Zaczął się hejt na ratowników z Zofiówki. Bo zarabiają na dodatku za godzinę akcji

- Wchodzą do szoli i już mają 500 zł. Każdy pcha się do ratownictwa, bo to dobre pieniądze. Teraz będą nabijać kieszenie - takie komentarze usłyszeliśmy od górników pod kopalnią Zofiówka w Jastrzębiu. Ratownicy, którzy jeszcze przed chwilą byli bohaterami, stali się obiektem ataków.

Zaczął się hejt na ratowników z Zofiówki. Bo zarabiają na dodatku za godzinę akcji
Źródło zdjęć: © WP.PL | Maciej Stanik
Tomasz Molga

Poszło oczywiście o pieniądze. Inni górnicy, pracujący w bezpiecznej części kopalni, nie są tak dobrze wynagradzani jak ratownicy górniczy, zaangażowani do prac przy zabezpieczaniu terenu katastrofy. Jak poinformował wiceprezes JSW Tomasz Śledź, formalnie akcja ratunkowa w Zofiówce trwa nadal, ponieważ na dole istnieje wciąż zagrożenie. W miejscu gdzie zginęło 5 górników, budowane są dwie zapory odcinające niebezpieczny obszar, z którego może uwolnić się metan. To zadanie powierzono zespołom ratowników górniczych, jako najbardziej doświadczonym. Akcja ma potrwać do 20 maja.

Kłótnia o 500 zł

Tymczasem w parku przed bramą kopalni dyskutują już przy gazetach niezadowoleni pracownicy JSW. - Taki ratownik wystarczy, że zjedzie na dół szolą (windą górniczą - red.) i już ma 500 zł w kieszeni. Akcja jest sztucznie przedłużana, żeby ludzie z ratownictwa mogli zarobić - mówi jeden z pracowników kopalni. - Nie są bohaterami jak piszą dziennikarze. Dużo osób pcha się do ratownictwa, bo są stałe dodatki do pensji. Taką sobie wybrali robotę - wtrąca drugi z rozmówców. Dodaje, że media powinny się zainteresować ile roboczogodzin ratowniczych zgarnął sztab akcji ratunkowej z prezesem JSW na czele.

To wcale nie pojedyncze głosy. Na głębokości 900 metrów trwała jeszcze akcja ratunkowa, a podobne komentarze pojawiały się wśród górników wychodzących z kopalni. Padały też pod tekstami na portalach internetowych relacjonujących akcję. Doszło do tego, że zarząd JSW zaapelował do mediów o moderowanie komentarzy pod tekstami, których treść rani uczucia rodzin i samych górników.

- Jeśli takie wypowiedzi się pojawiają o jest nam po prostu przykro. Górnik-ratownik schodząc pod ziemię bierze na siebie dodatkowe ryzyko. W razie tąpnięcia pożaru jest pierwsza osoba, która wchodzi do akcji - tłumaczy Robert Wnorowski z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.

Jak zarabia ratownik

W akcji w Zofiówce brało udział ponad 2500 osób. Ratownicy dzielą na tych zawodowych z centralnej stacji i oddziałów kopalni, oraz górników mających tzw. uprawnienia ratownicze. Wszyscy "Zawodowcy" w Polsce to nieliczna grupa około 130 osób. Musi być wspomagana zastępami górników-ratowników, którzy na co dzień pracują np. przy wydobyciu.

Ratownicy zarabiają średnio ok.7000 zł brutto, zazwyczaj więcej niż najciężej pracujący górnicy na ścianie. Otrzymują stały miesięczny dodatek do wynagrodzenia od 300 zł do 463,50 zł. (w zależności od tego w której spółce górniczej pracują). Pozostałe dodatki wynikają z zakresu wykonywanych prac, np: dodatek za prace profilaktyczne, za udział w akcji ratowniczej, za pracę w aparacie oddechowym. Roczne koszty górniczego ratownictwa to 669 mln zł - podaje NIK. Największa część tych wydatków to płace dla drużyn ratowników. Dlatego wynagrodzenie za akcję w Zofiówce, trwającą dwa tygodnie prowokuje do złych słów.

Zgasił je wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. - Niejeden z nas, jakby usłyszał o tym, co przed nim, jeśli chodzi o akcję ratowniczą, pewnie miałby miękkie nogi. A ci mężczyźni podejmowali decyzje, szli i ratowali. Za to wielkie uznanie i podziękowanie - powiedział.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
akcja ratunkowagórnicyjsw
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (437)