Zaskakujące plany Klicha. "Nie chciałem o tym mówić"
Płk Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i były przedstawiciel Polski akredytowany przy MAK, chce wystartować w jesiennych wyborach do senatu. Co go ciągnie na Wiejską? – Mam duże poparcie w regionie a jako osoba publiczna mogę zrobić wiele dla jego mieszkańców – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. Dodaje, że nie chce wiązać się z żadną partią, bo nie zamierza być „na usługach”. Pytany, jak na pomysł zareagowała żona, odpowiada: "Była przerażona".
15.07.2011 | aktual.: 26.07.2011 13:06
Kiedy narodził się pomysł kandydowania do senatu? – Myślałem od tym od jakiegoś czasu, ale nie chciałem o tym głośno mówić. Rozmawiałem w Lesznie, z którego pochodzę, z różnymi osobami, samorządowcami i biznesmenami, więc informacja, siłą rzeczy, przeciekła do mediów – mówi Edmund Klich i dodaje: - Wziąłem na swoje barki odpowiedzialność informowania społeczeństwa o katastrofie smoleńskiej i poradziłem sobie z atakami na moją osobę, dam sobie radę na Wiejskiej, choć moja żona jest tym wszystkim przerażona – żartuje pułkownik.
Szef PKBWL mówi, że jego decyzja o starcie w dużej mierze zależy od orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego na temat jednomandatowych okręgów w wyborach do senatu. Dlaczego ekspertowi od lotnictwa zamarzyła się polityka? – Przez ostatni rok stałem się osobą publiczną, ludzie z mojego regionu mają do mnie zaufanie, więc myślę, że przydam im się do czegoś – twierdzi pułkownik.
Edmund Klich jako przyszły senator zamierza nie tylko zajmować się sprawami rodzimego regionu, ale także wyjaśniać prawdę o katastrofie smoleńskiej, bo, jak mówi, „wokół tej tragedii narosło wiele mitów i teorii spiskowych, które działają na szkodę Polski”. Płk Klich uważa też, że jego wiedza będzie cenna dla parlamentu po publikacji raportu komisji Jerzego Millera badającej okoliczności katastrofy prezydenckiego tupolewa. – Po raporcie będzie dużo rzeczy, które będą wymagały regulacji, jak choćby to, by w przyszłości komisje badające wypadki lotnicze uniezależnić od wojska i nadzoru ministerialnego. Będę pracować nad tym, by tak się stało – zaznacza pułkownik.
Pytany o to, czy nie żal mu zmieniać „branży”, mówi. – Oczywiście, że mi żal pracy w komisji. Było mi tam dobrze, bo człowiek zawsze czuje się najlepiej w swojej specjalności. Ale, jak wiadomo, atmosfera wokół komisji bardzo się popsuła - mówi Klich.
Jak zaznacza szef PKWBL, chce stratować do senatu jako kandydat niezależny. – Nie ma mowy bym z kimś się bratał. Nie będę stawał po żadnej stronie, bo wiem jak to jest w sejmie. Bywam tam i widzę, że nawet jeśli opozycja ma rację w jakiejś sprawie, to przy głosowaniu liczy się dyscyplina partyjna. Nie chcę być na usługach i usłyszeć, że jak nie będę posłuszny, to mnie wyrzucą – podsumowuje.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska