Zbigniew Ziobro to "delfin samozwaniec"?
Zbigniew Ziobro po zawetowaniu przez prezydenta ustaw o SN i KRS udzielił kilku wywiadów, w których bezpardonowo skrytykował decyzje Andrzeja Dudy. W co gra minister sprawiedliwości i prokurator generalny?
27.09.2017 10:58
Zdaniem Andrzeja Stankiewicza Zbigniew Ziobro atakiem na prezydenta udowodnił, że walczy o schedę po Jarosławie Kaczyńskim. "Lider PiS ma już niemal 70 lat, zdaje sobie sprawę, że poprowadzi partię prawdopodobnie do jednych tylko jeszcze wyborów parlamentarnych, za dwa lata" - pisze publicysta na łamach "Tygodnika Powszechnego".
Autor analizy, która jest jednocześnie przypomnieniem politycznej kariery Zbigniewa Ziobry, uważa, że "charyzma Kaczyńskiego słabnie i opuszczają go witalne siły". To sprawia, że w jego obozie "toczy się cicha wojna o sukcesję".
"Nawet ci, którzy nie pałaja sympatią do Jarosława Kaczyńskiego, powinni trzymać za niego kciuki. Alternatywą może być młodszy i bardziej bezwzględny Zbigniew Ziobro" - pisze Stankiewicz.
Andrzej Duda pokrzyżował plany Ziobry
"W obozie władzy, który wierzy gorąco w siłę państwowego aparatu przymusu, 46-letni Ziobro, kontrolujący prokuratorów jedna ręką, a sądy drugą, byłby naturalnym uczestnikiem tej rozgrywki" - ocenia Stankiewicz.
Autor analizy przypomina też, że Ziobro stara się zachowywać dobre kontakty "z wpływowymi na prawicy ludźmi i instytucjami". Wymienia w tym kontekście o. Tadeusza Rydzyka i jego media, a także senatora Grzegorza Biereckiego i powiązane z nim SKOK-i.
Stankiewicz zwraca także uwagę na starania Ziobry o zdobycie popularności wśród społeczeństwa. "Zabiera głos w sprawie każdego ważniejszego przestępstwa - tropi, obiecuje, grozi" - pisze autor analizy.
Niestety, prezydent wetując dwie ustawy reformujące wymiar sprawiedliwości, pokrzyżował plany Ziobry. To dlatego, zdaniem autora analizy, Ziobro "wypowiedział brutalną wojnę Andrzejowi Dudzie". Krytykował jego decyzję o wetach, a potem zaatakował współtwórcę prezydenckich projektów ustaw Michała Królikowskiego.
Drugi front: Mateusz Morawiecki
Duda nie jest jednak jedynym problemem, z którym musi zmierzyć się Ziobro. Zdaniem autora analizy ma on bowiem silnego konkurenta do schedy po Kaczyńskim w osobie wicepremiera Mateusza Morawieckiego. "Ziobro i Morawiecki brutalnie ścierają się nie tylko w rządzie, ale także w obszarze dużych państwowych firm działających w strategicznych obszarach" - pisze Stankiewicz i przypomina starcie o kontrolę nad PZU. Minister sprawiedliwości - jak zauważa Stankiewicz - ma jednak po swojej stronie premier Beatę Szydło, którą przed laty wprowadził do krajowej polityki.
"Zmartwychwstał dzięki woli Kaczyńskiego"
"Paradoksalnie Duda to też polityk z dawnej stajni Ziobry - był jego zastępcą, gdy Ziobro po raz pierwszy został ministrem sprawiedliwości za poprzednich rządow PiS" - przypomina Stankiewicz. "Tyle że obaj lata temu się poróżnili. A Ziobro do dziś lubuje się w wypominaniu prezydentowi dawnego poddaństwa. Prezydenturę Dudy toleruje z trudem" - ocenia.
Zobacz także: Od "zera" do bohatera. Historia kariery Zbigniewa Ziobry
"To cecha charakterystyczna Ziobry - zawsze chce więcej władzy, nigdy nie zadowala się tym, co ma. Szybko zapomniał, że jeszcze niedawno był politycznym trupem i zmartwychwstał tylko dzięki woli Kaczyńskiego" - pisze autor analizy, przypominając odejście Ziobry z PiS w 2011 roku i założenie przez niego ugrupowania Solidarna Polska.
Po wyborczej klęsce Solidarnej Polski, Kaczyński złożył Ziobrze ofertę współpracy. "Czemu? Bo umie liczyć. Ponieważ grał o samodzielne rządy po wyborach parlamentarnych w 2015 r., musiał wciągnąć do współpracy małe prawicowe partie, które odbierały mu po kilka procent głosów" - pisze Stankiewicz.
Czy to oznacza, że Kaczyński wybaczył Ziobrze rozłam w partii? Zdaniem autora analizy: nie. Powierzył mu jednak resort sprawiedliwości i prokuraturę. Tym faktem, jak zwraca uwagę autor analizy, zdziwieni byli "nawet najbliżsi ludzie Kaczyńskiego - żaden zdrajca nie dostał od niego takiej władzy".
"Ziobro ma wszystkie wady Kaczyńskiego, ale ani jednej z jego zalet"
Kaczyński jednak - jak zauważa Stankiewicz - postawił na Ziobrę, bo "oczekiwał radykalnych zmian w prokuraturze i sądach", które w jego mniemaniu nadal opanowane są przez komunistycznych sędziów i prokuratorów. Ziobro miał wystarczająco dużo determinacji, by takie zmiany wprowadzić. I - jak się okazało - szybko zaczął realizować plany prezesa PiS.
Czystkę w sądach zatrzymały weta prezydenta, który uzasadniając je powołał się na opinię legendarnej działaczki opozycji antykomunistycznej - Zofii Romaszewskiej. "To były dwa ciosy w delfina, który już widział się wygranym w wojnie o sukcesję" - ocenia Stankiewicz.
"Widać prezydent jest z tych, którzy wierzą w popularne w obozie władzy powiedzenie: "Ziobro ma wszystkie wady Kaczyńskiego, ale ani jednej z jego zalet" - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".
Źródło: "Tygodnik Powszechny"