Zakaz rozpowszechniania książki o Edycie Górniak
Warszawski sąd zakazał rozpowszechniania
książki pt. "Edyta Górniak: Bez cenzury". Stało się to na wniosek
piosenkarki, która wytoczyła proces autorowi książki, uznając że
naruszył jej prywatność, czemu ten zaprzecza. Sąd dał stronom
miesiąc na rozmowy o ewentualnej ugodzie.
06.04.2006 | aktual.: 06.04.2006 17:10
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie zaczął się proces o ochronę dóbr osobistych, jaki 34-letnia Górniak wytoczyła Piotrowi Krysiakowi, autorowi książki na jej temat. W pozwie domaga się od sądu, by nakazał mu jej przeprosiny, zakazał dalszego rozpowszechniania publikacji i zasądził 20 tys. zł zadośćuczynienia na cel dobroczynny.
Jeszcze w 2005 r. sąd - na wniosek pełnomocnika piosenkarki - w trybie tzw. zabezpieczenia powództwa, zakazał rozpowszechniania książki. Sąd podzielił opinię adwokata, że nim zapadnie wyrok, książka może wyrządzić powódce "nieodwracalne szkody". Postanowienie to utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Moja klientka nie życzy sobie rozpowszechniania książki w takiej formie, w jakiej jest obecnie. Jeśli pozwany napisze nową, bez fragmentów kwestionowanych przez powódkę, to ta sprawa by jej nie objęła - mówił przed sądem pełnomocnik nieobecnej w sądzie Górniak, mec. Maciej Ślusarek.
Dodał, że Górniak nie wyraziła zgody na tę publikację. Jego zdaniem, nie można bez takiej zgody zajmować się życiem prywatnym także kogoś, kto ma status "gwiazdy". W tym przypadku prawo do prywatności jest mniejsze, ale przecież istnieje - tłumaczył adwokat. Dodawał, że w książce prawie w ogóle nie ma mowy o jej piosenkach, wiele jest zaś "plotek i rzeczy wyssanych z palca".
Pełnomocnik nieobecnego Krysiaka mec. Marek Gromelski wnosił o oddalenie pozwu. Argumentował, że jako osoba publiczna, która "sama publicznie sprzedaje swoją prywatność", powódka nie może domagać się ochrony sądu. Na dowód dołączył do akt procesu zdjęcia piosenkarki ze styczniowego "Playboya" - przeciw czemu protestował mec. Ślusarek.
Jeśli stawia się zarzut, że w książce napisano o próbach samobójczych powódki, o czym ona sama wcześniej mówiła, to w takim razie o co jest cały ten proces- pytał retorycznie przed sadem mec. Gromelski. Jego zdaniem, Górniak zaaprobowała książkę Krysiaka. Mec. Ślusarek polemizował z tym, twierdząc, że książka porusza także takie "sprawy intymne", o których powódka wcześniej nie mówiła.
Pytany przez sąd o możliwość ugody, mec. Gromelski nie wykluczył jej, ale zwrócił uwagę, że proponowany w pozwie tekst przeprosin upokarza pozwanego. Moja klientka wyraża gotowość ugody - oświadczył zaś mec. Ślusarek. Sąd dał miesiąc na rozmowy w tej sprawie obu pełnomocnikom. Na rozprawie nie szczędzili oni sobie złośliwości; sąd musiał ich mitygować.
Jeśli do ugody nie dojdzie, 11 lipca będą zeznawać świadkowie pozwanego. Sąd zobowiązał też pełnomocnika powódki do precyzyjnego wskazania, które fragmenty książki naruszają dobra piosenkarki. Cała książka je narusza - mówił mec. Ślusarek. Tytuł i nazwisko autora też?- ironizował mec. Gromelski. Muszę wiedzieć, przed czym właściwie mam się bronić - dodał.
Górniak wytoczyła kilka procesów mediom za naruszanie jej prywatności, poczucia bezpieczeństwa, czci i dobrego imienia.
W 2005 r. wygrała proces z "Super Expressem", któremu Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał zapłatę 75 tys. zł za naruszenie dóbr osobistych Górniak i jej męża. Gazeta odwołuje się; Sąd Apelacyjny jeszcze nie wyznaczył terminu rozprawy.
Proces dotyczył publikacji w "SE" z 2004 r., kiedy Górniak była w szpitalu, gdzie urodziła syna. Piosenkarka wielokrotnie podkreślała, że w trakcie ciąży była nękana przez media, a do szpitala, w którym rodziła, "wkradali się" fotoreporterzy. Z tych samych przyczyn piosenkarka pozwała dziennik "Fakt"; ten proces jeszcze się nie skończył.
Latem 2004 r. Górniak ogłosiła nawet koniec artystycznej kariery w związku z tamtymi wydarzeniami. W opublikowanym liście nazwała dziennikarzy m.in. "szczurami, które mają krew na rękach".