Zapytaliśmy ekspertów, czy wilki zagrażają turystom w Bieszczadach. Są wyjątkowo zgodni
Populacja wilków w Polsce rośnie, a ich liczba zaczyna być problemem. Niebawem trzeba będzie zdecydować się na odstrzał. - Zwierzęta te nie stanowią jednak dla człowieka żadnego zagrożenia - zapewniają nas przewodnicy, którzy w Bieszczadach spędzili większość swojego życia.
27.06.2018 | aktual.: 27.06.2018 14:01
Wilk w Bieszczadach pogryzł dwoje małych dzieci! 8-letnią dziewczynkę i 10-letniego chłopca - taka informacja obiegła we wtorek wieczorem media w całej Polsce. W sieci pojawiło się wiele komentarzy, a internauci pytali, czy wyjazdy do Bieszczadzkiego Parku Narodowego są jeszcze bezpieczne.
"Miejscowi wezmą sprawy w swoje ręce. Będą kłusować i podtruwać"
- Urodziłem się tutaj i zajmuję Bieszczadami od lat. Bez wahania mogę stwierdzić, że wilków jest tu coraz więcej i zdecydowanie za dużo - mówi Wirtualnej Polsce Mirosław Piela, przewodnik i autor licznych artykułów na portalu twojebieszczady.net.
Podkreśla, że w regionie brakuje już miejsca dla dalszego rozrostu populacji wilków. - Ale ekspansja terytorialna to nie wszystko. Potężny problem stanowi również brak pożywienia. Właśnie przez to spada więc populacja saren czy jeleni. Wilki zjadają coraz więcej - zaznacza.
Ekspert przyznaje, że wilki wyeliminowały już większość bezpańskich psów. - Zjadły te, które biegały po okolicy, a z czasem będą na pewno podchodzić coraz bliżej gospodarstw i próbować polować na zwierzęta hodowlane - uważa Mirosław Piela. O tej sprawie pisaliśmy więcej TUTAJ.
Polska znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Odstrzał wilków jest legalny na sąsiednich Słowacji i Ukrainie. - U nas problem narasta, ale nikt nic z tym nie robi. Historia zna już jednak przypadki, kiedy sprawy w swoje ręce musieli brać miejscowi. Jedni będą kłusować, a inni podtruwać wilki. Na tym się skończy - zapewnia przewodnik.
Takie rozwiązanie jest jednak jednym z najgorszych. W podobnych okolicznościach w latach 50. i 60. XX wieku wilki w Polsce zostały niemal całkowicie wytępione.
Niegroźne dla ludzi. "Boją się nas i unikają jak ognia"
Lucyna Pściuk jest koordynatorem "Grupy Bieszczady" i wieloletnim przewodnikiem beskidzkim. W rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że naprawdę boi się niedźwiedzi, a wilki nie stanowią jej zdaniem żadnego zagrożenia dla człowieka.
- Człowiek tępił wilki od setek lat i zwierzęta te mają naturalny lęk przed ludźmi. Ich węch jest wielokrotnie lepszy niż naszych pupili - psów. Gdy tylko wyczują człowieka, wolą się oddalić - zapewnia Pściuk.
Przyznaje, że spotkanie tu wilka jest rzadkością. - Widziałam je głównie w czasie szkoleń na przewodników, kiedy tropiliśmy watahę. Najśmieszniejsze było to, że w tym samym czasie, zwiadowcy watahy tropili też nas. Ale nie czuliśmy z ich strony żadnego zagrożenia - przyznaje.
Przewodnik mówi, że "panikę związaną z zagrożeniem ze strony wilków" najczęściej napędzają media i lobby myśliwskie.
"Spojrzeliśmy sobie w oczy i przeszył mnie strach"
- Ja nie jestem ani za leśnikami, ani za myśliwymi - zaznacza Mirosław Piela. Podkreśla, że populację wilków trzeba będzie niedługo zredukować, ale absolutnie nie jest to spowodowane zagrożeniem dla ludzi.
- Raz z zaskoczenia spotkałem nagle wielkiego, ogromnego wręcz wilka. Spojrzeliśmy sobie w oczy i przeszył mnie strach. Po chwili zwierzę uciekło. Poza tą jedną sytuacją, chyba nigdy nie czułem zagrożenia ze strony wilków, które gdy zauważyły mnie z odległości 50-100 metrów, zazwyczaj powoli się oddalały - stwierdza.
Internauci wrzucają zdjęcia wilków. Przewodnicy: To żaden dowód
We wtorek media poinformowały, że jeden z wilków rzucił się na dwoje dzieci w miejscowości Przysłup, gdy te bawiły się na dworze. Zorganizowano obławę. Zwierzę zostało odstrzelone i zabezpieczone do badań.
Wirtualna Polska dotarła do zdjęć tego osobnika. Jak to możliwe, że zwierzę swobodnie biegało sobie przy samej drodze?
Eksperci zaznaczają, że samochód jest dla wilka czymś abstrakcyjnym i nie ucieka, gdy tylko zobaczy auto. - Dlatego jadąc samochodem możemy je spotkać dużo częściej, niż spacerując - mówią przewodnicy. Dodają, że chore (szczególnie na wściekliznę) zwierzęta mogą zaatakować człowieka, ale jest to rzadkością.