Zbigniew Maj dostaje pogróżki. "Mam sobie poszukać miejsca na Powązkach”
"Jak nie zamknę ryja, to mam sobie poszukać miejsca na Powązkach" – cytuje pogróżki Zbigniew Maj, były szef policji, który dostał zarzuty. - Jest nieprzewidywalny. Dobry glina, ale choleryk. Może się podzielić wiedzą. Jest niebezpieczny dla PiS – słyszymy o Maju.
22.05.2018 | aktual.: 22.05.2018 11:23
Były współpracownik Maja: - Zbyszek odszedł w atmosferze skandalu, dostał po tyłku. Taniec z diabłem źle się to dla niego skończył. Jest nieprzewidywalny, bo zaatakowano go przy rodzinie. Wkurzył się i może się podzielić wiedzą, więc jest niebezpieczny dla PiS. To był dobry glina, ale choleryk. Używał prostego policyjnego języka. Ludzie się go bali. Miał pseudonim „Beria”.
Zbigniew Maj został zatrzymany w zeszłą środę przez Centralne Biuro Antykorupcyjne za przestępstwa urzędnicze i usłyszał 10 zarzutów. W piątkowym wywiadzie dla Wirtualnej Polski podkreślił, że podsłuch założono mu krótko po objęciu stanowiska Komendanta Głównego Policji (pełnił funkcję od grudnia 2015 do lutego 2016 r.).
Kilka konkretnych ostrzeżeń: Powązki i podsłuchy
Z byłym komendantem spotykam się w poniedziałek. W pustym restauracyjnym ogródku siedzi przy kawie i papierosie. – 12 lat nie paliłem – rzuca.
- To, że mnie rzucili na glebę mam w pompie. Czy ja kładłem, czy mnie kładli, czy ja strzelam, czy do mnie strzelali – cytując "Samych Swoich" – to jeden huk. Ale oni to zrobili przy mojej córce. To dla niej trauma – mówi były szef policji. Przerywa mu dzwonek telefonu, który dzwoni co chwilę.
Maj podkreśla, że po zeszłotygodniowym wywiadzie dla WP otrzymał "kilka konkretnych ostrzeżeń". - Jedno dotyczyło ujawnienia w mediach obyczajowych treści z podsłuchów, czego się nie boję, bo nie mam nic do ukrycia. Zasugerowano mi też, że "jak nie zamknę ryja, to mam sobie poszukać miejsca na Powązkach".
"Sowa i Przyjaciele" bis - podsłuchy dziennikarzy
Kolejnego wywiadu udzielił stacji TVN24 w poniedziałek. Nie jest zadowolony z przebiegu rozmowy. - Oprócz formy zatrzymania ważne jest to, po co przyszli. Na szczęście poszło już w eter, że nie tylko ja byłem podsłuchiwany, ale też dziennikarze. Nie zdążyłem tego przekazać, bo brakuje mi obycia z mediami – przyznaje Maj.
- W sprawie Kajetana P.? – pytam.
- Tak, ale oprócz kilku dziennikarzy, którzy pytali o tę sprawę. W grę wchodzi cała paleta dziennikarstwa od prawa do lewa. Jeśli uważali, że popełniłem przestępstwo, to logicznie rzecz biorąc prokuratura mogła objąć podsłuchem też dziennikarzy, którzy ze mną rozmawiali. To potężna broń. To byłaby druga afera podsłuchowa, jak "Sowa i przyjaciele" – ocenia.
Według naszych informacji w głośnej sprawie poszukiwań Kajetana P., mordercy zatrzymanego w lutym 2016 r. na Maderze przewija się kilka nazwisk dziennikarzy.
Jeden z nich: - Zbyszek wie, gdzie jest granica. Nigdy nie wiedziałem o planowanej akcji wcześniej. Zawsze po. Dostawaliśmy materiały operacyjne policji. Nie do pomyślenia było, byśmy mogli wysłać swoją kamerę, jak to się dzieje teraz.
Inny dodaje: - Zrobił największą rewolucję kadrową w policji. Jeździł po Polsce, cały czas był w trasie. Mogli się do niego odzywać lokalni baronowie PiS-u i ministrowie. Mariusz Błaszczak i Jarosław Zieliński muszą zdawać sobie sprawę, że ich rozmowy z Majem były nagrywane.
- Jest panika. Podsłuchy można wykorzystać do gry operacyjnej. Wystarczy mrugnięcie okiem, sugestia, że wiemy o czym rozmawiałeś, by zasiać niepokój – mówi nam rozmówca zbliżony do sprawy.
