty - odnowione kamienice, nowe drogi, zielone skwery - również zaczął inwestować w swoje nieruchomości.

Złożyliśmy pięć kolejnych wniosków o rewitalizację do marszałka. Zyskaliśmy akceptację dla... jednego obszaru. To może 10 procent tego, o co poprosiliśmy. To nie pozwoli nam nadganiać straconych lat.

Rządzący nie szanują nikogo, kto jest w stanie zrobić coś lepiej niż oni. Skupiają się jedynie na budowaniu siebie. Z problemami mierzą się zarówno małe gminy, jak i duże miasta. Nie zamierzam kryć tego, co obserwujemy od lat: rządy PiS chcą zniszczyć samorządy.

Centralizując wszystkie decyzje, depcząc to, co gminy znakomicie nauczyły się robić przez lata. To my, na miejscu, wiemy, w co zainwestować, na co czekają mieszkańcy. A jeśli już rząd PiS dzielił dotacje to tak, by pieniądze trafiły do samorządów, które są rządzone przez włodarzy związanych ze Zjednoczoną Prawicą. Wystarczy, że wspomnę tu Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych.

Jesienią 2022 w Łodzi było ponad 120 tys. uchodźców z Ukrainy - to ponad 15 proc. mieszkańców. Jak sytuacja zmieniła się od jesieni?

Nikt nie posiada dokładnych statystyk, ilu Ukraińców jest obecnie w Łodzi. Wiemy jednak, że ok. 49 tys. oficjalnie płaci podatki w naszym mieście. A prawie 6 tys. ukraińskich dzieci korzysta z naszych żłobków, przedszkoli i szkół. Przed wybuchem wojny na Ukrainie zabiegaliśmy, by sprowadzać do Łodzi firmy informatyczne wraz z licznymi ich pracownikami.

Stąd też wielu u nas młodych ukraińskich mężczyzn. Mamy w Łodzi całe rodziny z Ukrainy. Możemy więc nawet szacować na 80-90 tysięcy obywateli tego kraju. Jednak ta liczba cały czas się zmienia: jedni przyjeżdżają, inni nie mogą znieść tęsknoty za krajem i wracają.

Dobrze, że Łódź ma w swoim DNA wielokulturowość. Od zarania potrafiliśmy budować więzi, wznieść się ponad nasze przywary i wznieść coś dobrego. Nie widzę więc w Łodzi konfliktów na tle narodowościowym. Tylko wtedy, gdy uchodźcy zaczęli przybywać z Ukrainy do Łodzi, mieliśmy dysonans. W naszym mieście jest bowiem bardzo dużo Białorusinów. A mówiono wtedy, że to kwestia czasu, kiedy Białoruś włączy się w wojnę. Czuliśmy napięcie, ale wkroczyliśmy, mediowaliśmy, że to też są uchodźcy, ale oni uciekli do Polski przez białoruskim tyranem.

Mieszkańcy często zwracają uwagę na problemy wysokich cen, np. mieszkań i dostępności ich także na rynku wynajmu.

Nagły napływ osób, które uciekały przed wojną nie był oczywiście bez wpływu na dostępność lokali do najmu. Ale wtedy każdy starał się pomóc tym, którzy nie mieli nic - w pierwszej kolejności dać dach nad głową. I to było oczywiste, naturalne i ludzkie. Użyczaliśmy mieszkań, które w innych okolicznościach poszłyby na najem komercyjny. Później już również wynajmowaliśmy.

Ale już sam wybuch wojny nie pozostał bez wpływu na ceny mieszkań. Mimo że w Łodzi i tak nie należą one do najniższych, rosną. Niekontrolowana inflacja temu sprzyja. Na to zaś my wpływu nie mamy. Do kryzysu przyczynił się gwałtowny spadek dostępności kredytów mieszkaniowych.

A wynikało to z serii podwyżek stóp procentowych, którą Rada Polityki Pieniężnej zapoczątkowała w październiku 2021 r. W efekcie dramatycznie spadła zdolność kredytowa potencjalnych nabywców. Oraz oczywiście najazd Rosji na Ukrainę. A ściślej: jego gospodarcze konsekwencje, w tym wzrost cen paliw i energii, a w efekcie – cen wielu materiałów budowlanych. A co za tym idzie - doszło do spadku budowy mieszkań deweloperskich.

Choćbyśmy nawet chcieli nadrobić tu większą dostępnością mieszkań komunalnych, też mamy związane ręce. Budować? Za co? Szacujemy, że ubytek naszych dochodów przez wprowadzony przez rząd "Polski Ład" to tylko w tym roku aż 239 mln zł. Niestety rekompensata w budżecie państwa z tego tytułu dla samorządów nie jest przewidziana!

A nawet gdy te rzekome rekompensaty wcześniej były, to nieadekwatnie niskie do strat. Rewitalizować? Już wspominałam, że marszałek województwa z PiS postanowił nasz sztandarowy program właściwie przekreślić.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie