Zbigniew Maj wskazuje byłych polityków PiS. "Zamierzałem milczeć, ale przegięli pałę"

- Żałuję. Popełniłem błąd. Trzeba było wytrzymać miesiąc nacisków - mówi WP Zbigniew Maj, który w 2016 roku zrezygnował z funkcji Komendanta Głównego policji, a w środę dostał zarzuty dot. ujawniania informacji mediom. Maj pyta, czy założono mu podsłuch, by sprawdzać, jak wykonuje polecenia. - To istotne szczególnie dla polityków obecnej władzy - dodaje.

Zbigniew Maj wskazuje byłych polityków PiS. "Zamierzałem milczeć, ale przegięli pałę"
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Grzegorz Łakomski

18.05.2018 | aktual.: 18.05.2018 09:37

Grzegorz Łakomski, Wirtualna Polska: Porównał pan swoje zatrzymanie ze sprawą Barbary Blidy. Dlaczego?

Zbigniew Maj, były Komendant Główny Policji: Oficjalnie zrobili mi „wjazd” do domu z odbezpieczoną bronią, bo mogłem być uzbrojony. Broń myśliwską i bojową trzymam 30 kilometrów od miejsca, gdzie mnie zatrzymano. W CBA przyznali, że o tym wiedzą. O godz. 6.05 wnieśli do mojego domu kosz z dokumentami. Potem ten kosz wynosili przy dziennikarzach, którzy stali przy furtce sugerując, że to zabezpieczone u mnie dokumenty. Prawda jest taka, że zabezpieczono tylko dwie rzeczy, które zawsze się zabezpiecza – telefon i komputer.

O zarzutach dowiedział pan się z Polskiego Radia?

W trakcie przerwy w przesłuchaniu wyszedłem na papierosa. Polskie Radio podało wtedy moje zarzuty, które zostały mi odczytane dokładnie 30 sekund wcześniej. Wisiały już na stronie razem z środkami zapobiegawczymi – zakazem opuszczania kraju i 3 tys. zł grzywny. Potem wróciłem na przesłuchanie i miałem mieć odczytane te środki zapobiegawcze. "Pani się nie musi trudzić, bo z Polskiego Radia wiem, że to będzie 3tys. zł”. "Jak to?” – zapytała prokuratorka. „Postawiła mi przed chwilą zarzuty, że wpływałem na postępowania i ujawniałem informacje dziennikarzom. Jak pani to wytłumaczy?” – pytałem.

Główne dowody pochodzą z podsłuchu. Kiedy go założono?

Zaraz po tym, jak zostałem Komendantem Głównym. Czy to miało na celu zebranie materiału dowodowego dotyczącego popełnianych przeze mnie przestępstw? Czy może służyło to komuś – tu zawieszę głos – by miał pełną wiedzę z kim rozmawia, jakie polecenia dostaje Komendant Główny i jak będą realizowane? To istotne szczególnie dla polityków obecnej władzy. Trudno na tym stanowisku nie mieć kontaktów z pierwszym garniturem polityków rządowych. Nie byłem ani w PO, ani w PiS, dlatego nikt mnie nie bronił.

Twierdzi pan, że pana zatrzymanie ma podłoże polityczne. Nie przecenia pan znaczenia Kalisza?

Sprawa jest wielowarstwowa. Jedna warstwa dotyczy Kalisza i załatwienia pracy dla mojej małżonki. Śledztwo trwało 2-3 lata i nic się w nim nie działo do momentu, gdy zostałem Komendantem Głównym policji. Człowiek, który był oficerem prowadzącym trafił potem do spółek prawa handlowego, a jest związany rodzinnie i towarzysko z byłymi, znanymi politykami PiS z terenu Kalisza. Ten człowiek kreował też wizerunek władz Kalisza.

Chodzi o byłych posłów PiS Adama Hofmana i Adama Rogackiego?

Myślę, że czytelnicy są domyślni. Obawiali się oni, że w ramach kampanii w Kaliszu zacznę opowiadać o tych faktach. Do tej pory zamierzałem milczeć, ale przegięli pałę. Walnęli mnie przy rodzinie na dechy.

Żałuje pan, że pan się podał do dymisji, jako Komendant Główny?

Żałuję. Popełniłem błąd. Trzeba było wytrzymać miesiąc nacisków i byłoby dobrze. Choć mogłoby się to skończyć prowokacją albo operacją specjalną, jak przy "aferze gruntowej” i byłby problem.

Spektakularne zatrzymanie szefa policji?

