Żakowski: "Czy populizm przetrwa do 2021 roku? Nie ten. Ta fala ma szczyt za sobą" (Opinia)© PAP | Marcin Bielecki

Żakowski: "Czy populizm przetrwa do 2021 roku? Nie ten. Ta fala ma szczyt za sobą" (Opinia)

Jacek Żakowski

Fala tego populizmu walnęła Zachód, jak grom z jasnego nieba. W wojnie błyskawicznej rzuciła liberalnych demokratów na deski. Rok temu święciła apogeum. Teraz - nawet jeśli jeszcze tego nie wie - już się zwija. I będzie się zwijała coraz szybciej.

To był wspaniały pomysł. Niemal genialny. Wrzucić do jednego worka wszystkie narastające latami frustracje ponowoczesności, z którymi nikt nie potrafił się skutecznie uporać i gromko oświadczyć, że ma się na nie sposób. W dodatku bardzo prosty sposób. Na przykład: "Wystarczy nie kraść!". Albo: "Wystarczy chcieć!". Albo "wystarczy wyjść (z Unii)!".

Obietnice. Próba realizacji. Schody

Nie trzeba było niczego udowadniać. Starczyło trzymać pewną siebie minę, mówić, że wszyscy inni od lat kłamią i kradną, powtarzać, że "się da radę" i pokazywać najprostsze sposoby. Na przykład, że się "zażąda", "zmusi", "dopilnuje", "odbierze" albo "da".

Wszyscy na Zachodzie byliśmy już tak potwornie zmęczeni "koniecznościami" i "niemożnościami", że taka demonstracyjna, stanowcza, pewna siebie obietnica sprawczości miała nieodpartą uwodzicielską moc.

Przez ostatnie trzy lata tej obietnicy uległo kilkaset milionów ludzi należących do najwyżej rozwiniętych społeczeństw. W Polsce, USA, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Finlandii, Danii, na Węgrzech, na Filipinach, w Brazylii. Wszędzie schemat był bardzo podobny. Obietnice. Próba realizacji. Schody.

W ubiegłym tygodniu hucznie weszliśmy w trzecią fazę. W Wielkiej Brytanii premier May zapowiedziała odłożenie Brexitu. W USA prezydent Trump wraca na tarczy ze spotkania z Kimem, a w domu czekają na niego obciążające zeznania kolejnych współpracowników i odrzucenie stanu wyjątkowego przez Kongres. W Polsce PiS coraz słabiej opędza się od walących drzwiami i oknami afer, zamyka swoich i próbuje to przykryć, zamykając poprzednią ekipę.

Tak jest po stronie aktywów - czyli beneficjentów populistycznej fali.

"Wystarczy chcieć", bo "wiara przenosi góry"

Ale po stronie pasywów - czyli powalonej na deski opozycji - też się sporo dzieje. Partia Pracy postanowiła domagać się drugiego referendum, by jeszcze raz zapytać Brytyjczyków, czy naprawdę wciąż chcą wyjść z Unii.

Amerykańscy Demokraci nie tylko odzyskali Izbę Reprezentantów, ale wprowadzili do niej liderów nowej generacji z charyzmatyczną, niespełna trzydziestoletnią, Alexandrią Ocasio-Cortez. Polska opozycja zaczęła tworzyć formy organizacyjne, w których ma spore szanse pokonać "dobrą zmianę", a sondażowo Koalicja Europejska i Wiosna już pokonują PiS.

To jest zaledwie początek trzeciej fazy. Schody się dopiero zaczęły. Im dalej, tym będą bardziej strome. Nie dlatego, że ktoś tak sobie życzy, tylko dlatego, że takie są prawa politycznej fizyki. Dwie narastające siły będą unosiły te schody, po których muszą iść populistyczne rządy, na których już zaczynają się chwiać i z których wreszcie spadną. Jedna z tych sił to opór materii. Druga to otrząsanie się przeciwników po ciosie i przegrupowywanie się do bardziej skutecznej walki.

Populizm to ideologia woli. "Mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił". Napędza go wiara, że "wystarczy chcieć", bo "wiara przenosi góry". To się w niektórych sytuacjach sprawdza. Ale zwykle tylko przez jakiś czas. Bo nawet jeżeli otoczenie jest w szoku, więc nie stawia skutecznego oporu, gdy populiści zaczynają wprowadzać swoje porządki i nawet jeżeli wiele osób może w ich zapewnienia wierzyć, to szybko rosną rachunki za początkowe sukcesy osiągane dzięki łamaniu uzgodnionych reguł.

Wszystkie błędy prezesa

Jarosław Kaczyński nie dlatego jest teraz na politycznym grillu, że jego przeciwnicy są wredni, a on sam z gruntu nieuczciwy, tylko dlatego, że naruszając wypracowane przez pokolenia reguły, sam pozastawiał na siebie pułapki. Nikt mu przecież nie kazał mianować szefem NBP Adama Glapińskiego, którego skłonności znał doskonale od lat. Mógł - zgodnie z ustawą - szukać kandydatów wśród najwybitniejszych, a nie najbardziej zaprzyjaźnionych ekonomistów.

Nikt mu też nie kazał monopolizować całej KNF. Gdyby miał w komisji przynajmniej jednego „nieswojego”, który patrzyłby innym na ręce, to "swoi" nie czuliby się oni tak bezkarni. Gdyby kierowanie Srebrną powierzył fachowcom i sam - jak przystało na politycznego lidera - trzymał się na dystans od biznesu, gdyby nie wciągał rodziny w partyjne interesy i nie chciał dać kuzynowi przy ich okazji zarobić, to nikt by go nie nagrał i nie skompromitował, a o żadnej kopercie nie byłoby mowy.

Gdyby PiS na czele SOP postawił osoby wedle obiektywnych kryteriów najbardziej fachowe, nie tylko politycznie najbardziej zaufane, nie byłoby tylu roztrzaskanych limuzyn, awantur z Secret Service i karuzeli kadrowej. A gdyby ustawy były uchwalane zgodnie z powszechnie znanymi na świecie zasadami dobrej legislacji, nie byłoby dziesiątek ośmieszających władzę pośpiesznych nowelizacji, wojen z Izraelem ani połowy konfliktów z Komisją Europejską.

Te wszystkie i inne liczne katastrofy uderzające w PiS nie są skutkiem żadnych nieszczęśliwych przypadków, ani tym bardziej niczyjej złej woli. Są skutkiem nadmiaru dobrej woli pochopnie uwolnionej z gorsetu męczących procedur, które za cenę pewnych ograniczeń chronią władzę przed popełnianiem niepotrzebnych a ryzykownych błędów.

Brytyjscy brexitowcy wpakowali się w podobną pułapkę. Każdemu, kto zna unijne mechanizmy, łatwo jest zrozumieć, złość brytyjskich polityków na Unię, która jest cesarstwem obezwładniających procedur.

Przecież ambitni ludzie nie po to walczą o władzę, by potem z każdym drobiazgiem latać do Brukseli i miesiącami zabiegać o jej zgodę na byle kichnięcie. Ale gdy chce się zrzucić taki gorset, trzeba mieć jakiś przemyślany, oparty na realiach plan. Nie trzeba było wielkiej przenikliwości, by zawczasu rozumieć, że Irlandczycy nigdy się nie zgodzą na przywrócenie granicy między Dublinem a Ulsterem, i że mocarstwa kontynentalne zrobią co w ich mocy, by w negocjacjach przeczołgać Brytanię, więc koszty brexitu będą dla Londynu ogromne i nieuniknione, a korzyści odległe i raczej niepewne.

Tu jednak wola zmiany też wzięła górę nad pokorą wobec dość łatwych do przewidzenia realiów. Łatwo było tę wolę wyrazić w decyzji o brexicie, a koszmarnie trudno zrealizować w postaci faktycznego brexitu. Jeśli jest on w ogóle możliwy.

Populiści w odwrocie

Donald Trump też coraz głębiej wpada w zastawione przez siebie pułapki. Dzięki ostrej polityce handlowej wobec sąsiadów oraz Chin i Unii udało mu się trochę podkręcić gospodarkę, ale teraz nawet FED ostrzega, że skutkiem wojny handlowej staje się spowolnienie, które uderzy także wielu Amerykanów.

Dzięki ostrym tweetom tak nastraszył Kima, że Koreańczycy zamrozili program nuklearny, ale gdy wszyscy do trumpowskiej poetyki przywykli, Korea zaczęła stawiać Ameryce warunki trudne do spełnienia i porozumienie w sprawie denuklearyzacji nie było w Hanoi możliwe.

Dzięki poparciu Rosji Trump skorzystał na kompromitacji Hilary Clintom, ale gdy na jaw wychodzą detale szczególnych relacji z Kremlem, realna staje się wizja postawienia prezydenta przed sądem i oskarżenia o zmowę z obcym mocarstwem. To Trumpa na tyle osłabiło, że od Kongresu nie może już dostać nawet marnych paru miliardów na mur, za który wedle jego kampanijnych obietnic miał zapłacić Meksyk.

W większości krajów, gdzie nowi populiści zdobyli ostatnio władzę lub przeforsowali swoje postulaty (jak brexit), po paru latach lokalnej dominacji populizm jest w odwrocie i broni się z coraz większym trudem.

W Polsce pierwszy raz od wyborów 2015 r., antypis góruje w sondażach nad Zjednoczoną Prawicą. W Wielkiej Brytanii pierwszy raz od referendum 2016 r., nowe referendum może przejść w Izbie Gmin i sądząc z sondaży, mogą je wygrać przeciwnicy brexitu. W USA Trump stopniowo traci poparcie wyborców i lojalność tradycyjnego skrzydła Partii Republikańskiej.

Trend polityczny, który po kryzysie 2008 r. coraz bardziej sprzyjał populistom, stopniowo się odwraca. Ich niewielka przewaga nad konkurentami zamienia się w niewielką przewagę konkurentów. Ich sztuczki, ich fake newsy, kłamstewka, obietnice i miraże, które roztaczają, zaczynają tracić uwodzicielską moc. Oddają to tendencje sondaży. Jeżeli ten nowy kierunek się utrzyma, może decydować o wynikach kolejnych głosowań i wyborów, do których staną w tym i przyszłym roku.

Daty wyborów są znane. Cykl wyborczy w Polsce zacznie się w maju tego roku (wyborami europejskimi), a skończy się w maju 2020 roku (wyborami prezydenckimi). W listopadzie 2020 amerykanie wybiorą nowego (lub starego) prezydenta. Jeżeli ponowne referendum w sprawie opuszczenia Unii się odbędzie, to najprawdopodobniej w okolicach polskich wyborów parlamentarnych. A wkrótce po nim najprawdopodobniej odbędą się brytyjskie wybory parlamentarne.

Cały ten cykl wyborczy skończy się wraz z końcem 2020 r. Jeśli nowy trend się utrzyma, będzie to oznaczało zmierzch obecnej populistyczne fali. Po krótkiej epoce woli, znów przyjdzie może czas rozumu i reguł. Chociaż nie jest jasne, co to może oznaczać.

Źródło artykułu:WP magazyn
pisBeata SzydłoJarosław Kaczyński
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)