Zasieki na granicy i mundury wokół uchodźców. "Łamanie prawa. Taka jest polityka państwa"
Dramat ponad 30 uchodźców na granicy polsko-białoruskiej w okolicach miejscowości Usnarz Górny na Podlasiu trwa od kilkunastu dni. Uchodźcy nie mogą wjechać do Polski, a w sobotę nie dopuszczono do nich lekarki. - To łamanie prawa - mówi WP mec. Jacek Białas z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Arkadiusz Jastrzębski, Wirtualna Polska: zasieki z drutu kolczastego to w pewnym stopniu już symbol tego, jak polskie władze reagują na kryzys na granicy z Białorusią.
Mec. Jacek Białas, Helsińska Fundacja Praw Człowieka. – Ustawienie tego ogrodzenia urosło już do rangi symbolu. Od kilku miesięcy obserwowaliśmy wzrost liczby osób, które przekraczają granicę z Białorusią. Z reguły jednak Afgańczycy czy Irakijczycy przechodzą przez granicę i są zatrzymywani w głębi naszego kraju, a stamtąd trafiają do ośrodków dla azylantów. W przypadku grupy spod Usnarza Górnego stało się inaczej. Całej historii nie znamy, bo nie mamy kontaktu z samymi uchodźcami.
Czy prawnie w Polsce jesteśmy przygotowani na taką sytuację? Część ekspertów mówi o luce prawnej.
- Nie ma luki prawnej i wszystko jest jasne oraz oczywiste. Reakcja Straży Granicznej powinna być jednoznaczna w przypadku zgłoszenia przez uchodźców wniosku o azyl i ochronę międzynarodową. Jeśli jakaś osoba zadeklaruje na granicy chęć złożenia wniosku, to musi on być przyjęty. Wymaga tego prawo unijne i polskie. Jeśli taka osoba wyraża chęć pozostania, to samo sformułowanie, a nawet język nie są ważne.
Nieprzyjmowanie takich wniosków jest naruszeniem prawa. Straż Graniczna i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wiedzą przecież, co się dzieje i nic nie robią. Europejski Trybunał Praw Człowieka wskazał przecież w swoim wcześniejszym wyroku jednoznacznie, że taka jest polityka polskiego państwa. Jest tylko pytanie, jak to się zakończy? Przecież ci ludzie są teraz w pewien sposób uwięzieni.
Zobacz też: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Polski rząd wskazuje, że nie może inaczej zareagować na prowokacyjne działania prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, którego służby miały wręcz przywieźć uchodźców na granicę.
To jest szerszy problem, ale przepisy są jednoznaczne wobec takiej sytuacji. Stojąc na gruncie obowiązującego prawa, to, w jaki sposób uchodźcy z obozu pod Usnarzem dotarli na granicę, nie ma żadnego znaczenia.
Polskie służby twierdzą też, że nie ma możliwości prawnych, aby dopuścić do obozu imigrantów lekarzy i prawników.
Absolutnie nie można tak mówić, to nie jest prawda. Po pierwsze, nie ma czegoś takiego jak pas graniczny jako ziemia niczyja, a granica przebiega między dwoma państwami. Po drugie, te osoby podlegają polskim władzom, na co wskazuje sam fakt, ze Straż Graniczna odmawia im wpuszczenia. Wcześniej dotrzeć do nich udało się posłom i wysłannikom Rzecznika Praw Obywatelskich.
Sytuacja na granicy stała się dla mediów prorządowych, a przede wszystkim dla TVP, okazją, aby przypominać spór o uchodźców sprzed lat. Czy sprawa uchodźców - w pana opinii - może stać się ważnym tematem debaty publicznej przez dłuższy okres?
- Mam nadzieję, że władze nie będą podnosić haseł i wzniecać nastrojów antyuchodźczych, bo to byłoby bardzo złe dla debaty publicznej w Polsce. Nie można tak mówić o ludziach, którzy uciekają przed złem, przed wojną. Więc to, co obserwujemy, nie jest zapobieganiem nielegalnej imigracji - to zła narracja, bo przecież ci ludzie uciekają przed talibami. To byłby wyraz złej woli, aby pokazywać ich jako islamistów, w sytuacji, kiedy wszyscy widzieliśmy dramatyczne sceny z lotniska w Kabulu, i w kontekście tego, co talibowie dalej robią w Afganistanie.
Być może nie są to porównywalne sytuacje, ale my też uciekaliśmy podczas II wojny światowej daleko od Polski. Pomyślmy też, czy Europa nie przyłożyła ręki do tego, co dzieje się w Afganistanie, opuszczając ten kraj z USA w taki, a nie inny sposób.
Uchodźcy wojenni to jedna grupa. Klimatolodzy ostrzegają jednak, że już w ciągu dwóch dekad nawet w Europie warunki mogą zmienić się na tyle, że nie będzie można tam żyć, a co oznacza następne ruchu migracyjne.
- Skutek na granicach może być rzeczywiście podobny. Przy czym, jeśli chodzi o kwestie związane ze zmianami klimatu, to nie mogą być one podstawą starania się w Polsce o status uchodźcy czy o inną formę ochrony. Ale przecież ludzie uciekający przed ekstremalnymi powodziami czy temperaturami też stają się przymusowymi migrantami. To powinno zostać uregulowane, ale obawiam się, aby głębsze reformy systemu azylowego nie doprowadziły do zmian na gorsze.