Zbliża się porozumienie USA‑Rosja? Konsekwencje mogą być poważne
• Rozmowy USA-Rosja dotyczące Syrii są bliskie finalizacji - poinformowała strona rosyjska
• Negocjacje dotyczą prawdopodobnie wspólnych działań przeciwko dżihadystom w Syrii
• Rosja liczy przede wszystkim na efekt propagandowy - mówi dr Łukasz Fyderek
• Dla USA ewentualne porozumienie wiąże się z dużym ryzykiem
Podczas gdy w Syrii trwają ciężkie walki między siłami rebelii a syryjskim reżimem, dwa główne mocarstwa zaangażowane w konflikt, wspierające dwie przeciwne strony wojny domowej, starają się dojść do porozumienia, które może odmienić losy starcia. Amerykańsko-rosyjskie negocjacje trwają od wielu miesięcy, ale - przynajmniej według Rosjan - są one bliskie zakończenia. Strona amerykańska tego nie potwierdza, ale przyznaje, że rozmowy są "częste i intensywne".
Wszystko wskazuje na to, że pertraktacje mają ograniczony charakter: dotyczą koordynacji działań tylko w północnej części kraju i wbrew pozorom nie koncentrują się na wspólnej walce z Państwem Islamskim, lecz z innymi grupami dżihadystów, przede wszystkim Frontem Podboju Lewantu (Dżabhat Fateh asz-Szam), jeszcze do niedawna - jako Front an-Nusra - będącym częścią al-Kaidy.
Mimo formalnego "rozwodu" z al-Kaidą, zarówno Rosja, jak i Stany Zjednoczone uznają grupę za organizację terrorystyczną, którą należy zwalczać. Jak dotąd jednak tylko Rosja czyniła to z pełnym wigorem (znacznie większym niż w nalotach na Państwo Islamskie), lecz przy okazji uderzając też w inne grupy walczące z siłami reżimu Baszara al-Asada - także te wspierane przez USA. Dlatego obie strony mają przynajmniej częściowy interes w tym, by się porozumieć.
- Dla Rosji liczy się przede wszystkim wymiar propagandowy i dyplomatyczny. Chodzi o podniesienie prestiżu kraju i pokazanie, że tak jak podczas "Wielkiej Wojny Ojczyźnianej", wspólny przeciwnik zostanie pokonany przez braterstwo broni Wschodu i Zachodu, a Rosja jest tu równorzędnym i kluczowym partnerem. To jest coś, do czego Kreml dąży od ponad roku - mówi dr Łukasz Fyderek, politolog i znawca Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z kolei dla USA współpraca z Rosją oznaczałaby szanse na bardziej precyzyjne uderzanie w dżihadystów, równocześnie pozostawiając w spokoju bardziej umiarkowane siły opozycji. To w zamyśle Waszyngtonu zmieniłoby równowagę wśród rebeliantów i dało Wolnej Armii Syryjskiej lepszą pozycję.
Ale, jak wskazuje Fyderek, to niejedyne korzyści, na które liczą Stany Zjednoczone. Tu też - szczególnie w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich - liczą się względy propagandowe. Takim sukcesem byłaby planowana od dawna ofensywa na Rakkę, "stolicę" Państwa Islamskiego, w czym Rosja mogłaby pomóc i przyczynić się do ograniczenia strat.
- Amerykanie uważają, że dotychczasowe działania Rosji przeciw Państwu Islamskiemu nie pomagają zbytnio pokonać kalifatu. Ale wiedzą też, że mogą być bardzo przydatni, jeśli tylko zaczną bombardować odpowiednie cele - mówi Tobias Borck, ekspert z Uniwersytetu Exeter w Anglii.
W końcu w grę wchodzą też kwestie humanitarne - tu, jak wynika z przecieków, przede wszystkim chodzi o ograniczenie roli syryjskiego lotnictwa, którego bombardowania - często z użyciem zakazanej broni odłamkowej, chemicznej i "bomb beczkowych - sieją wielkie spustoszenie i skutkują tysiącami ofiar cywilnych. Ten warunek byłby jednak dla Rosji trudny do spełnienia. Dla sił reżimu lotnictwo stanowi ich główną przewagę nad rebeliantami, a Moskwa nie jest w stanie w pełni kontrolować wszystkich ruchów Baszara al-Asada.
