Zarzut dla policjanta. Miał 1,8 promila, uderzył autem w zabytkową latarnię
Jak ustaliła Wirtualna Polska, 23-letni policjant stołecznej drogówki, który urządził pijacki rajd samochodem w centrum Warszawy usłyszał prokuratorski zarzut. On sam zaprzecza, że siedział za kierownicą toyoty. Nieoficjalnie, jeszcze w tym tygodniu ma zostać wydalony ze służby.
30.07.2024 | aktual.: 30.07.2024 14:46
- Mężczyźnie zostały przedstawione zarzuty prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu. Dodatkowo zastosowano wobec niego środek zapobiegawczy w postaci dozoru policji połączony z zakazem kontaktowania się ze świadkami. Złożył wyjaśnienia odbiegające od dotychczasowych, faktycznych ustaleń. Przedstawił taką linię obrony, która wymaga dalszej weryfikacji, poprzez dokonanie dodatkowych czynności procesowych i uzyskanie opinii kryminalistycznych - mówi Wirtualnej Polsce prokurator Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
23- letniemu funkcjonariuszowi Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji grozi do 3 lat pozbawienia wolności.
Jak ujawniliśmy w poniedziałek, policjant w rozmowie z prokuratorem przekazał, że to nie on kierował samochodem, który roztrzaskał się o zabytkową latarnię na Placu Konstytucji w Warszawie. Z naszych informacji wynika, że nie wskazał nikogo, kto miałby siedzieć za kierownicą. A jedynie zaprzeczył, że to on kierował toyotą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem byłego rzecznika Komendy Głównej Policji Mariusza Sokołowskiego, każdy ma prawo, żeby przedstawić swoją wersję.
- Tylko dobrze byłoby, żeby ta wersja była zgodna z rzeczywistością. Jeżeli policjant twierdzi, że nie kierował autem, powinien wykazać, kto kierował pojazdem. Rolą prokuratury i policji jest ustalenie stanu faktycznego - mówi WP Mariusz Sokołowski.
Jak dodaje, jeśli po weryfikacji materiałów dowodowych i relacjach świadków okaże się, że kierującym był 23-letni policjant, będzie to dla niego obciążająca okoliczność.
Do zdarzenia doszło ok. godziny 6 rano w niedzielę w centrum Warszawy. Pijany kierujący osobową toyotą, na łuku drogi nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze i uderzył w zabytkowy kandelabr znajdujący się na Placu Konstytucji w Śródmieściu. Pojazd dachował. Okazało się, że kierowcą był policjant po służbie. Miał ok. 1,8 promila alkoholu w organizmie.
Funkcjonariusz był w czasie wolnym od służby. Mężczyzna został osadzony w policyjnej izbie wytrzeźwień. W poniedziałek został doprowadzony do prokuratury.
Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, w ciągu najbliższych dni ma zostać wydalony z policji ze względu na ważny interes służby. Funkcjonariusz ma za sobą trzy lata służby.
- Jego winę będzie łatwo udowodnić. Plac Konstytucji jest monitorowany, trasa dojazdu też. Są nagrania i świadkowie. Jechał sam, wracał z imprezy. Został ujęty przez świadków. Gdyby ktokolwiek inny kierował, już byłoby wiadomo. Tonący kłamstwa się chwyta - mówi nam jeden ze stołecznych oficerów policji, znających kulisy sprawy.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski