Zarabiają po kilkanaście tysięcy - czy zasłużyli?
Aż 90% Internautów sprzeciwia się wystawianiu przez partie skompromitowanych kandydatów. Z nieoficjalnych informacji wiadomo jednak, że na listach wyborczych do jesiennych wyborów parlamentarnych znajdą się nazwiska osób uwikłanych w niewyjaśnione afery, czy ukaranych za kontrowersyjne wypowiedzi. – Tacy kandydaci są rozpoznawalni, dlatego partiom opłaca się ich wystawiać. Jest tak, gdyż podczas głosowania wyborcy stawiają na osobę, o której słyszeli. Nawet jeśli nie pamiętają, z czym ją kojarzą – mówi dr Agnieszka Kasińska-Metryka, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Skompromitowani politycy dzielą się na dwie grupy. W pierwszej są osoby kojarzone z poważnych afer, jak m.in. były minister sportu Mirosław Drzewiecki, który rządową posadę stracił po wybuchu afery hazardowej, a który, podaje „Newsweek”, wystartuje z ostatniego miejsca na liście wyborczej w Łodzi. W tym samym mieście postacią nr jeden ma być minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, kojarzony z pamiętnym chaosem na kolei. Politolodzy nie są zaskoczeni takim wyborem Platformy. – Pozycja Grabarczyka jako ministra, patrząc z perspektywy ekipy rządzącej jest bardzo mocna. Tusk więc nie będzie chciał go w jakikolwiek sposób zmarginalizować – mówi Kasińska-Metryka.
Z list SLD mogą wystartować osoby kojarzone ze skompromitowaną lewicą i uwikłane w stary system władzy, jak były premier Leszek Miller czy Józef Oleksy. Ten ostatni zapamiętany m.in. z afery taśmowej, gdzie obrażał i oskarżał kolegów z SLD podczas prywatnej rozmowy z Aleksandrem Guzowatym. Taśmy nagrali ochroniarze Guzowatego. Szef Sojuszu Grzegorz Napieralski zapowiedział, że szansę na znalezienie się na listach wyborczych SLD ma też Włodzimierz Czarzasty, kojarzony z Aferą Rywina. – Wszystko zależy od chęci startu w wyborach – oświadczył przewodniczący. Politolog dr Ryszard Kessler z Uniwersytetu Zielonogórskiego uważa, że SLD nie ma wyboru. Sojusz sięga po nazwiska Oleksego, Millera czy Czarzastego, bo brakuje mu lokomotywy wyborczej wśród młodych działaczy. – Wygrać wybory parlamentarne można tylko wtedy, gdy ma się na pierwszych miejscach dobrze znane osoby. A tych Sojuszowi, przez nijaką politykę Napieralskiego, wyraźnie brakuje – dodaje politolog.
Już wybory samorządowe pokazały, że taktyka się sprawdza. Jacek Karnowski, rekomendowany przez zarząd sopockiego koła PO na prezydenta Sopotu, mimo podejrzeń o korupcję, wygrał drugą turę wyborów z poparciem 51,44%. – To pokazuje, że margines tolerancji dla polityka jest duży, a pamięć wyborców wybiórcza - mówi Kasińska-Metryka. Partia musi jednak uważać, gdyż taki ruch może być z łatwością wykorzystany przez opozycję. Tak było po udzieleniu poparcia przez sopockie koło PO Karnowskiemu, kiedy posłowie PiS od razu przeszli do kontrataku, twierdząc, że poparcie kogoś, komu grozi kara pozbawienia wolności, wykracza poza spór polityczny i stanowi naruszenie podstawowych standardów Państwa Prawa. Dr Kessler tłumaczy, że takie mechanizmy ryzyka są nieznacznym zagrożeniem. – Polscy wyborcy głosują emocjami, zazwyczaj przeciwko komuś, nie za. I najczęściej, bez głębszej refleksji, na pierwszego na liście, najbardziej rozpoznawalnego – mówi.
Wystarczy przeprosić
W kolejnej grupie skompromitowanych polityków, których nazwiska, a wszystko na to wskazuje, również znajdą się na listach wyborczych do jesiennych wyborów parlamentarnych, są osoby uwikłane w drobne skandale. W kuluarach sejmowych mówi się, że dwójką na liście skupiającej gminy podwarszawskie, ma być niezrzeszony poseł Ludwik Dorn, od którego w ubiegłym roku na ostatnim posiedzeniu czuć było alkohol.
Na dalsze miejsca warszawskiej listy PiS typowany jest z kolei Artur Górski, ukarany przez Komisję Etyki Poselskiej za nazwanie wyboru Baracka Obamy „końcem cywilizacji białego człowieka” czy Karol Karski, oskarżony o zniszczenie wózków golfowych w jednym z cypryjskich hoteli. Zdaniem Kasińskiej-Metryki PiS nie ma wyjścia. Musi stawiać na wyrazistych kandydatów. W okresie wyborczym partie zabiegają bowiem o utrwalenie swojej oferty w pamięci wyborców i wyróżnienie się na tle kontrkandydatów. – Politycy funkcjonują na rynku wyborczym jak marki, gdzie liczy się ich rozpoznawalność i obowiązuje zasada, że każda dobrze wypromowana marka może trafić do swojej grupy docelowej – tłumaczy Kasińska-Metryka.
Jedynkę na liście PO w Lublinie, w jesiennych wyborach do sejmu, może za to stracić Joanna Mucha, ostro skrytykowana za wypowiedź dla partyjnego pisemka Platformy „POgłos”, gdzie miała stwierdzić że starsi ludzie są „przyzwyczajeni do traktowania wizyt u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki”. – Na pewno zraziła do siebie część wyborców, szczególnie starszego elektoratu, nie jest on jednak dla Platformy docelowy. Jeśli tylko dalej będzie przyjmowała postawę przepraszającą, szybko zostanie jej to zapomniane – mówi Kasińska-Metryka. Politolog przewiduje, że stanie się to znacznie szybciej niż w przypadku Mirosława Drzewieckiego. - Afera hazardowa wciąż jest nośnym hasłem i wyborcy doskonale kojarzą, kto był w nią zamieszany. Natomiast o kompromitacji posłanki Muchy mało kto wie, głównie osoby zainteresowane polityką – tłumaczy.
Aż 90% Internautów sprzeciwia się wystawieniu przez partie skompromitowanych kandydatów na listach wyborczych – wynika z . Przeciwnego zdania jest 9%, a jeden nie ma w tej sprawie zdania. W badaniu wzięło udział ponad 1500 osób.
Anna Kalocińska, Wirtualna Polska