Zamknięte siłownie i restauracje. Wiemy, czym się kierował rząd przy podejmowaniu decyzji
Mimo poluzowania obostrzeń w gospodarce nadal zamknięte pozostają branże fitness, baseny i restauracje. Jak ustaliła Wirtualna Polska, polski rząd decydując się na kontynuację zamknięcia tych placówek oparł się głównie na raporcie amerykańskich naukowców. Dotarliśmy do zawartego tam zestawienia "ryzyka zarażenia koronawirusem w zależności od lokalizacji".
Jeszcze w piątek, kiedy opracowywano szczegóły kolejnego etapu luzowania obostrzeń, mówiło się nieoficjalnie, że siłownie, kluby fitness czy baseny mogą być otwarte. Zastanawiano się również, czy nie można by otworzyć restauracji w określonych godzinach, w warunkach ostrego rygoru sanitarnego. Sobotnia konferencja premiera Mateusza Morawieckiego rozwiała nadzieje przedstawicieli tych branż. Do 27 grudnia kluby sportowe i lokale gastronomiczne nadal będą zamknięte.
Argumentami, które miały przeważyć przy podejmowaniu decyzji były naukowe badania zamieszczone w listopadowym magazynie "Nature”. Plansza z wynikami tych badań pojawiła się nawet przez chwilę na konferencji szefa rządu. Ale szybko zniknęła...
Koronawirus w Polsce. Będzie lockdown? Minister Adam Niedzielski wyjaśnia
Według badania naukowców z Uniwersytetu Stanforda i Uniwersytetu Północno-Zachodniego w Evanston, ponowne otwarcie restauracji, siłowni i hoteli niesie ze sobą największe ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa.
Badania objęły dane z telefonów komórkowych 98 milionów ludzi i były przeprowadzane od marca do maja w Stanach Zjednoczonych. Naukowcy obserwowali, dokąd ludzie się udawali, jak długo tam przebywali, ile było tam innych osób i z jakich okolic pochodziły. Następnie połączyli te informacje z danymi dotyczącymi liczby przypadków i sposobu rozprzestrzeniania się wirusa. W ten sposób stworzono model ryzyka infekcji w różnych lokalizacjach.
Jak wynika z badania, największe zagrożenie niesie przebywanie w restauracjach z obsługą kelnerską, centrach fitness, kawiarniach i barach, hotelach i restauracjach, w których zamawia się przy barze.
- Wszystkie obiekty są w sezonie jesienno-zimowym obiektami zamkniętymi. Użytkownicy mają wówczas ograniczony stały dopływ świeżego powietrza, które sprawia, że w przypadku choćby jednej osoby zarażonej koronawirusem materiał infekcyjny zostanie rozrzedzony. To zwiększa ryzyko zakażenia innych osób – mówi nam jeden z ekspertów, który pracował w Kancelarii Premiera przy poluzowaniu obostrzeń.
I jak dodaje, jednym z argumentów, które miały zaważyć na dalszym zamknięciu restauracji czy siłowni była kwestia klimatyzacji.
- Kluczowe jest wprowadzenie powietrza z zewnątrz, w odpowiedniej ilości. Przy klimatyzatorach zwykłych, które schładzają powietrze bądź ogrzewają je w obiegu zamkniętym, tego świeżego powietrza jest mało bądź nie ma go w ogóle – twierdzi nasz rozmówca.
Z kolei naukowcy z innych amerykańskich uczelni: University of Oregon i University of California zalecają, aby właściciele restauracji, korzystając z klimatyzacji, uważali, aby nie recyrkulować powietrza wewnętrznego.
"Z badań wynika, że klimatyzacja może nie tylko zwiększyć siłę przenoszenia wirusa, ale również wysłać w powietrze zarazki znajdujące się na powierzchniach” – czytamy w ich konkluzji.
Według badaczy wysoce prawdopodobne jest, że kiedy koronawirus jest tylko w jednym pomieszczeniu, szybko przeniesie się na cały budynek.
Co ciekawe, tuż za restauracjami w zestawieniu amerykańskich naukowców są "miejsca kultu religijnego”, które w Polsce od początku wybuchu epidemii pozostają otwarte. Od 7 listopada w kościele może przebywać 1 osoba na 15 metrów kwadratowych. W Święta Bożego Narodzenia ma być podobnie.