Zaszczepią co drugiego Niemca na świńską grypę
Media na całym świecie nie milkną w sprawie świńskiej grypy. W wielu państwach Europy pojawił się problem związany z finansowaniem szczepień. Niemcy już sobie z nim poradzili. Nieco gorzej radzą sobie z samą chorobą.
14.08.2009 | aktual.: 14.08.2009 08:57
Niewiele brakowało, aby światowa panika związana ze świńską grypą przyniosła niemieckim uczniom dłuższe wakacje. Przynajmniej tym z landu Nadrenia-Westfalia, gdzie poważnie zastanawiano się nad przesunięciem o dwa tygodnie rozpoczęcia semestru, który teoretycznie zaczyna się tam w najbliższy poniedziałek.
Fora internetowe wypełnione są wściekłymi reakcjami Niemców z tego zachodniego landu, którzy ani myślą posyłać swoje dzieci do szkoły.
- Każdy jeden uczeń, który nie zachoruje, to przecież błogosławieństwo! Czy w tym kraju naprawdę nie można choć raz zdać się na władze, które chroniłyby społeczeństwo a przede wszystkim dzieci? Nie rozumiem tego i dobrze się zastanowię, zanim wyślę swoje dziecko na zajęcia - to wpis jednego z internautów z Bonn.
Początkowy projekt regionalnego ministerstwa zdrowia w Nadrenii wywołał ogólnonarodową dyskusję, jak szkoły mogą skutecznie zablokować rozprzestrzenianie się wirusa wśród młodzieży. W wielu miejscowościach na zachodzie kraju ratunku upatruje się w nacisku na higienę.
- Mam to nieszczęście być matką ucznia, który w poniedziałek idzie do szkoły zagrać w rosyjską ruletkę - mówi Barbara z Kolonii, w Niemczech od 14 lat. - Jedyne na co do tej pory wpadli tutejsi urzędnicy to dwa pomysły: jeden, całkiem niegłupi, to właśnie przesunięcie rozpoczęcia semestru; drugi udostępnienie dużych zapasów mydła i ręczników papierowych. Oraz szorowanie klamek - dodaje z drwiną.
Nadrenia-Westfalia to szczególny przypadek na mapie Niemiec. Z liczbą przekraczającą 3700 zakażonych osób jest to najbardziej dotknięty chorobą region w kraju. Naturalnie w innych landach chorych także nie brakuje, a wiadomości o nowo zdiagnozowanych nie budzą już żadnej sensacji. Problemem stała się za to sprawa finansowania szczepień. Jak zwykle w takich sprawach przedstawiciele kas chorych zachowują się wstrzemięźliwie. Ostatnio usiedli jednak do rozmów z rządem i dziś już wiadomo, że środki na szczepienia kasy zagwarantują tylko dla połowy ubezpieczonych. Jeśli chętnych będzie więcej, do szczepień dołoży się państwo.
Z zadowoleniem należy odnotować fakt, że pomoc państwa zapobiegnie wzrostowi składki na ubezpieczenie. Związki, w których zrzeszają się kasy chorych użyły takiego argumentu aby pomoc państwa ze środków publicznych wymóc na rządzie. Z takiego obrotu sprawy niezadowolone są oczywiście parlamenty poszczególnych landów. Mówi się nawet o samowolce berlińskich urzędników. Tymczasem jednak do dyspozycji obywateli, którzy chcą się zaszczepić, jest 50 milionów dawek, co wystarczy dla 25 milionów Niemców. Jest to tylko 30% społeczeństwa, dlatego o dalszym zapotrzebowaniu na lek prowadzone są rozmowy w poszczególnych krajach związkowych.
Aby pierwsze jesienne szczepienia przebiegły bez zarzutu, kasy chorych muszą wyłożyć blisko 700 milionów euro. Dlatego nie wykluczone, że tak duże koszty kasy odbiją sobie podnosząc jednak składkę. Na razie w całych Niemczech odnotowano już ponad 11 tysięcy przypadków zachorowań.
Z Drezna dla polonia.wp.pl
Witold Horoch