Zagubiony sęp wylądował pod Skierniewicami
We wsi Dębowa Góra koło Skierniewic wylądował
sęp płowy. To ornitologiczna sensacja ostatnich lat - ocenia
"Dziennik Łódzki".
05.06.2007 | aktual.: 05.06.2007 03:09
Rolnik z Dębowej Góry Daniel Cybulski osłupiał, gdy w czwartek zobaczył na swoim polu potężnego sępa. Miał nadzieję, że padlinożerca odleci. Kiedy dwa dni później zauważył go w tym samym miejscu, domyślił się, że sęp jest ranny. Jak opowiada, podjechał na pole maluchem, schwytał ptaka i przywiózł go do siebie na podwórze. Chciał wezwać pomoc, ale nikt nie wierzył, że ma sępa w samochodzie.
Jak twierdzi rolnik, wszyscy do których dzwonił, traktowali jego prośby o pomoc, jak dowcip.
Między innymi od Jerzego Pietrzaka, którego firma zajmuje się pomocą dla zwierząt w Łodzi, usłyszał: Sęp? A może kondor?! Przecież w Polsce nie ma sępów! Zresztą my zajmujemy się ptakami krajowymi, a nie egzotycznymi. Pietrzak odłożył słuchawkę.
Rodzina Cybulskich musiała więc zaopiekować się padlinożercą. Był bardzo przestraszony i wycieńczony. Daliśmy mu mielonego mięsa. Jadł, aż miło - mówi gazecie krewna rolnika Ewa Pejska.
Następnego dnia, wreszcie, opiekę nad ptakiem przejął kierownik Leśnictwa Miejskiego w Łodzi, Dariusz Wrzos. Przewiózł on sępa do szpitala dla zwierząt w łódzkim ogrodzie zoologicznym. Ptak przeszedł specjalistyczne badania. Okazało się, że ma uszkodzone skrzydło. Jak mówi dyrektor łódzkiego zoo, Ryszard Topola, sęp jest w złej kondycji fizycznej. Kontuzja skrzydła uniemożliwia mu lot.
A skąd sęp płowy wziął się pod Skierniewicami? - dopytuje się "Dziennik Łódzki". Dyrektor Topola wyklucza, by sęp mógł uciec z międzynarodowej hodowli reintrodukcyjnej w Austrii. Ptak nie ma obrączki.
Ornitolog z Uniwersytetu Łódzkiego dr Tomasz Janiszewski wyjaśnia, że sępy płowe to ptaki wędrowne. One mają włóczęgostwo we krwi. Żyją na Bałkanach i często zapuszczają się dość daleko. Ten najwyraźniej się zapędził, doznał kontuzji i wylądował pod Skierniewicami. Jeśli uszkodzenie skrzydła nie jest zbyt poważne, wróci na wolność - zapewnia ornitolog.
Daniel Cybulski, który uratował sępowi życie, dziwi się: I o co tyle hałasu? Zeżarł parę kilogramów mięsa, które kosztuje, i zapaskudził mi całego malucha - mówi gazecie. (PAP)