Zamawiają, jedzą i uciekają z restauracji. Wakacyjna plaga
Klienci przychodzą do restauracji, składają zamówienie na jedzenie, często alkohol. Po spożyciu odmawiają zapłaty lub… uciekają. Tak się dzieje w restauracjach w całej Polsce. - To plaga - przyznają kelnerzy. Bo to oni zazwyczaj muszą później płacić za zamówienia znikających klientów.
Sezon turystyczny w pełni. Cieszy to restauratorów i właścicieli barów, których knajpy pękają w szwach.
Ale nie każdy klient jest uczciwy. Nie każdy planuje zapłacić za złożone zamówienie. Niektórzy po prostu odmawiają znajdując wymówkę - jedzenie było nieświeże, miało włos. Tłumaczą też często, że zwyczajnie nie mają gotówki. Bywają pod wpływem alkoholu.
To często mieszkańcy innych miast. Będący na urlopie lub - wyjeździe służbowym.
Oświadczył, że nie będzie płacić
Tak było ostatnio w Olsztynie. - W poniedziałek wieczorem do restauracji na terenie olsztyńskiej starówki przyszedł 31-letni mieszkaniec Łodzi. Do Olsztyna przyjechał w sprawach biznesowych. Zamówił posiłek, trzy kieliszki wódki i dwa piwa. Po skonsumowaniu zamówienia oświadczył, że nie ma pieniędzy i nie będzie płacić - mówi Wirtualnej Polsce Izabela Kołpakowska z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie.
Na miejsce został wezwany patrol policyjny, który potwierdził, że mężczyzna nie ma ani pieniędzy, ani dokumentów. - Była od niego wyczuwalna silna woń alkoholu. Jego mowa była niewyraźna, bełkotliwa. Miał problem z utrzymaniem równowagi. Nie potrafił też wskazać osoby, która mogłaby się nim zaopiekować, dlatego funkcjonariusze przewieźli go na izbę wytrzeźwień. Za swój czyn odpowie przed sądem - dodaje oficer prasowa.
W Olsztynie od początku roku policja prowadziła dziewięć postępowań ws. wyłudzeń w restauracjach - trzy są jeszcze w toku. Część z nich dotyczy także osób, które uciekły z restauracji nie płacąc rachunku. Oficer prasowa przyznaje jednocześnie, że nie zawsze restauracje zgłaszają takie sprawy policji.
Odpowiada kelner
I potwierdza to nam pracownik warszawskiej restauracji. Mówi, że takie sytuacje zdarzają się średnio raz na miesiąc. W sezonie wakacyjnym - dużo częściej. I nie przypomina sobie, by kiedykolwiek sprawę zgłaszali policji.
- Kelnerzy gonią taką osobę sami. Albo zgłaszają ochronie obiektu, w którym znajduje się knajpa. Ale policji nie - mówi Wirtualnej Polsce.
I dodaje, że jeśli uciekiniera nie uda się złapać, za zamówiony posiłek musi zapłacić kelner obsługujący dany stolik. - Na koniec dnia w kasie wszystko musi się zgadzać - wyznaje.
- To się zdarza bardzo często - mówi nam Kamila, która pracuje w fast foodzie w Białymstoku. - Wychodzą niewzruszeni, często nawet nie uciekają. Nie zawsze udaje się też taką osobę złapać, bo wychodzą w takich momentach, że nawet tego nie zauważamy. A policji nie zgłaszamy, o 50 czy 100 zł nie warto się szarpać - dodaje.
I przyznaje, że w wakacje zdarza się to częściej szczególnie dlatego, że otwierają się ogródki. - Wtedy jeszcze trudniej taką osobę złapać. Kilka razy w miesiącu mamy takich uciekinierów - wyznaje.
"Wyszłam, nie zapłaciłam, jestem dumna"
Powody do ucieczki mogą być różne. Na jednym z internetowych forów znaleźliśmy taki wpis. Przytaczamy go w całości:
"Byłam dziś w restauracji. Nie jakiejś mega drogiej. Miałam zamówienie za ok. 30 zł. Zjadłam. Podeszła od samego początku arogancka kelnerka. Tylko wobec mnie. Do innych się uśmiechała. Pyta czy coś jeszcze, ja proszę o rachunek. Czekam, czekam, ona obsługuje innych, nowych klientów. Minęło dobre pół godziny. Wkurzona wstałam zapłacić w barze. Minęłam ją, nie zareagowała widząc, że idę do baru. Obrzuciła mnie takim cynicznym spojrzeniem. Coś we mnie pękło. Wyszłam bez płacenia. Pierwszy raz w życiu. Jestem z siebie nawet dumna. Nauczy się kultury".
Kobieta, autorka wpisu, najprawdopodobniej miała świadomość, że to obsługująca ją kelnerka będzie musiała uregulować jej rachunek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl