Zamach na króla Aleksandra I
Włado Czernozemski nie przeżył nawet 37 lat. Jego krótkie życie było wypełnione serią odrażających zbrodni, które on sam popełnił w imię pustych idei. Najstraszniejszym czynem Czernozemskiego było zabójstwo króla Aleksandra I w 1934 roku, które w szerokiej perspektywie definitywnie otworzyło drogę dla wpływów faszystowskich i nazistowskich na Bałkanach oraz zapoczątkowało rozpad Królestwa Jugosławii. Morderca jednego z najmądrzejszych władców okresu międzywojennego przeszedł do historii jako okryty hańbą zbrodniarz, ale dziś w Bułgarii, a często też w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Macedonii i we Włoszech słyszy się, że był bohaterem - pisze dr Konrad Morawski w artykule dla WP.
W bułgarskim miasteczku Welingrad istnieje nawet ulica Włado Czernozemskiego, a w 71. rocznicę haniebnego czynu postawiono tam symboliczne miejsce pochówku zbrodniarza z podpisem: "Wolna Macedonia była twoim ideałem. Twoje poświęcenie i nasza inspiracja. Od macedońskich Bułgarów", co jest smutnym przykładem utrwalania odmiennych i przekłamanych wizji historii, fundamentalnie dzielących narody, państwa i ludzi w różnych częściach świata, a w szczególności na Bałkanach.
Kształtowanie charakteru mordercy
Włado Czernozemski przyszedł na świat jako Weliczko Dimitrow Kerin 19 października 1897 roku w nieistniejącej dziś bułgarskiej wsi Kamenica (w 1948 roku weszła ona w skład miasta Welingrad). Jeszcze w młodym wieku ówczesny Weliczko sprawiał wiele problemów - wdawał się w bójki z rówieśnikami, nadużywał alkoholu pędzonego w domowych warunkach oraz imał się drobnych kradzieży. Jego rodzice, ojciec Dimitar Kerin oraz matka Risa Baltadziewa nie przykładali uwagi do spraw wychowawczych związanych z dziećmi. Skutkiem tego szwarccharakter ze wsi Kamenica Weliczko Dimitrow Kerin porzucił edukację nie ukończywszy nawet szkoły podstawowej. Tak oto niewiele brakowało, aby przyszły zabójca króla Aleksandra I skończył już we wczesnej młodości w bułgarskim rynsztoku, ale jego życie odmieniły wojna oraz skrajnie nacjonalistyczne idee.
Jeszcze w drugiej dekadzie XX wieku Weliczko Dimitrow Kerin porzucił hulaszczy tryb życia, został wegetarianinem i zaczął pielęgnować w sobie tożsamość bułgarskiego nacjonalisty. Bez wątpienia wpływ na jego przemianę wywarła mobilizacja do armii bułgarskiej, która objęła go we wczesnym okresie I wojny światowej. W armii walczącej w imieniu cara Ferdynanda I Koburga niczym zaraza szerzyła się nienawiść do wszystkiego, co serbskie. Młody i niewykształcony Weliczko Dimitrow Kerin stopniowo i bezrefleksyjnie nasiąkał uprzedzeniami. Jego przydział do bułgarskich wojsk inżynieryjnych skończył się po wojnie w 1919 roku. Krótko później przyszły zabójca króla Aleksandra I ożenił się, choć paradoksalnie nie próbował ustabilizować swojego trybu życia. Podejmował się różnych prac zarobkowych (pracował m.in. jako kierowca i zegarmistrz), a w 1920 roku przeniósł się z żoną do miejscowości Bansko. To tam dwa lata później wstąpił do Wewnętrznej Macedońskiej Organizacji Rewolucyjnej (VMRO), gdzie przyjął pseudonim Włado
Czernozemski.
Dowodzona przez fanatycznych nacjonalistów VMRO nie walczyła wówczas o niepodległość ziem macedońskich, ale w głównej mierze o zdestabilizowanie granicy bułgarsko-jugosłowiańskiej. Macedońscy i bułgarscy rewolucjoniści mogli liczyć na poparcie cara Bułgarii, wtedy już Borysa III Koburga, który dążył do odzyskania ziem utraconych przez Bułgarię na rzecz Jugosławii w rezultacie przeobrażeń po wojnach bałkańskich oraz I wojny światowej. W sumie więc współpraca pomiędzy VMRO a carem Bułgarii polegała na rozbiciu Jugosławii, a następnie utworzeniu państwa lub okręgu macedońskiego ściśle uzależnionego od Bułgarii. Włado Czernozemski chłonął te pomysły z nieopisaną wręcz żarliwością i skrajnym fanatyzmem. Szybko okazał się odważnym, zdyscyplinowanym i niepodatnym na stres zabójcą. Był skutecznym strzelcem.
Aleksander I, król Jugosławii fot. Wikimedia Commons
Pierwszego zabójstwa Czernozemski dokonał w rok po urodzeniu swojej córeczki Latinki, gdy w 1925 roku na zlecenie szefa VMRO Iwana Michajłowa zamordował prominentnego członka Bułgarskiej Partii Komunistycznej Dimo Hadżhidimowa. Morderca z Kamenicy został szybko ujęty przez policję bułgarską, skazany na śmierć przez powieszenie, a następnie... wypuszczony przez policjantów w trakcie eskorty do więzienia! W taki oto sposób działał bułgarski wymiar sprawiedliwości, pod którego opieką znajdował się nie tylko Włado Czernozemski, ale też cała VMRO, będąca organizacją służącą nie tylko do mordowania Serbów, ale też niewygodnych polityków wewnątrz Bułgarii. Warto dodać, że inne zdanie na temat zajęć Czernozemskiego miała jego żona, która jeszcze w 1925 roku po dokonanym przez niego zabójstwie skutecznie wniosła o rozwód. Kobieta zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach na początku lat trzydziestych XX wieku.
Tymczasem Włado Czernozemski około 1926 roku ponownie się ożenił. Jego wybranką została bułgarska morderczyni Karniszewa, również działaczka VMRO. To tylko pogłębiło fanatyzm obojga przeniesiony na rzekome dążenia do ustanowienia niepodległego państwa macedońskiego. W 1927 roku Czernozemski zaproponował wysadzenie w powietrze paryskiego gmachu obrad Ligi Narodów, ale jego propozycja została oddalona przez szefów VMRO. Tymczasem w 1930 roku w ramach czystek wewnątrz organizacji, zleconych przez Iwana Michajłowa, Czernozemski zamordował prominenta VMRO Nauma Tomalewskiego i jego ochroniarza. Za te zabójstwa w 1932 roku został skazany na śmierć, ale miesiąc po ogłoszeniu wyroku uzyskał ułaskawienie bezpośrednio od cara Borysa III.
Nie ma na to żadnych dowodów, ale jestem przekonany, że car Bułgarii już wtedy zakładał wyeliminowanie króla Aleksandra I, a do tego celu potrzebował właśnie Czernozemskiego, na którym nie mógł ciążyć żaden wyrok, szczególnie o zabójstwo. Taką hipotezę potwierdza fakt, że na początku lat trzydziestych XX wieku VMRO nawiązała silne stosunki z chorwackimi ustaszami, którzy z kolei pod protektoratem Benito Mussoliniego planowali techniczną część zamachu na władcę Jugosławii. Te straszliwe plany zostały zrealizowane 9 października 1934 roku podczas podróży króla Aleksandra I do Francji.
