PolskaZamknęli kuchnię bezdomnym, bo "nie mogą jeść byle czego"

Zamknęli kuchnię bezdomnym, bo "nie mogą jeść byle czego"

Sanepid zamknął kuchnię w schronisku dla bezdomnych Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta. - Bezdomni nie mogą jeść byle czego i byle jak - mówi Paweł Policzkiewicz, szef sanepidu. - To dla nas cios w plecy - komentuje Wojciech Bylicki, prezes zarządu Bractwa.

Jakie były zarzuty sanepidu? - Prowadzenie działalności bez niezbędnych pozwoleń, nieotynkowane ściany, brudne szafki i podłogi - wylicza Barbara Sawa-Wojtanowicz. - To tylko część uchybień. Do tego można jeszcze dodać np. przeterminowaną żywność oraz produkty niewiadomego pochodzenia.

W kuchni w schronisku gotowano głównie w weekendy, kiedy zamknięta jest kuchnia przy ul. Zielonej. W pozostałe dni to stamtąd dowożono ciepły posiłek. Na śniadania i kolacje bezdomni dostawali suchy prowiant (pieczywo, konserwy itp.).

Po zamknięciu obiektu w weekendy bezdomni nie będą już mogli liczyć na talerz ciepłej zupy. - Zastanawiamy się, co zrobić - mówi Adam Janasz, dyr. schroniska. - Może będziemy gotować w kuchni przy ul. Zielonej - zastanawia się.

Kierownictwo Bractwa nie zaprzecza, że były pewne uchybienia. - Na pewno jednak nie zagrażały one bezpieczeństwu podopiecznych schroniska - zapewnia prezes Bylicki. - Nikt nigdy się u nas nie zatruł - mówi.

- Mieliśmy kilka produktów "niewiadomego pochodzenia" - przyznaje pan Szymon, wolontariusz Bractwa. - Nie mamy faktur, bo firmy nie chcą ich wystawiać. Musiałyby płacić podatek. Wszystko było świeże, wiedziałem, z jakiego zakładu były produkty. Nie podałem nazwy firmy, bo nie chciałem, by dobroczyńca miał kłopoty. Gdybyśmy się domagali faktur, nikt by nam niczego nie dał - mówi.

Sanepid deklaruje, że gdy tylko schronisko usunie najpoważniejsze nieprawidłowości, zezwoli na otwarcie kuchni. Przeczytaj więcej w "Polska Kurier Lubelski"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)