Sukces czy pułapka
Administracja Obamy wydaje się nie być do końca zgodna, jeśli chodzi o ocenę potencjalnego porozumienia. Za rozmowami lobbuje Departament Stanu z Johnem Kerrym na czele, zaś bardziej sceptyczny jest Pentagon i przedstawiciele służb wywiadowczych.
Kontrowersje nie dziwią, bo nawet jeśli spełnione zostałyby wszystkie warunki Waszyngtonu, ewentualne porozumienie mogłoby pociągnąć za sobą daleko idące konsekwencje, w długiej perspektywie niekoniecznie korzystne dla Stanów Zjednoczonych.
Jak wskazuje Fyderek, jednym z punktów zapalnych jest fakt, że koordynacja sił oznaczałaby w praktyce, że rosyjska armia zyska wgląd w procedury i kanały łączności amerykańskiego lotnictwa.
- To z perspektywy amerykańskich sił bardzo istotne i wrażliwe informacje. Byłaby to rzecz bez precedensu i zwycięstwo dla rosyjskiego wywiadu - mówi ekspert.
Inne wątpliwości dotyczą tego, na ile Rosja będzie honorowała wspólne ustalenia. Ponieważ efekt propagandowy płynący ze wspólnej walki jest siłą rzeczy ulotny, Moskwa może mieć powody, by po pewnym czasie zerwać porozumienie, jednocześnie obwiniając swoich amerykańskich partnerów o "zdradę". W ogólnym rozrachunku okazałoby się wówczas, że Kreml zrealizował swoje pierwotne cele propagandowe, jednocześnie nie poświęcając celów politycznych i strategicznych, czyli podtrzymania sojuszniczego reżimu i pokonania rebeliantów.
Ryzyko takiego scenariusza jest dla Waszyngtonu tym większe, że z pozoru oczywista zgoda na koordynację działań przeciwko dżihadystom z Frontu Podboju Lewantu byłaby w praktyce przełomową decyzją, mogącą zdecydowanie zmienić sytuację na syryjskich polach bitwy na korzyść reżimu al-Asada. Od kiedy grupa formalnie odcięła się od al-Kaidy, stała się integralną i wiodącą częścią sił opozycji. Ten status został przypieczętowany przez niedawną, zakończoną sukcesem ofensywę rebeliantów w Aleppo, która doprowadziła do przerwania oblężenia wschodniej części miasta, w której to dżihadyści odegrali główną rolę.
To oznacza, że uderzenie w Dżabhat Fateh asz-Szam może znacząco osłabić siły rebelii, którą USA wspierały niemal od początku konfliktu. Jednak jak zauważa Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego, wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych zawsze było ograniczone, a jego ostatecznym celem jest zmniejszenie zaangażowania na Bliskim Wschodzie.
- Obama bardzo chce na koniec swych rządów “wyprostować” amerykańską politykę na kierunku rosyjskim, co Putin skrzętnie wykorzystuje do celów taktycznych. Nie jestem pewien, czy amerykański prezydent wspierał rebelię tak na poważnie - mówi Otłowski.
Konsekwencje rosyjsko-amerykańskiego porozumienia mogą być jednak dalekosiężne. Jak wskazuje Fyderek, walka z dżihadystymi w Syrii może paradoksalnie nie tylko nie wzmocnić bezpieczeństwa USA, ale doprowadzić do wzrostu antyzachodnich i antyamerykańskich nastrojów - a więc stworzenia jeszcze lepszych warunków dla radykałów.
- Dżihadyzm nie jest zjawiskiem czysto militarnym i nie da się go wykorzenić tylko takimi środkami. Tym bardziej, że po tym, co się stało w Aleppo, panuje taka narracja: podczas kiedy świat patrzył obojętnie na łamanie wszelkich norm humanitarnych, na bombardowanie szpitali i zbrodnie wojenne, dopiero syryjscy partyzanci, wśród których są dżihadyści, potrafili ich z tego uwolnić - mówi ekspert. - Jednocząc się z Rosją, Ameryka tylko pogorszy swój wizerunek w świecie arabskim i umocni narrację o zdradzieckim charakterze Zachodu i jego immanentnej antyarabskości - dodaje.