Zbigniew Kuźmiuk: PSL chce "resortowych reprezentacji", ale nie stołków


Monika Olejnik rozmawia ze Zbigniewem Kuźmiukiem z PSL

09.01.2003 | aktual.: 09.01.2003 10:46

Obraz
© Zbigniew Kuźmiuk w Radiu Zet (RadioZet)
Obraz

Panie przewodniczący, dlaczego PSL domaga się stanowisk w Ministerstwie Kultury i Ministerstwie Spraw Zagranicznych? Należy się PSL? Domaga się to za duże słowo. Przypominamy, że w związku z tym, że jesteśmy w koalicji i ta koalicja trwa już ponad rok, powinniśmy być reprezentowani w każdym resorcie. Niestety, nie jest tak do tej pory. Co więcej, wydaje się, że utrudnia to funkcjonowanie koalicji. Bardzo często jesteśmy bowiem z tych obszarów zaskakiwani informacjami niejako w ostatniej chwili, a niekiedy te podejmowane decyzje są bardzo ważne. Na przykład jaką podjęło decyzję Ministerstwo Spraw Zagranicznych, która zaskoczyła PSL? Muszę pani powiedzieć, że to, że nie było naszego przedstawiciela w MSZ bardzo utrudniało, naszym zdaniem, negocjacje z Unią Europejską. A w Ministerstwie Kultury? W Ministerstwie Kultury na przykład taką wpadką była ustawa o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji. Mówiąc szczerze, nasi ministrowie na poziomie obrad Rady Ministrów zaakceptowali ten projekt, ale mieli bardzo
znikomą wiedzę na ten temat. Gdyby był nasz podsekretarz stanu, pewnie ta wiedza byłaby większa i być może rząd wtedy nie naraziłby się już na taki opór, na jaki natrafił ten pierwotny projekt w Sejmie. Naszym zdaniem, obecność podsekretarzy stanu, rekomendowanych przez PSL, pozwoli na łatwiejsze funkcjonowanie koalicji. Bardzo często dochodzi do sporów zupełnie niepotrzebnych. A jeżeli premier powie nie? Cóż, wie pani, premier ma wręcz nieograniczoną władzę, jeżeli chodzi o konstruowanie składu Rady Ministrów, także sekretarzy i podsekretarzy stanu. Więc jeżeli premier uzna, że to, co do tej pory się zdarzyło, jest dobre, to być może powie nie. My nie poszliśmy do tej koalicji dla stołków. Czy komisja śledcza, która ma powstać w sprawie afery Rywingate, powinna zająć się tym, jak powstawała ustawa o radiofonii i telewizji? Niewątpliwie tak. Skąd wyszedł pomysł? Niewątpliwie tak i o to powinni być pytani przedstawiciele rządu. Ale pewnie w pierwszej kolejności zajmie się tym, jak procedowano nad tym
projektem na poziomie Komisji Kultury i Środków Przekazu i powołanej podkomisji. Wydaje się, że analiza stenogramów dyskusji, rozmów prowadzonych może podpowiedzieć, kto za czym się opowiadał i ewentualnie, jakie są motywacje takiego, a nie innego zachowania posłów. I kto stał za aferą Rywingate? Wie pani, wydaje się, że wtedy, kiedy komisja rozpoczęła te prace, raczej niewielu posłów wiedziało, że takie rozmowy wcześniej się odbyły i u pana Michnika, i u pana premiera. Ale czy posłowie wiedzieli, że w ogóle pomysł nowelizacji ustawy zrodził się w głowie Włodzimierza Czarzastego? Trudno mi powiedzieć, tej sprawy tak nie badałem, ale ja sobie przypominam, jakie emocje wywołało choćby nasze spotkanie z przedstawicielami mediów prywatnych, potem publicznych, a później wspólne ich spotkanie. Jakie emocje? Byliśmy odsądzani od czci i wiary. Przez kogo? Nie ukrywajmy - przez naszego koalicjanta. Ponieważ projekt był rządowy, a już na etapie tego, jak znalazł się w parlamencie, zorganizowaliśmy takie otwarte
spotkania i dyskusje, próbując poszukiwać kompromisu pomiędzy interesami prywatnych nadawców i publicznych. Byliśmy wtedy odsądzani od czci i wiary, że jesteśmy właśnie wiarołomni, że skoro nasi ministrowie na Radzie Ministrów głosowali za tym projektem, to czego szuka jeszcze klub PSL. Ale którzy posłowie mieli pretensje? Bardzo różni posłowie Sojuszu mówili, że jesteśmy nielojalnym koalicjantem. A czy może pan wymienić nazwiska? Wie pani, nie będę operował nazwiskami, ale naprawdę była bardzo niedobra atmosfera także na spotkaniach koalicyjnych; mówiono, że PSL po raz kolejny zachowuje się nieelegancko. My uważamy, że każdy projekt rządowy można w Sejmie poprawić. I wychodząc z takiego założenia uznaliśmy, że te spotkania są potrzebne. Co więcej, muszę pani powiedzieć, że bez specjalnego rozgłosu pan premier zorganizował później spotkanie z przedstawicielami mediów prywatnych i doszło do tej słynnej autopoprawki rządu. Ale śmiem twierdzić, że klub PSL właśnie tym swoim zachowaniem, tymi spotkaniami
otwartymi doprowadził także do zmiany stanowiska SLD w tej sprawie. A jakie stanowisko PSL w sprawie składki zdrowotnej, minister finansów apeluje do Senatu, żeby obniżył składkę. Wie pani, wydaje się, że skoro tak miażdżącą większością w Sejmie to podwyższenie składki zostało przyjęte, to mam nadzieję, że Senat nie będzie tego odwracał. Jeżeli popatrzymy na sytuację w ochronie zdrowia, to widać, że jest ona doprawdy dramatyczna. Wiem, że zawsze pojawiają się... Tak jak pisze „Rzeczpospolita”, to rząd apeluje teraz do Senatu, aby... Rozumiem, że pan minister finansów próbuje te pieniądze publiczne ściskać i próbuje nad tym panować w większym zakresie niż do tej pory. Ale jeżeli popatrzymy na te masowe protesty, jeżeli zestawimy to z informacjami, że kasy chorych co do zasady obniżają wartość kontraktów w porównaniu z rokiem poprzednim, jeżeli teraz weźmiemy pod uwagę wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który nakazuje placówkom ochrony zdrowia wypłacanie tych sławnych dwustu trzech złotych - a wiadomo, że
pojawiły się tu prawie roczne zaległości - to nie ulega wątpliwości, że w tym systemie potrzeba choć trochę więcej pieniędzy, bo będziemy mieli do czynienia z sytuacją, kiedy placówki ochrony zdrowia, mam na myśli tutaj szpitale, będą likwidowane. Czy PSL jest jednak za tym, żeby jednak ta składka była? Uważamy, że ta podwyżka powinna być. Mam tylko nadzieję, że ten system wydawania pieniędzy będzie na tyle formułowany, że ochrona zdrowia przestanie być swoistym workiem bez dna. Właśnie, à propos wydawania pieniędzy „Rzeczpospolita” pisze o luksusowych samochodach dla urzędników Ministerstwa Zdrowia, kupiono dwa samochody za ponad trzysta tysięcy złotych. I co pan na to? Pani redaktor, ja rozumiem, że być może ten zakup jest naganny, ale tych dwóch rzeczy nie można mylić. Oczywiście, że nie, ale pytam się, co pan na to? Pieniądze na usługi zdrowotne są pieniędzmi wydzielonymi, a to są pieniądze z budżetu Ministerstwa Zdrowia. Ale czy to jest roztropne wydawanie pieniędzy? Mówiąc szczerze, w takiej sytuacji w
ochronie zdrowia nowe samochody nie powinny być nabywane. Nie sądzę, żeby resort zdrowia był w takiej sytuacji, że nie miałby żadnych samochodów i minister zdrowia czy urzędnicy ministerstwa zdrowia musieliby chodzić na piechotę. A co PSL powie, jak eksperci, których zaprosił pan prezydent do rozmów na temat ustawy o biopaliwach powiedzą, że to jest bubel czy to jest złe? Wie pani, będziemy ogromnie zdziwieni, bo na etapie konstruowania tej ustawy w resorcie rolnictwa, później procedowania w rządzie, uzgodnień międzyresortowych, wypowiadali się także eksperci. Jesteśmy w ogóle zadziwieni tą sytuacją. Tak naprawdę obrońców tego rozwiązania jest coraz mniej. Bardzo dziwimy się, że organizacje rolnicze na przykład bardzo mocno nie występują w tej sprawie. Wczoraj wystąpiły kółka rolnicze mówiąc, że nie ważne są nasze silniki, ważne są miejsca pracy dla rolników. Nie, nie znam tego stanowiska, ale pewnie ono nie tak jest sformułowane. Tak mówił pan Serafin. Wprawdzie nie jestem ekspertem w tej dziedzinie i
trudno mi na ten temat rozmawiać, nie jestem bowiem ani fizykiem, ani chemikiem, w związku z tym trudno mi mówić o oddziaływaniu tego paliwa na silniki, natomiast chcę powiedzieć, że według mojej wiedzy, do tej pory bez ustawy, bez rozgłosu te 40 procent paliw silnikowych sprzedawanych przez Rafinerię Gdańską zawierało w swoim składzie 4,5 procenta spirytusu bezwonnego. 40 procent. Zna pan opinie ekspertów z Instytutu Fizyki? W zeszłym tygodniu w „Gazecie Wyborczej” twierdzili, że te biopaliwa, biokomponenty mogą zniszczyć nasze silniki, katalizatory. Pani redaktor, jeszcze raz powtórzę: blisko 50 procent tego, co sprzedawała do tej pory Rafineria Gdańska, spełniało warunki ustawowe – obyło się bez rozgłosu, bez protestów. Przecież i Rafineria, i nabywcy tego paliwa z Rafinerii o tym doskonale wiedzieli. Kiedy przychodziliśmy jako koalicja i rozpoczynaliśmy rządy, z Czech i Słowacji wielkim strumieniem płynęły biopaliwa, dlatego że cła na biopaliwa były bardzo niskie. Dopiero pan minister Belka bardzo
wyraźnie podwyższył cła i zablokował ten import. Jeździliśmy na biopaliwach czeskich i słowackich. Ale panie przewodniczący, Kazimierz Nowak, prezes Fundacji Promocji Zdrowia i Odnawialnych Źródeł Energii apeluje do prezydenta o podpisanie tej ustawy, ale w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” jednocześnie mówi: „Posłowie zawsze dbają o swoje interesy, interesy wielkich, nie małych”. Na pytanie, kto zarobi na biopaliwach, mówi, że głównym beneficjentem ustawy będą członkowie PSL. To nieprawda, to jest bardzo krzywdząca opinia. Głównym beneficjentem tej ustawy będą rolnicy, którzy będą produkowali surowce rolnicze wykorzystywane do wytwarzania biopaliw. Ustawa jest tak skonstruowana, że wszyscy ci, którzy będą wytwarzali te biokomponenty, muszą mieć umowy kontraktacyjne z rolnikami, dostawcami surowców. Ale czy nie jest to błąd, że w ustawie zapisano, że „co najmniej”? Pani redaktor, to oznacza, że będzie precyzyjnie określona norma. Ale jak można precyzyjnie określić, jeżeli w ustawie jest powiedziane „co najmniej”,
to już nie ma precyzji - co najmniej 4,5 procent. Nie, nie, pani redaktor. To znaczy, że będą rozporządzenia Rady Ministrów, które będą określały bardzo precyzyjnie na każdy rok, ile tego biokomponentu w paliwie powinno być. Tutaj niebezpieczeństwa nie ma. Tak więc moim zdaniem cała ta atmosfera wokół tej ustawy jest niestety oparta bardzo często na takich półprawdach. Rzeczywiście Polaków się straszy. Jeżeli właściciela samochodu, który z trudem ten samochód zakupi z oszczędności wieloletnich, straszy się... Dobrze, ale jeżeli eksperci stwierdzą, że to jest złe, to co wtedy? Pani redaktor, jeżeli eksperci stwierdzą, że to jest rzeczywiście bardzo szkodliwe dla silników, to trzeba się będzie nad tym zastanowić, jak tę ustawę zmienić. Moim zdaniem, takiego stwierdzenia być nie może, ponieważ do tej pory duża część polskich samochodów jeździła bez rozgłosu na takich właśnie paliwach. To dlaczego panowie nie dali nam wyboru, żebyśmy mieli dwa dystrybutory? Pani redaktor, żeby stworzyć wybór Polakom, musiałoby
budżet państwa ten projekt jeszcze więcej kosztować niż w tej chwili kosztuje. Jak pani wie, biokomponenty są zwolnione z akcyzy. To oznacza, że w tym roku do budżetu nie wpłynie 600 milionów złotych. Oczywiście w długim okresie czasu, w sytuacji kiedy ta ustawa wywołałaby pewien rozruch, wpłyną pieniądze innym strumieniem, ale to będzie jeszcze za jakiś czas. Gdyby teraz jeszcze wprowadzić tę zasadę, że mamy wybór i biopaliwo jest wyraźnie tańsze od tego, które jest sprzedawane na stacjach benzynowych, to i ta część normalna tego paliwa musiałaby być z obniżoną akcyzą. Tak więc jest to kolejny brak wpływów do budżetu państwa. Nie było nas na to stać na tym etapie, stąd takie rozwiązanie. Myślę, że jednak było nas stać na to, żeby wprowadzić dwa dystrybutory, żebyśmy mieli wolny wybór, panie pośle, żyjemy w wolnym kraju. Pani redaktor, to prawda, że żyjemy w wolnym kraju, ale tam, gdzie jest wybór, biokomponenty nie mają norm. I w związku z tym, że nie mają norm, ten wybór musi być. Ponieważ w polskiej
ustawie określono precyzyjnie normy, to rozwiązanie naszym zdaniem nie jest szkodliwe. Przepraszam bardzo, ale nie określono ich precyzyjnie. Ale to będzie określała Rada Ministrów. Pani redaktor, naprawdę, niech pani nam wierzy, nie robimy tu rzeczy, które miałyby być szkodliwe dla milionów Polaków. Ale skąd pan to wie? Nie jest pan fizykiem, nie jest pan chemikiem, więc pan nie wie. To prawda, ale jestem głęboko przekonany, że to, co mówili eksperci na etapie tworzenia tego prawa, jest prawdziwe. Ale są różni eksperci, są też eksperci, którzy mówią, że to jest szkodliwe. Pożyjemy, zobaczymy, jak wypowiedzą się eksperci prezydenccy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)