Spór o nietoperze w Poznaniu. Wykryto wściekliznę

U jednego nietoperza w Poznaniu stwierdzono wściekliznę. Powiatowy Inspektorat Weterynarii wydał decyzję o wyznaczeniu obszaru zagrożonego jej występowaniem. Zdaniem przyrodników to nie ma sensu. - Inspektorat niepotrzebnie sieje panikę - mówi dr Andrzej Kepel z Polskiego Towarzystwa Obrony Przyrody "Salamandra".

Zagrożenie wścieklizną w Poznaniu. Przyrodnicy: niepotrzebne sianie paniki
Zagrożenie wścieklizną w Poznaniu. Przyrodnicy: niepotrzebne sianie paniki
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Andrei Sakhno
Violetta Baran

O decyzji inspektoratu informuje "Gazeta Wyborcza". Podjęto ją po tym, jak u jednego żywego nietoperza stwierdzono zakażenie wścieklizną. Na terenie obszaru zagrożonego znalazły się kampus Morasko, parafia pw. św. Jadwigi Królowej, ogródki działkowe Relax oraz Umultowo.

Przyrodnicy uważają, że decyzja ta nie ma sensu. - Wirusy europejskiej wścieklizny nietoperzowej - w tym EBLV1, który potwierdzono u nietoperza w Poznaniu - to inne gatunki wirusa niż ten, który wywołuje wściekliznę np. lisów, psów, kotów i w konsekwencji u ludzi. Bardzo rzadko wścieklizna nietoperzowa przenosi się na inne ssaki. W całej Europie potwierdzono w ciągu kilkudziesięciu lat raptem 18 takich przypadków - z czego ani jednego w Polsce. Zakażonych do tej pory w Europie było raptem sześcioro ludzi, głównie badaczy nietoperzy. Inspektorat niepotrzebnie sieje panikę - tłumaczy w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" dr Andrzej Kepel z Polskiego Towarzystwa Obrony Przyrody "Salamandra".

"Decyzje inspektoratu mogą wywołać skutek odwrotny od zamierzonego"

Według eksperta, nietoperze nie atakują ludzi. A osobniki chore na europejską wściekliznę nietoperzową są osłabione i nie są w stanie latać. Nie stają się też agresywne.

- Decyzje inspektoratu mogą wywołać skutek odwrotny od zamierzonego - ludzie, bojąc się nietoperzy, mogą podejmować często nieprzemyślane działania, które przyczyniają się m.in. do niszczenia schronień nietoperzy i w konsekwencji ich częstszego kontaktu z mieszkańcami - twierdzi dr Kepel w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Przeczytaj także:

Źródło: "Gazeta Wyborcza", epoznan.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)