Tak, w trakcie wykonywania czynności. Wszyscy by się zastanawiali, co ten komendant zrobił, a cały obóz rządzący by się trząsł myśląc "kiedy ja z nim ostatnio rozmawiałem”.

Była wtedy mowa możliwych zarzutach korupcyjnych.

W marcu 2016 roku minister Mariusz Kamiński mówił, że czytał materiały operacyjne CBA, a zarzuty korupcyjne są poważne. Potem sprawą zajmowały się trzy prokuratury. Poznańska, jak mówili dziennikarze na konferencji prasowej w Poznaniu, nie chciała mi postawić zarzutów. W końcu zatrzymali mnie na postanowienie Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie za ujawnienie tajemnicy dziennikarzom.

Czy ta sprawa może być odbierana jako próba zastraszenia informatorów?

Oczywiście. Zrobiłem dziś konferencję, by to pokazać. 8 z 10 zarzutów dotyczyło ujawniania informacji dziennikarzom, choć jako komendant główny ustawowo byłem zobligowany do współpracy z mediami i kreowania polityki medialnej.

Część z nich dotyczy głośnego zabójstwa dokonanego przez Kajetana P. Skąd pewność, że ujawnione przez pana informacje nie przeszkodziły w tym śledztwie?

Pół Polski się bało, że ten chory psychicznie człowiek może stanowić zagrożenie, a dziennikarze i tak wiedzieli. Jak mogłem nie udzielać informacji?

W policji można usłyszeć, że został pan wysłany z CBŚP do Gdańska ze względu przecieki, do których dochodziło.

Bzdura totalna. Odejście z zastępcy dyrektora CBŚP na zastępcę Komendanta Wojewódzkiego policji to awans. Kulisy są proste. Działoszyński, z którym byłem skonfliktowany, jako Komendant Główny nie zgodził się bym startował na Komendanta Wojewódzkiego w Bydgoszczy, bo chciał, bym się przetarł, jako zastępca i wyznaczył mi Gdańsk. Liczył, że odejdę przez to na emeryturę, a ja pod presją się spinam. Poprawiłem słabo oceniany gdański garnizon, co uratowało mi karierę i umożliwiło awans na Komendanta Głównego.

Ma pan wielu wrogów w policji?

W policji mam wielu adwersarzy, bo jestem dość kontrowersyjnym oficerem. Zacząłem robić reformę, naruszyłem różne układy, konglomeraty rodzinne, wywołując wielki hejt. Wśród niższych rangą policjantów, ciężko pracujących cieszę się dużym szacunkiem i jestem z tego dumny i w zupełności mi to wystarczy.

Miał pan ujawnić sprawę podsłuchiwania dziennikarzy za czasów koalicji PO-PSL, ale nic z tego nie wyszło.

Odpowiadam tylko za dwa miesiące pracy w komendzie głównej. Nie miałem materiału dowodowego dotyczącego podsłuchów, tylko materiał, który mógł być podstawą do postępowań dyscyplinarnych.

Nie zrezygnuje pan z planu startu w wyborach samorządowych?

Nie. Nie spodziewałem się, że jestem aż tak wielkim zagrożeniem. Nie musiałem startować, mam z czego żyć. Poproszono mnie, bo mam pomysł na miasto, no i pewną rozpoznawalność. Mam też grono ekspertów, nie polityków ze świetnym programem.

Początki w polityce miał pan słabe. Wszyscy panu pamiętają konferencję prasową i wytykanie „Bizancjum” w gabinecie pana poprzednika. Żałuje pan tej sytuacji?

Oczywiście, że żałuję. Przepraszam za to, gdzie mogę. Zrobiłem sobie sam "Bizancjum”, przez co wizerunek policji był nadszarpnięty. To nie było planowane, moje nieprzygotowanie było widoczne. Konferencja była poświęcona pierwszej polskiej policjantce, która jako komendant miała zarządzać 9 mld zł budżetu. Minister w trakcie konferencji podjął decyzję, którą musiałem wykonać. Każdy ma swoich przełożonych. TVN mi za to przyłożył. Bardziej mnie to zabolało, niż cała sytuacja z odejściem i wszystkie bzdury, którymi mnie wtedy atakowano.

Był pan wykorzystany przez polityków?

Skupiam się na swoich błędach. Powinienem być bardziej asertywny. Jako funkcjonariusz pracowałem wcześniej operacyjnie. Może brakowało mi obycia z mediami, czy szkoleń PR. Dlatego się nie wybroniłem z tamtej sytuacji. Trudno, biorę to na klatę, choć mnie to obciąża.

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (878)