Haniebne zabójstwo króla Aleksandra I
Doświadczony morderca Włado Czernozemski został wyznaczony jako główny zamachowiec, który miał dokonać mordu na władcy Jugosławii na ulicach pierwszego odwiedzonego przez niego francuskiego miasta - Marsylii. W razie niepowodzenia ustasze i VMRO wyznaczyli jeszcze trzech innych zamachowców na terenie Francji i Szwajcarii, gdzie miał udać się król Aleksander I. Awaryjny plan nie został nigdy wcielony w życie, ponieważ kule wystrzelone przez Czernozemskiego dosięgły władcę Jugosławii dokładnie 9 października 1934 roku o godzinie 16:20. Król Aleksander I zmarł niecałe trzy kwadranse później, a zamachowiec położył też trupem francuskiego szefa dyplomacji Louisa Barthou, szofera samochodu reprezentacyjnego Berteleniego, a także ciężko ranił generała Alphonse Josepha Georgesa.
Sam moment zamachu dobrze oddają słowa ówczesnego polskiego urzędnika konsularnego w Marsylii, świadka tamtejszych wydarzeń Jana Meysztowicza, który w swoim pamiętniku zanotował: "Jakiś mężczyzna wybiegł z pierwszych rzędów zebranych na trotuarze, wskoczył na stopień samochodu i prawie dotykając lufą swych ofiar opróżnił jedną serią magazynek wielkiego mauzera. [...] Cała scena trwała kilkanaście sekund. Szybkość działania zabójcy świadczyła, że był dobrze wyszkolony w operowaniu pistoletem automatycznym. Śmiertelnie ranny król usunął się na siedzenie samochodu, gen. Georges trafiony trzema kulami, jedna z nich utkwiła w piersi, stracił przytomność. Minister Barthou lekko ranny w przegub ręki wysiadł z samochodu o własnych siłach. Policjanci i Gardes Mobiles zaczęli strzelać z pistoletów raczej na oślep, zabijając jedną osobę i raniąc kilka spośród publiczności na trotuarach. Zamachowiec naszpikowany kulami i zmasakrowany butami leżał martwy na jezdni. Wszyscy oficjele stracili do tego stopnia głowy, że
minęło parę minut, zanim zaopiekowano się rannym Barthou. [...] Zabiegi lekarskie i transfuzję zastosowano za późno. Siedemdziesięciodwuletni Barthou zmarł na skutek upływu krwi. Generała Georgesa udało się uratować".
Warto zauważyć, że inaczej niż napisał Meysztowicz, zamachowiec nie zmarł na miejscu zbrodni. Po oddaniu strzałów został uderzony szablą przez szefa eskorty jugosłowiańskiego monarchy i francuskich oficjeli pułkownika Julesa Piolleta, następnie postrzelony przez jednego z policjantów, a wreszcie skatowany na ich oczach przez wściekły tłum. Policja dała przyzwolenie ludowi na dokonanie samosądu, ale zmasakrowany Czernozemski przeżył lincz. Zamachowiec próbował jeszcze wcześniej popełnić samobójstwo strzałem w usta, ale w zamieszaniu wytrącono mu broń z rąk.
Brytyjska kronika filmowa z 1934 r. przedstawiająca zamach na Aleksandra I"
Niedługo po zamachu francuskie służby specjalne próbowały przesłuchać Czernozemskiego. Jednak zamachowiec nie był w stanie wypowiedzieć słowa, a jego twarz została zmasakrowana do tego stopnia, że późniejsza identyfikacja nastąpiła na podstawie tatuażu symbolizującego jego przywiązanie do VMRO - trupiej czaszki z inicjałami organizacji (tatuaż rozciągał się na długości około 5 cm, ozdobił go napis "Wolność albo śmierć"). Czernozemski zmarł około godziny 20:00 tego samego dnia, w którym dokonał zamachu. Według macedońskiej uczonej Žakliny Petrovskiej policjanci podczas przesłuchania w marsylskim biurze bezpieczeństwa w wyjątkowo brutalny sposób torturowali półprzytomnego zamachowca, co tylko przyspieszyło jego zgon. Stan Czernozemskiego został potwierdzony w relacji "Ilustrowanego Kuryera Codziennego", gdzie powołując się na korespondenta wiedeńskiego stwierdzono: "twarz jego zupełnie zmiażdżona, tak, że nie może być zidentyfikowana".
Podczas przedśmiertnej rewizji u Czernozemskiego, oprócz pistoletu półautomatycznego Mauser C96, znaleziono jeszcze pistolet marki Walther, dwie bomby, kompas oraz 1700 franków francuskich. Ustalono, że zamachowiec przebywał we Francji od 29 września 1934 roku, najpierw w Paryżu, następnie w pobliżu Marsylii w odległości około 30 km od miasta. W dniu zamachu bułgarski morderca spożył dużą ilość alkoholu. Warto dodać, że Czernozemski, znany też pod pseudonimem Włado Szofer, przybył do Marsylii posługując się fałszywym paszportem wystawionym przez konsulat czechosłowacki w Zagrzebiu na nazwisko Peter Kelemen. To tej osobie początkowo przypisywano dokonanie zamachu, ale 11 października 1934 roku na łamach serbskiej "Politiki" podano, że nikt o takich personaliach nie istnieje. Po raz pierwszy prawdziwe dane Czernozemskiego, wraz z fotografią jego twarzy i charakterystycznym tatuażem, opublikowano na łamach wspomnianej "Politiki" 17 października 1934 roku. Prawdziwą tożsamość zamachowca udało się ustalić dopiero
po przeprowadzeniu ekshumacji zwłok, w której uczestniczyła jego żona ujęta wcześniej przez policję.
Jedna ze stron fałszywego paszportu wystawionego na nazwisko Peter Kelemen, którym posługiwał się Włado Czernozemski fot. Archiwum Jugosłowiańskie, "Politika" z 1934 r.
Włado Czernozemski był tylko głupim, pozbawionym jakiejkolwiek samodzielności w myśleniu, nasiąkniętym pustymi ideami i tępo wyrachowanym mordercą. Stał się przedmiotem w rękach fanatycznych szefów organizacji o profilu de facto terrorystycznym, czyli ustaszy i VMRO, którzy wykorzystali go do przeprowadzenia jednej z najbardziej ohydnych zbrodni w dwudziestoleciu międzywojennym. Śledztwo jugosłowiańskie i francuskie przeprowadzone po zamachu na króla Aleksandra I wykazało powiązania wspomnianych organizacji z włoskim dyktatorem Benito Mussolinim, a także z władzami ówczesnych Węgier i Bułgarii. Nigdy jednak nie zostały sformułowane żadne zarzuty wobec tych państw, a niektórych organizatorów zamachu, działaczy ustaszy i VMRO, osądzono w fasadowych procesach. Nikomu, w pewnym momencie nawet też samemu następcy króla Aleksandra I regentowi Pawłowi, nie zależało na schwytaniu inspiratorów zamachu, ponieważ europejski układ polityczny sprzyjał wówczas opresyjności, dyktatowi silnych mocarstw i wymuszaniu
haniebnych ruchów na państwach o istotnym strategicznym położeniu w Europie, takim jak Jugosławia.
W sumie więc mord dokonany przez Włado Czernozemskiego wyeliminował władcę, który próbował realizować niezależną politykę na arenie międzynarodowej, a także tworzyć front współpracy pomiędzy państwami Europy Środkowo-Wschodniej a Francją i ewentualnie Wielką Brytanią. Król Aleksander I był więc niewygodnym graczem dla Mussoliniego i Hitlera. Trudno zrozumieć dlaczego dziś jego zabójca Włado Czernozemski we wspomnianych w pierwszym akapicie państwach bywa wynoszony do rangi bohatera. Jego życie było przecież wypełnione niczym innym tylko zbrodnią i hańbą, co sprawia, że jego nazwisko powinno zostać wymazane z wszelkich kart historii, albo należałoby mu nadać kontekst wyraźnie odrażający. Czernozemski zabił nie tylko króla Aleksandra I, ale też piękną ideę. Stał się katem przymierza Słowian zawiązanego przeciwko opresyjności mocarstw. Proponuję więc, aby od teraz mówić o nim w sposób nie inny, niż: "ten, który zabił króla Aleksandra I".
dr Konrad Sebastian Morawski dla Wirtualnej Polski