"Zadaniowiec". Kim jest Zbigniew Hoffmann, następca Jarosława Kaczyńskiego
Lubi jazz, koty prezesa, klub Lech Poznań i konkretne zadania. Zbigniew Hoffmann, dawny kumpel z podwórka prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, stanął właśnie przed najważniejszym wyzwaniem w swojej karierze. Będzie "pilnował" w rządzie prac kluczowych ministrów z resortów siłowych. Oczywiście z pomocą wicepremiera Mariusza Błaszczaka. Zdecydował o tym Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS oznajmił: wiceszef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Zbigniew Hoffmann zostanie przewodniczącym Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych. Tym samym zastąpi odchodzącego z rządu Jarosława Kaczyńskiego.
– Decyzja została podjęta wiele miesięcy temu. Zbyszek komitet miał przejąć na początku tego roku, bo wtedy Jarosław szykował się do odejścia – mówi nam polityk PiS.
Ale wybuchła wojna i Kaczyński musiał zostać w rządzie. Zbigniew Hoffmann przez cały ten czas był jego prawą ręką.
Przykładny pisowiec
Hoffmann to wierny druh Kaczyńskiego od lat, jak mówią w partii: "archetypiczny, przykładny pisowiec", z politycznym rodowodem w Porozumieniu Centrum. Po pierwsze: oddany swojemu liderowi. Po drugie: wierny. Po trzecie: lojalny. Bez wielkich ambicji i zakusów budowania swojego środowiska politycznego. – To zadaniowiec – mówią nam osoby znające Hoffmanna.
Zadania Hoffmanna w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, której jest wiceszefem, były jasno sprecyzowane: koordynować prace komitetu ds. bezpieczeństwa (jako sekretarz) i być "uchem" Nowogrodzkiej przy Alejach Ujazdowskich. – Złośliwi twierdzili, że Hoffmann miał "pilnować" Michała [Dworczyka, szefa KPRM – przyp. red.]. Nie da się ukryć, że panowie nie pałają do siebie jakąś wielką miłością. O Zbyszku mówiło się, że miał "Miszę" zastąpić, ale to były plotki rozsiewane przez nieżyczliwych. Niemniej Hoffmann jest pierwszy do awansu w przyszłości – mówią nasze źródła w partii.
Hoffmann formalnie zadań w KPRM ma więcej: nadzoruje m.in. Ośrodek Studiów Wschodnich, Instytut Zachodni im. Zygmunta Wojciechowskiego, Instytut Współpracy Polsko–Węgierskiej oraz Instytut Europy Środkowej.
Sprawy zagraniczne jednak – jak słyszymy w PiS – nigdy nie były domeną Hoffmanna. Na pierwszym miejscu są państwo i partia.
Zbyszek pilnuje Zbyszka
W PiS powtarzają: w Kancelarii Premiera Hoffmann był "cieniem" prezesa. Po odejściu Jarosława Kaczyńskiego z rządu Hoffmann z jednej strony zyskuje awans i nową funkcję, ale z drugiej – traci politycznego patrona przy boku.
– Nie będzie miał łatwo – mówi nam polityk PiS.
Powód? Hoffmann będzie musiał zarządzać komitetem, który analizuje i opiniuje pracę czterech kluczowych ministerstw: Spraw Wewnętrznych i Administracji, Spraw Zagranicznych, Obrony Narodowej i Sprawiedliwości.
Hoffmann ma mieć czujne oko zwłaszcza na ten ostatni resort. Sugerował to zresztą w ostatnich wywiadach sam prezes PiS, który stwierdził, iż "sądy w Polsce działają fatalnie źle", dlatego trzeba wziąć się do roboty.
Wcześniej prezes PiS wielokrotnie krytykował funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, a premier Mateusz Morawiecki stwierdził, iż wymiar ten jest od siedmiu lat reformowany, a mimo to niewiele z tego wynika i "nie opłaca się za wymiar sprawiedliwości umierać"; zwłaszcza, jeśli oznaczałoby to utratę miliardów euro z unijnych funduszy.
– Trzeba pamiętać, że minister Błaszczak w wielkiej mierze będzie musiał się zajmować MON, a komitet ds. bezpieczeństwa zajmuje się sprawami służb specjalnych, MSWiA, MSZ, a także sprawami resortu sprawiedliwości. W związku z tym ktoś tam musi czuwać na co dzień. To powinien być człowiek w odpowiedniej randze – powiedział PAP Jarosław Kaczyński, wskazując Zbigniewa Hoffmanna.
– Zbyszek pewnie będzie musiał patrzeć drugiemu Zbyszkowi na ręce, ale ten drugi Zbyszek, jak go znam, niewiele sobie będzie z tego robił – mówi o Hoffmannie i Ziobrze polityk z obozu władzy.
Inny się śmieje: – Nie żartujmy. Komitet nie będzie miał żadnego znaczenia. Ziobro robi co chce i kluczowe sprawy załatwia z prezesem, a nie na jakimś komitecie z człowiekiem, którego nawet nie kojarzy.
Przyjaciele z jednego rowerka
Hoffmann, rocznik 63’, pochodzi z Poznania. I to z tym miastem wiązał dotychczasową polityczną karierę.
Przeszedł kluczowe szczeble w samorządzie: pracował w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu, latach 1997–2000 był asystentem wojewody, a w latach 2000–2006 pełnomocnikiem prezydenta Poznania. W 2006 r. został powołany na urząd wicewojewody wielkopolskiego. Później został wojewodą kujawsko–pomorskim.
W czasach rządów PO–PSL był radnym sejmiku wojewódzkiego, ale pracował również w Warszawie. W latach 2009–2010 pracował na stanowisku eksperta w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a następnie w Kancelarii Prezydenta RP w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego. W 2015 roku – po objęciu władzy przez obóz "dobrej zmiany" – premier Beata Szydło mianowała go wojewodą wielkopolskim.
Z tamtych czasów – i nie tylko – dobrze pamięta Hoffmanna prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Panowie znają się od kilkudziesięciu lat.
– Zbyszka Hoffmana znam z dzieciństwa. Nasze mamy chodziły do jednej szkoły, chyba nawet siedziały w jednej ławce – mówi Wirtualnej Polsce prezydent Jaśkowiak. I wspomina: – Przyjaźniliśmy się ze Zbyszkiem. Jeździliśmy na jednym rowerze, bo on miał, a ja nie. Spędzaliśmy razem sporo czasu. Zbyszek trenował boks. Gdy jednak byliśmy nastolatkami, te kontakty stały się rzadsze.
Jacek Jaśkowiak przyznaje jednak, że "cały czas wiedział, co się u Zbyszka dzieje, bo ich mamy spotykały się regularnie". – Już wtedy wiedziałem, że Zbyszek ma bardziej prawicowe poglądy, czyli całkowicie odmienne od moich – przyznaje prezydent Poznania.
Kilkadziesiąt lat później Jaśkowiak i Hoffmann rozwijali swoje polityczne kariery. – Gdy zostałem prezydentem Poznania, na pierwszym spotkaniu u Komendanta Wojewódzkiego Policji, wszyscy obecni byli zdziwieni, że znamy się ze Zbyszkiem Hoffmanem [wtedy wojewodą wielkopolskim – przyp. red.]. Że jesteśmy na "ty" i potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać – przyznaje w rozmowie z WP Jacek Jaśkowiak.
Jak mówi nam polityk: – Gdy Zbyszek był wojewodą wielkopolskim, staraliśmy się współpracować tak, żeby wspólnie szukać kompromisów. Nie było łatwo, ale nie mogę narzekać.
W tamtym okresie podziały polityczne w Polsce były (i nadal są) olbrzymie. Jak zaważyło to na znajomości Hoffmana z Jaśkowiakiem? – Trudnym momentem dla nas obu były obchody 60. rocznicy Czerwca 56’. W Poznaniu był wtedy prezydent Duda, prezydent Wałęsa. To był czas największych emocji politycznych. Wtedy na siłę forsowano pomysł apelu smoleńskiego, wymyślonego przez Antoniego Macierewicza. Nie wyraziłem wtedy zgody, by żołnierze ten apel odczytywali. Uważałem, że należy oddzielić katastrofę lotniczą od obchodów rocznicy zrywu niepodległościowego. Negatywne emocje między mną a Zbyszkiem były wówczas całkiem spore. Źle to wpłynęło na nasze relacje – przyznaje w rozmowie z WP prezydent Poznania.
Czy Jacek Jaśkowiak myśli, że jego dawny kumpel z podwórka poradzi sobie w funkcji szefa komitetu ds. bezpieczeństwa? – Życie zweryfikuje. Zobaczymy, czy jako polityk się do tego nadaje. Czy Zbyszek w czasach wielkich napięć, gdy bezpieczeństwo Polski jest zagrożone, udźwignie swoje zadanie? Będzie to wymagało od niego bardzo odpowiedzialnej postawy, doświadczenia i roztropnych decyzji – mówi WP prezydent Poznania.
Jak podkreśla nasz rozmówca, "Hoffmann będzie musiał poradzić sobie z rosyjską agenturą i rosyjskimi trollami". – Żyjemy w bardzo trudnych czasach. Życzę Zbyszkowi, żeby dał radę i ten ciężar udźwignął – mówi nam prezydent Jaśkowiak.
Kibic Lecha w Warszawie
Prywatnie Zbigniew Hoffmann jest człowiekiem spokojnym. Miłośnik muzyki klasycznej i jazzu, kolekcjoner płyt. Fan Lecha Poznań, ale żaden tam kibol. W partii krążą złośliwe żarty, że lubi towarzystwo kotów Jarosława Kaczyńskiego. I że wygląda jak "Kojak" z kultowego amerykańskiego serialu z lat 70.
Były wojewoda – mimo wysokich zarobków (prawie 240 tys. zł brutto za 2021 rok) – jak wynika ze złożonego oświadczenia majątkowego, żyje skromnie: ma 33–metrowe mieszkanie o wartości 150 tysięcy złotych, poza tym 100 dolarów oszczędności. I dwa niezłe auta: Audi A4 z 2004 i Volkswagen Passat rocznik 2020’.
W Sejmie Hoffmann też raczej funkcjonuje spokojnie. Posłem jest od 2019 roku, dostał się z okręgu konińskiego. Zdobył 43 tysiące głosów.
Aktywność? Znikoma. Hoffmann w tej kadencji tylko raz występował na mównicy sejmowej, nie złożył ani jednej interpelacji poselskiej, zapytania, pytania w sprawach bieżących ani oświadczenia. Na komisjach administracji i spraw wewnętrznych, obrony narodowej czy samorządu terytorialnego też niespecjalnie się udziela. Ale jest skrupulatny i zawsze stawia się na posiedzeniach Sejmu.
Na poziomie lokalnym Zbigniew Hoffmann miał sukcesy i porażki. Największą z nich była nieskuteczność w zarządzaniu poznańskimi strukturami partii. Gdy został posłem, zajmował się swoim okręgiem, w Koninie. Ale nawet tu bywał rzadko – więcej pracy wiceszef KPRM miał w Warszawie, przy boku prezesa PiS.
Hoffman musiał ustąpić z funkcji szefa poznańskich struktur partii po tym, jak PiS w tym mieście nie poprawiło wyniku – pierwszy raz w historii. – Na pewno dobrze by było, gdyby działalność PiS w okręgu poznańskim została zdynamizowana – mówił kilka lat temu następca Hoffmanna w funkcji szefa okręgu, Szymon Szynkowski vel Sęk (dziś wiceminister spraw zagranicznych).
Niebawem ani Hoffmann, ani Szynkowski vel Sęk nie będą mogli zarządzać żadnym okręgiem w partii, bo – zgodnie z nowym partyjnym prawem – będą musieli w całości skupić się na pracy w Warszawie. Hoffmann będzie miał jej wkrótce znacznie więcej. Ale politycznie przyniesie mu to nieocenione korzyści.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski