Zbadali DNA szefa szajki. Wyszło na jaw, co robił 10 lat temu
Produkowali, handlowali i przemycali do Polski duże ilości narkotyków, a do kontaktów używali jednego z komunikatorów uznawanych za bezpieczny. To jednak nie uchroniło ich przed wpadką. Prokurator na poczet przyszłych kar już zajął dwa mieszkania należące do osoby bliskiej szefa szajki.
Na czele grupy stał 54-letni Paweł N., który zajmował się koordynacją działań. Wraz z nim zarzuty usłyszało właśnie 11 innych osób.
Członkowie grupy komunikowali się za pośrednictwem komunikatora Threema. To aplikacja szyfrowana i powszechnie uznawana za bezpieczną. Śledczy nie podają szczegółów, ale przyznają, że udało im się ustalić tożsamość osób uczestniczących w kontaktach z Pawłem N., chociaż wymagało to "znacznego zaangażowania organów ścigania".
W ten sposób policjanci trafili do lokalu mieszkalnego wykorzystywanego do przechowywania narkotyków. Tam znaleźli aż 18 kilogramów marihuany oraz kilogram kokainy. Według szacunków policji tylko te narkotyki na czarnym rynku były warte blisko milion złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pod prąd i na "podwójnym gazie". 17-latki nie miały pojęcia o konsekwencjach
Ale to nie wszystko, bo podczas kolejnej akcji policjanci zatrzymali m.in. około 2 kg marihuany oraz 9 litrów preparatu, zawierającego środki odurzające: dihydrokodeinę i prometazynę.
Po DNA do nielegalnego laboratorium
Śledczy zbadali także ślady DNA zabezpieczone aż 10 lat temu na przedmiotach znajdujących się w nielegalnym laboratorium produkującym amfetaminę w Aleksandrowie (pow. nowodworski). I okazało się, że Paweł N. już wtedy działał w tej branży.
Oskarżonym grozi nawet do 15 lat więzienia. - Wobec czterech oskarżonych na wniosek prokuratora stosowany jest środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania - informuje prokurator Karol Borchólski z Prokuratury Krajowej.
Szef grupy Paweł N. stracił nie tylko wolność. Prokurator na poczet przyszłych kar już zajął dwa mieszkania, które zostały kupione przez najbliższą mu osobę. Śledczy podejrzewają, że nie zostały one nabyte z legalnych źródeł.
Sprawą zajmował się Podkarpacki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Rzeszowie, który skierował do sądu akt oskarżenia w tej sprawie. Śledztwo było prowadzone wspólnie z Centralnym Biurem Śledczym Policji.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: