Zawiesili godzinę policyjną, by ludzie mogli zrobić zakupy
W Hondurasie, gdzie od niespodziewanego powrotu konstytucyjnego prezydenta Manuela Zelayi, obalonego przez wojsko 29 czerwca, trwają demonstracje jego zwolenników, prezydent de facto Roberto Micheletti zawiesił na krótko godzinę policyjną, aby ludność mogła zrobić niezbędne zakupy.
Gdy Zelaya wrócił potajemnie w poniedziałek do kraju i znalazł bezpieczny azyl w stolicy, w ambasadzie Brazylii, Micheletti wysłał wojsko i policję do rozpędzenia jego zwolenników zgromadzonych wokół ambasady. Aresztowano 150 osób.
Setki uzbrojonych po zęby żołnierzy w kominiarkach otacza ambasadę Brazylii i przeczesuje dzielnice biedoty w Tegucigalpie. We wtorek wieczorem zginął od ich kul 65-letni mieszkaniec dzielnicy Flor de Campo - podały nazajutrz źródła szpitalne. Według Reutersa, była to pierwsza śmiertelna ofiara zajść, które zapoczątkowało obalenie prezydenta Zelayi przez wojskowych.
Wobec reakcji rządów krajów Ameryki Łacińskiej Micheletti w ciągu niespełna 48 godzin zmuszony był zmienić taktykę. Od kategorycznych żądań, aby ambasada Brazylii wydała Zelayę w ręce policji honduraskiej jako "pospolitego przestępcę", przeszedł do deklaracji o swej gotowości rozmów z obalonym szefem państwa.
Zelaya nazwał tę zmianę zwykłą manipulacją. Honduraski prezydent de facto próbuje lawirować w trudnej sytuacji, gdy w trzy miesiące po zamachu stanu żaden kraj na świecie nie uznał jego rządu - pisze agencja EFE.
Do jednego z najbiedniejszych krajów Ameryki Łacińskiej od trzech miesięcy nie napływają już setki milionów dolarów, ponieważ USA, kraje zrzeszone w Organizacji Państw Amerykańskich i Unia Europejska zwiesiły pomoc dla Hondurasu.
Prezydent Brazylii, jednego z najbardziej wpływowych państw regionu, Luiz Inacio Lula da Silva zażądał w imieniu swego kraju zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w celu omówienia honduraskiego kryzysu - podały źródła Departamentu Stanu USA.
- Społeczność międzynarodowa domaga się natychmiastowego przywrócenia pana Zelayi na stanowisko prezydenta jego kraju oraz zapewnienia nietykalności brazylijskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w stolicy Hondurasu - oświadczył Lula w przemówieniu wygłoszonym w środę na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego NZ. Słowa te zostały przyjęte oklaskami przez uczestników posiedzenia.
Lula rozmawiał telefonicznie z Zelayą, przebywającym w brazylijskiej ambasadzie w Tegucigalpie, prosząc go o rozwagę, a szef brazylijskiej dyplomacji Celso Amorim ostrzegł, że jego kraj "nie będzie tolerował żadnych działań władz honduraskich przeciwko swej ambasadzie".
Godzina policyjna w Hondurasie, ustanowiona z obawy przed wystąpieniami zwolenników Zelayi, oznacza de facto stan wyjątkowy, chociaż formalnie trwa 12 godzin na dobę. Została zawieszona w środę w godzinach 10-17.
Wprowadzenie godziny policyjnej sparaliżowało transport drogowy. Na granicy z Salwadorem odbywa się tylko ruch pieszy i przepuszczane są jedynie samochody ciężarowe z łatwo psującymi się towarami.
"Niespodziewany powrót obalonego prezydenta do Tegucigalpy po prawie trzech miesiącach pobytu na wygnaniu ponownie postawił w centrum uwagi uśpiony kryzys polityczny (...) Najważniejsze jest teraz uniknięcie rozlewu krwi"" - napisał wielki dziennik hiszpański "El Pais".
Sam Zelaya oświadczył: - W Hondurasie dokonano zamachu stanu, ponieważ bonzowie honduraskiej gospodarki obawiali się końca swych przywilejów, swych zwolnień od podatków, końca bezkarności swych oszustw podatkowych, swych monopoli.
Zelaya zapewnił, że wbrew twierdzeniom swych przeciwników nie zamierzał pozostawać u władzy dłużej niż do końca swej kadencji, to jest do wyborów wyznaczonych na listopad tego roku.