Zaskakujący finał akcji AK. Komendant policji z SS wpadł w przypadkową pułapkę partyzantów
Funkcjonariusze niemieckiej policji byli przekonani, że to primaaprilisowy żart, gdy dowiedzieli się o przebiegu wypadków w spółdzielni rolniczej w Siedlcach. Dwie grupy, w tym partyzanci z AK, niezależnie od siebie zaatakowały tę samą kasę. Przez przypadek, w samym środku niezwykłych wydarzeń, znalazł się esesman - szef niemieckiej policji.
21.08.2014 17:15
Konspiracja w Polsce podczas drugiej wojny światowej miała bardzo szeroki zakres działania. Począwszy od malowania propagandowych haseł na murach, poprzez tajne nauczanie, sabotaż w przemyśle, po zbrojną dywersję i otwartą walkę z wrogiem. Często o wyniku takich akcji decydował zwykły przypadek, jeden drobny szczegół lub po prostu łut szczęścia. Zdarzało się, że działania planowane przez wiele tygodni, starannie dopracowane, które powinny się udać, kończyły się porażką. Oczywiście, działało to także w drugą stronę. Znane są przypadki sukcesów, które przyszły niespodziewanie, a opierały się na czystej improwizacji.
Można wskazać także trzeci typ operacji. W dziejach Polskiego Państwa Podziemnego zdarzały się bowiem akcje zakończone powodzeniem, ale zupełnie innym niż wstępnie zakładano. Jednym z najlepszych przykładów są wydarzenia, które miały miejsce 1 kwietnia 1944 roku w Siedlcach.
Oddział Kedywu Obwodu Armii Krajowej Siedlce, wchodzącego w skład Obszaru Warszawskiego AK, miał w tym dniu przeprowadzić atak na zarządzaną przez okupanta Powiatową Spółdzielnię Handlowo-Rolniczą "Rolnik" w Siedlcach. Głównym celem uderzenia miało być przechwycenie dużej kwoty pieniędzy przechowywanych w kasie spółdzielni. Ponadto liczono na zdobycze rzeczowe, bowiem magazyny "Rolnika" przy ulicy 3 Maja były bogato zaopatrzone w materiały tekstylne, mundury, produkty spożywcze oraz buty, czyli towary deficytowe w okupowanym kraju, a tak bardzo potrzebne żołnierzom podziemia.
Skok na kasę
Po dotarciu na miejsce, liczący około 30 osób oddział zajął wyznaczone pozycje. Kilku żołnierzy miało za zadanie opanowanie kasy. Druga grupa zajęła się ładowaniem towarów na dwa samochody ciężarowe. Reszta, wtopiwszy się w tłum interesantów, stanowiła ubezpieczenie akcji. AK-owcy nie odróżniali się ubiorem od licznie odwiedzających spółdzielnie chłopów z okolicznych wiosek, których w dzień targowy było w mieście więcej niż zwykle. Gwarantowało to świetny kamuflaż, z drugiej strony trzeba było liczyć się z większą liczbą świadków, których reakcji nie można było przewidzieć. Jednak tego typu ryzyko było nieodłącznym składnikiem każdej akcji podziemia.
Do najważniejszego zadania, czyli opróżnienia kasy, wyznaczony został 21-letni kapral Witalis Skorupka ps. "Orzeł" oraz grupa kilku żołnierzy. Po sterroryzowaniu strażnika pilnującego wejścia, AK-owcy wpadli do środka i zażądali od kasjerek wydania pieniędzy. Jednak to, co usłyszeli od jednej z nich, przypominało scenę rodem z filmu komediowego. Kobieta oświadczyła, że mniej więcej godzinę wcześniej jakaś inna grupa konspiracyjna napadła na kasę i zrabowała wszystkie przechowywane w niej pieniądze. Druga informacja jeszcze bardziej podniosła im ciśnienie. Kasjerka dodała, że o napadzie została już powiadomiona niemiecka policja i powinna się zjawić niebawem na miejscu.
Witalis Skorupka ps. "Orzeł", fotografia z 2008 r. fot. Materiały Muzeum Powstania Warszawskiego
Kapral "Orzeł", zszokowany rozwojem sytuacji, czym prędzej wyszedł na dziedziniec, aby powiadomić dowódcę akcji o braku pieniędzy w kasie oraz zagrożeniu ze strony niemieckiej. W tej samej chwili stanął jak wryty. Zobaczył bowiem, że na plac "Rolnika" wjechał czarny osobowy mercedes, z którego wysiedli SS-Sturmscharführer Ludwik Kraft - szef niemieckiej policji kryminalnej (Kryminalpolizei) w Siedlcach oraz jego kierowca, także SS-man, Alfons Mantz. Niemcy szybkim krokiem przeszli obok "Orła" nie zwracając na niego uwagi i skierowali się do biura spółdzielni. Jednak Skorupka szybko ochłonął i wyciągnąwszy broń podążył za nimi.
Egzekucja
Po wejściu do budynku sytuacja rozwinęła się już błyskawicznie. Na pierwszy ogień poszedł Kraft, w którego "Orzeł" wpakował cztery kule ze swego Mausera. Jednak Mantz także zaczął się ostrzeliwać. W wielkim zamieszaniu ani jeden ani drugi nie mógł trafić. W końcu Skorupka postrzelił Niemca, ten jednak bronił się dalej. Na szczęście na pomoc przybiegł Józef Pogonowski "Sęp", który dobił Mantza dwoma strzałami.
W taki oto sposób akcja, której celem było zdobycie środków na działalność konspiracyjną, doprowadziła do zgładzenia dwóch nazistowskich oprawców, na których Wojskowy Sąd Specjalny AK już wcześniej wydał wyroki śmierci. Główny jej bohater - Witalis Skorupka, za wykazane męstwo i zabicie Krafta, został odznaczony Krzyżem Walecznych.
Należy dodać, że niemiecka policja, kiedy została poinformowana o wydarzeniach na terenie spółdzielni, początkowo była przekonana, że ktoś urządza sobie głupie primaaprilisowe żarty. Trudno się dziwić był to przecież 1 kwietnia, a sytuacja zaiste zaskakująca.
Po wojnie Witalis Skorupka za działalność w drugiej konspiracji został skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na 10 lat więzienia. Na wolność wyszedł w 1953 roku, po ośmiu latach odsiadki. Obecnie mieszka w Warszawie.
O jego wojennych losach oraz pobycie w katowniach bezpieki można przeczytać m.in. w książce Mateusza Wyrwicha pt. "W celi śmierci".
Wojciech Königsberg dla Wirtualnej Polski