PolitykaZbigniew J. Zieliński: "bohaterowie" taśm udawali dżentelmenów, udowodnili, że nimi nie są

Zbigniew J. Zieliński: "bohaterowie" taśm udawali dżentelmenów, udowodnili, że nimi nie są

"Bohaterowie" taśm udawali dżentelmenów, ale stylem i treścią rozmów udowodnili, że nimi nie są - komentuje nagrane rozmowy pierwszoplanowych polityków specjalnie dla WP.PL Zbigniew J. Zieliński trener etykiety i protokołu dyplomatycznego, znawca savoir vivre'u.

Zdaniem rozmówcy WP.PL, utrwaleni na taśmach politycy to bywalcy salonów, o międzynarodowym obyciu oraz, jak szef MSZ Radosław Sikorski i były minister finansów Jacek Rostowski, lordowskim stylu, powinni więc reprezentować sobą wysoką kulturę. Tymczasem stało się inaczej. - Wyraźnie pokazali, że brak im klasy - stwierdza Zieliński.

Uderza także prezentowany brak lojalności wobec przełożonego - w tym wypadku premiera Donalda Tuska, który zapewnił "bohaterom" nagrań stanowiska, przywileje i apanaże. Szczególnie jest to widoczne, jak wskazuje ekspert, we fragmencie rozmowy Sikorskiego z Rostowskim dotyczącym cygar. - Ja się staram, kubańskie cygara, a dopiero gdzieś za piątym razem gdzieś pobocznie się dowiaduję, że on nie lubi kubańskich cygar. Woli słabsze. Kubańskie za mocne, ale niech powie do cholery. Placówka się dwoi i troi, najlepsze kubańskie cygara, przesyłka dyplomatyczna... - opowiada na nagraniu Sikorski. Żali się też, że nie może zdobyć armaniaku rocznik 1957, którego potrzebuje na prezent dla Donalda Tuska.

- Poszukiwania cygar nie odbywały się przecież z polecenia premiera, szef MSZ sam chciał premierowi dogodzić, ale jak się okazuje było to z jego strony mocno nieszczere. Pozostali nagrani politycy także szafują negatywnymi ocenami o swoim szefie oraz jego poprzednikach. To absolutnie nie na miejscu - mówi Zbigniew J. Zieliński. Jego zdaniem utrwaleni na taśmach czołowi politycy wykazali się brakiem honoru, gdyż uważają, że nic się nie stało. Rozmówca WP.PL przyznaje rację prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, który stwierdził, że takie rozmowy z udziałem Krzysztofa Skubiszewskiego, Krzysztofa Kozłowskiego, Bronisława Geremka czy Leszka Balcerowicza i innymi ministrami z tamtego okresu przełomu nie byłyby możliwe. - To przykre, że nie mamy już takiej klasy politycznej, jaką mieliśmy w pierwszych latach transformacji - stwierdza.

Zdaniem Zielińskiego skandaliczne wulgaryzmy, które pojawiają się na nagraniach mocno weszły politykom w krew. - Bez względu na to, z kim rozmawiają, są one na porządku dziennym, pomijając wystąpienia publiczne i w mediach. To zły nawyk. Panowie, którzy mają takie tendencje, powinni się bardziej pilnować, choć czasem się coś wyrwie - mówi.

Prof. Magdalena Środa odnosząc się do opublikowanych nagrań rozmów polityków, oceniła, że wielu polityków traktuje władzę, jako przedłużenie własnego penisa. I chętnie się tym chwali - władzą albo penisem. Kobiety na spotkaniach politycznych nie mówią o swoich piersiach i chyba nie zależy im na władzy dla samej władzy. Czy obecność kobiet na którymś z utrwalonych spotkań złagodziłaby obyczaje? - Najczęściej tak się dzieje, choć czasami można zostać przykro zaskoczonym, bo panie również potrafią "dosolić" - zwraca uwagę ekspert.

"Powinni przeprosić"

Za wulgarny język ministrów, który obnażyły nagrania z nielegalnych podsłuchów przeprosił Polaków w sejmie premier. W ocenie znawcy savoir vivre'u to był właściwy ruch, niemniej "bohaterowie" nagrań nie powinni chować głowy w piasek. Też powinni oficjalnie przeprosić wszystkich, którzy poczuli się urażeni stylem ich rozmów.

Radosław Sikorski stwierdził, że jego słowa były przeznaczone wyłącznie dla Jacka Rostowskiego i że nie ma nikogo, komu jest bardziej przykro niż jemu z tego powodu, że znalazły się w domenie publicznej. "Przepraszam" jednak nie padło. Jacek Rostowski przeprosił Danutę Huebner za nazwanie jej "starą komuszką", wydaje się jednak, że tylko dlatego, że występowali na tej samej konferencji podczas odbywającego się w Sopocie IV Europejskiego Kongresu Finansowego.

- Zachowanie ministra Rostowskiego wobec kobiety tak zasłużonej dla polskiej racji stanu było karygodne, a przeprosiny padły w nieodpowiednim momencie. Pani eurodeputowana przygotowywała się do udziału w konferencji (asystent zakładał jej słuchawki i mikrofon), w związku z czym niewiele usłyszała, była zaskoczona całą sytuacją - zwraca uwagę Zieliński.

"Zabrakło im szacunku dla wyborców"

Kolację Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego na łączną kwotę 1352,25 zł sfinansowało MSZ. Były minister finansów nie chciał komentować "rozmowy prywatnej", Julia Pitera, była pełnomocniczka premiera do walki z korupcją, nie ma jednak wątpliwości, że to było spotkanie służbowe. Zdaniem eksperta WP.PL politycy nie powinni zasłaniać się tym, że nagrano ich prywatną rozmowę towarzyską, skoro za dania i alkohole, które podczas niej spożywali, płacili podatnicy. - To niestosowne tłumaczenie, skoro płacili służbową kartą kredytową. To tylko dolewa oliwy do ognia. To wyjaśnienia osób, którym klasa, o ile w ogóle ją mieli, gdzieś umknęła. Zabrakło im szacunku dla wyborców - ocenia.

Skąd taka kwota za kolację dla dwóch osób? Wyjaśnia to materiał opublikowany przez "Wprost". "Sikorski przegląda kartę win. Rostowski pyta o specjały. Zamawianie potraw i dyskusja na ten temat trwają długo. Panowie nie mogą się zdecydować, czy lepsze są pierogi z farszem z królika, golonka glazurowana, pierożki cielęce, foie gras, czy tatar z tuńczyka. Ostatecznie minister spraw zagranicznych zamawia zupkę z dyni i krwistą polędwicę wołową. "Ach, zaszaleję" - mówi zadowolony. Były wicepremier decyduje się na foie gras, czerwone wino i comber z królika. "Z dziesięć lat królika nie jadłem" - cieszy się Rostowski. Do posiłku Sikorski proponuje bardzo drogie wino Pomerol z, jak mówi, kryzysowego 2008 - opisuje kolację tygodnik "Wprost".

Spotkanie, w którym udział brali Marek Belka i Bartłomiej Sienkiewicz zostało zasponsorowane przez NBP. Wydatki na jedzenie i alkohole - blisko 1500 zł.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)