Były szef CBŚ: nie da się uniknąć mówienia o pewnych sprawach przez telefon
O zatrzymanie Maja pytam Adama Maruszczaka, który był szefem Centralnego Biura Śledczego i wziął go na swojego zastępcę. - Tempo pracy na takim stanowisku jest duże i nie da się uniknąć mówienia o pewnych sprawach przez telefon, przez co można się narazić na takie zarzuty. Pracowałem z Majem długo i nie pamiętam sytuacji, by kontakty z mediami utrudniły nam realizację jakiejkolwiek sprawy - podkreśla były szef CBŚ.
Wtóruje mu Mariusz Sokołowski, były rzecznik policji, który zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską, że to pierwsza tego typu sprawa dotycząca Komendanta Głównego zobowiązanego prawem do udzielania informacji dziennikarzom.
- Sprawy dotyczące ujawniania informacji mediom bardzo rzadko kończyły się skazaniem, a osoby podejrzane były wzywane do prokuratury. Używanie takich sił i wchodzenie na ostro o 6 rano do mieszkania, w którym jest rodzina nie było uzasadnione. To strzelanie z armaty do wróbla - ocenia Sokołowski.
Innego zdania jest Temistokles Brodowski, szef służb prasowych CBA, który zaznacza w rozmowie z WP, że postanowienie o zatrzymaniu Maja wydała prokuratura. - CBA zatrzymało byłego Komendanta Głównego policji godnie ze sztuką. Liczba funkcjonariuszy była odpowiednia. Nie było wejścia na ostro – z udziałem antyterrorystów wyposażonych w długą broń i granaty hukowe - wyjaśnia Brodowski.
Ministrowie informowani o podsłuchach
Styczeń 2016. Zbigniew Maj w towarzystwie wiceszefa MSWiA Jarosława Zielińskiego oprowadza dziennikarzy po gabinecie Komendanta Głównego wyremontowanym przez Marka Działoszyńskego, który szefował policji za czasów rządów PO-PSL.
- Pytam, po co komendantowi policji tego typu urządzenia: nagrywarki różnego rodzaju, mikrofony. Nie wiem, czy mam podsłuchiwać swoich podwładnych, czy parlamentarzystów różnych opcji. Tu zamontowane są kamery, nie lubię pracować w "Big Brotherze" – mówi Maj, który teraz przeprasza i tłumaczy, że nie powinien był uczestniczyć w wytykaniu poprzednikowi Bizancjum
Ta uszczypliwość wobec poprzednika po czasie nabiera nowego znaczenia, bo teraz Maj przyznaje w rozmowie z WP, że wiedział wówczas o podsłuchach założonych przez CBA. - O inwigilacji przez CBA wiedziałem niemal od początku. Poinformowałem o tym ministrów Błaszczaka i Zielińskiego, ale nie miałem w nich wsparcia. Dlatego podałem się do dymisji – mówi Maj.
- Jak wyglądała współpraca ze służbami i nadzorującym je Mariuszem Kamińskim? - pytam.
- Nie było żadnej współpracy z ministrem koordynatorem. Próbowałem ją nawiązać, ale nie było odzewu. Nawet to rozumiem - jak się podsłuchuje, to lepiej się nie odzywać.
Mariusz Błaszczak i Jarosław Zieliński byli dla nas nieuchwytni. O komentarz poprosiliśmy rzecznika ministra Kamińskiego. Do czasu publikacji tekstu odpowiedź nie nadeszła.
Maj: Sam wybierałem komendantów z jednym wyjątkiem
Oprócz konferencji na temat Bizancjum Maj jest też kojarzony z rewolucją kadrową na stanowiskach komendantów wojewódzkich policji w całej Polsce.
- Nie wierzę, że wymiana kadrowa to był jego pomysł. Dostał polecenie wyczyszczenia województw z komendantów, którzy byli za poprzedniej władzy. Przychodził Zielińsk i dawał dwa nazwiska do wyboru z wyjątkiem Białegostoku, gdzie dał jedno (komendantem wojewódzkim został tam Daniel Kołnierowicz - przyp. WP). Zbyszek odwoływał nawet swoich kolegów. To go obciąża - mówi jego były współpracownik.
Maj odpiera ten zarzut: - To nieprawda. Wszystkich sam wybrałem. Z wyjątkiem Komendanta Wojewódzkiego w Białymstoku, którego nazwisko zasugerował mi minister Zieliński. To nie była rewolucja. Miałem wizję nowoczesnej policji. Chciałem świeżości, nowych oficerów z dużą wiedzą.
Maj dodaje, że Marek Działoszyński, jego poprzednik, w ciągu kilku miesięcy wymienił trzy razy większą liczbę oficerów. - Podobnie działał mój następca. W Komendzie Głównej nie został po mnie żaden dyrektor – wylicza.
Były współpracownik Maja: - Pewnie żałuje, że poszedł na współpracę. Politycy go wykorzystali i wypluli. Szkoda, bo to był krnąbrny, ale dobry glina. Jednak zeszłym roku wzywał komendantów 23-24 grudnia i oświadczał im, że są odpaleni. To go obciąża – dodaje.
- Odwołałem wtedy czterech współpracowników Marka Działoszyńskiego. Wszyscy dostali dodatki i odeszli z honorami. Chciałem mieć swoich oficerów – odpowiada były szef policji.
Nasi rozmówcy przyznają, że między Majem a Działoszyńskim ”nie było chemii”. To Działoszyński odwołał Maja z funkcji wiceszefa CBŚ. - Ktoś na niego doniósł, że dał mu kilka butelek wódki i 10 tys. zł. Biuro spraw wewnętrznych z automatu zajęło się sprawą i trzeba było Maja odesłać z Warszawy, by to zbadać. Ostatecznie się to nie potwierdziło – mówi rozmówca WP znający kulisy sprawy.
Inaczej wysłanie Maja do Gdańska tłumaczy Maruszczak. - To była konsekwencja mojego odejścia ze stanowiska szefa CBŚ. Najpierw ja zostałem zdjęty przez Komendanta Głównego, a potem wszyscy moi zastępcy. Nie pasowaliśmy do nowej strategii Działoszyńskiego, choć trudno to nazwać strategią – ocenia.
"Szybciej działa, niż myśli"
Z Centralnym Biurem Śledczym Maj był związany od połowy lat 90. Kierował kilkoma zarządami CBŚ m.in. w Krakowie i Bydgoszczy. Stworzył też grupę "łowców cieni" odpowiedzialną za poszukiwanie najgroźniejszych przestępców ukrywających się zagranicą.
- Był wymagający, ale dbał o swoich ludzi. Wśród naczelników zarządów nikt tak jak tak Maj nie wiercił dziury w brzuchu, bym dał premie, nagrody, podwyżki, czy awanse dla podległych mu policjantów – opowiada Maruszczak, który kierował CBŚ od 2009 roku i wziął Maja na jednego ze swoich następców.
- Zaangażowany policjant z głową pełną pomysłów. Nie słyszałem od niego, że się "nie da". Czasem szybciej działa, niż myśli. Nie boi się podejmowania decyzji - mówi były szef CBŚ.
Podobnie Maja charakteryzuje inny jego były współpracownik: - Ambitny, szybko i dobrze działający policjant. Działał szybciej niż myślał. Bali się go głównie leserzy. Dawał op...l, ale praca szła do przodu. W centrali CBŚ było sporo ludzi na ciepłych posadkach, których powyrzucał zza biurek w teren. Wedy narobił sobie wrogów.
- Rozmawiałem z Komendantem Głównym na temat podwładnych. Spytał mnie o Maja. Odpowiedziałem, że jestem zadowolony, choć czasem muszę ściągać wodze, by nie wyrywał do przodu. Szef na to "Adam, lepiej czasami ściągać wodze, niż stale popychać". Często o tym potem myślałem, miał rację - mówi Maruszczak.
- Maruszczak dawał różne rzeczy do załatwienia Zbyszkowi, bo jego jak wywalili drzwiami to wracał oknem. Zaczął się w pewnym momencie niepokoić, że rośnie mu osoba, który go wysadzi ze stanowiska - dodaje drugi rozmówca.
Tajemnicza dymisja
Obaj rozmówcy odmiennie interpretują głośną decyzję Maja, który w lutym 2016 zrezygnował z funkcji Komendanta Głównego.
Sam przyznał w wywiadzie dla WP, że popełnił błąd. - Trzeba było wytrzymać miesiąc nacisków i byłoby dobrze – podkreślał.
Maruszczak: - Każdy w takiej sytuacji reaguje inaczej. Moim zdaniem za szybko podjął decyzję o odejściu.
Były współpracownik Maja: - Odejście to nie była jego decyzja. Pewnie dostał sugestię. Była walka o policję miedzy Mariuszem Kamińskim, Antonim Macierewiczem i Mariuszem Błaszczakiem. Kamiński wygrał. Zbyszek nigdy nie był politykiem. Nie nadaje się na polityka.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl