ŚwiatZaniedbania w leczeniu Natalii Polbratek

Zaniedbania w leczeniu Natalii Polbratek

Wojewoda okręgu Hordaland w odpowiedzi na skargę polskiej rodziny przyznał, że w procesie rozpoznania choroby Natalii Polbratek wystąpiły poważne zaniedbania. Dziewczynka, która za sprawą wzruszającej akcji siostry Emilii stała się znana w Norwegii, zmarła 16 stycznia.

Zaniedbania w leczeniu Natalii Polbratek
Źródło zdjęć: © megognatalia.blogg.no

18.04.2013 | aktual.: 28.05.2018 14:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

6-letnia Natalia Polbratek, mieszkająca w wraz z rodziną w Norwegii, cierpiała na rzadką postać nowotworu. Po tym, jak jej starsza siostra Emilia napisała list do gazety, cały kraj pomagał zorganizować jej wakacje. Emilia została człowiekiem roku w swoim mieście, o Natalii wspominał w noworocznym orędziu król Harald V, a niedawno ukazała się książka na jej temat. 17 kwietnia norweskie media powróciły do sprawy małej Polki. Okazało się, że rodzice dziecka złożyli skargę w sprawie zaniedbań w rozpoznaniu choroby.

„Boli? Bo musi”

- W październiku 2012 roku złożyłam skargę na brak komunikacji między lekarzami, co opóźniło postawienie właściwej diagnozy oraz na pozbawione szacunku traktowanie pacjenta – mówi Wirtualnej Polsce Monika Polbratek.

W 2011 roku Natalia podczas zbierania kwiatów upadła i złamała rękę. Ból kończyny wkrótce ustąpił, by po 4 miesiącach powrócić ze zdwojoną siłą. Matka dziewczynki twierdzi, że miejscowy ośrodek zdrowia w Sogndal kilkakrotnie odmawiał jej wizyt u lekarza rodzinnego. Rejestratorki przekonywały, że ból po złamaniu może się utrzymywać przez rok, a dziecku należy podawać więcej leków przeciwbólowych. Prośby matki o badania ciągnęły się od początku października 2011 roku, jednak nie ma dokumentacji z rozmów telefonicznych, zatem nie da się zweryfikować działań norweskiej służby zdrowia z tego okresu.

Kiedy objawy bólowe nasiliły się, Natalia trafiła na odpowiednik polskiej stacji pogotowia. Również tam lekarz nie dał wiary rodzinie. Choć rodzice zwracali się codziennie o pomoc, bowiem córka płakała z bólu, lekceważył sytuację. „A może ty chcesz, żeby Natalia była chora, przecież widzę, że nic jej nie jest…” – miał powiedzieć do matki pod koniec listopada. W tym czasie dziewczynka straciła czucie w dwóch palcach.

O jedno zdjęcie za mało?

6 grudnia rodzinie udało się wyprosić wizytę u specjalisty. Trafili do szpitala Foerde, gdzie przyjął ich ortopeda. Lekarz zlecił wykonanie zdjęć rentgenowskich od łokcia do dłoni, nie znalazł tam nic niepokojącego. Gdyby zalecił zrobienie zdjęcia od ramienia do ręki, zobaczyłby guz. W dzienniku leczenia zlecił konsultacje z neurologiem i pediatrą, ale potem kontakt się urwał. Neurolog przyjął dziecko dopiero w połowie stycznia 2012 roku.

Na rezonans magnetyczny Natalia miała trafić w połowie lutego, ale 30 stycznia sytuacja była już tak zła, że dziecko nie było w stanie spać. Rodzina zgłosiła się do szpitala, choć rejestratorki w niemiły sposób przekonywały, że trzeba czekać na skierowanie. Od 05:00 do 15:00 Natalia nie doczekała się lekarza.

- Musiałam stanowczo powiedzieć, że nie ruszę się stamtąd dokąd lekarz nie zbada córki – wspomina Monika Polbratek. – Zrobiło się niemiło. Młody doktor pouczał mnie podniesionym tonem, że nie mam prawa przychodzić na oddział bez skierowania. Dopiero gdy jego starszy kolega rozebrał Natalię, zobaczył nierówność na jej szyi, przeprosił.

7 długich tygodni

W chwili, gdy lekarz z Foerde błyskawicznie kierował Natalię Polbratek do szpitala w Bergen, jej choroba była w IV stadium. Nowotwór dał przerzuty do płuc i prawdopodobnie wątroby. Matka przytacza opinie onkologów:

- Przez 7 tygodni, jakie minęły od pierwszej wizyty, guz Natalii mógł się bardzo rozrosnąć. Onkolodzy mówili, że córka miałaby dużo większe szanse na przeżycie i wyzdrowienia, gdyby została poprawnie zdiagnozowana 6 grudnia.

Na początku kwietnia 2013 wojewoda okręgu i doradca do spraw zdrowia rozpatrzyli skargi rodziny przyznając, że doszło do poważnych naruszeń zasad postępowania, poważnych zaniedbań i braku współpracy między oddziałami szpitalnymi. Zobowiązał szpital w Foerde do przeanalizowania sytuacji i udzielenia odpowiedzi.

Przeprosiny

Jako pierwszy na łamach „Sogn Avis” przeprosił rodzinę dyrektor szpitala we Foerde Hans Johan Breidablikk. Zapewnił, że placówka wzięła pod lupę wszystkie procedury i wyciągnie z tej sprawy odpowiednie wnioski.

- Dla mnie na tym sprawa się kończy – mówi Wirtualnej Polsce Monika Polbratek. – Ortopeda, który „zapomniał” o Natalii, przeprosił na osobistym spotkaniu i wziął odpowiedzialność na siebie. W jego działaniu nie było złej woli, choć niedopatrzenie miało tragiczne konsekwencje.

O zawodową odpowiedzialność

Opowiadając tę historię Monika Polbratek chce dodać odwagi inny rodzinom, które zmagają się z brakiem kompetencji i organizacji w służbie zdrowia, czy to norweskiej, czy polskiej.

- Chcę, żeby lekarze przeanalizowali swój stosunek do pacjenta, przypomnieli sobie, jak odpowiedzialna jest ich praca – mówi z mocą. - Dzieci nie potrafią dobrze opisać tego, co im dolega, dlatego personel medyczny powinien wsłuchiwać się w słowa rodziców, podchodzić do rodzin z szacunkiem, a nie oskarżać o „histeryzowanie”. Mam wrażenie, że w początkowej fazie choroby Natalii nie byłam traktowana obiektywnie, być może w grę wchodziło uprzedzenie wobec narodowości. Wiem, że wielu Polaków i innych emigrantów ma podobne doświadczenia, tak samo, jak tysiące Norwegów wysyłających co roku skargi na lekarzy.

Norweski system opieki zdrowotnej cierpi na te same bolączki co polski. Wielomiesięczne oczekiwania na specjalistyczną konsultację i brak należytej staranności lekarzy to najczęstsze zarzuty pacjentów. Dodatkowy problem to brak lekarzy specjalistów i renomowanych uczelni medycznych – Norwegowie decydujący się na karierę lekarza studiują w Polsce.

Z Trondheim dla WP.PL Sylwia Skorstad

Źródło artykułu:WP Wiadomości
norwegiachorobaleczenie
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także