"Zachód popełnia wobec Białorusi podstawowy błąd"
Myślę, że Zachód popełnia wobec Białorusi podstawowy błąd, skupiając się na osobie samego dyktatora. A prawda jest taka, że zmiany systemu nie dokona się z zewnątrz - odwołując się do „dobrej woli Łukaszenki”. Zmian mogą dokonać tylko sami Białorusini. To oni muszą pozbawić władzę jej wpływów, to oni muszą tego chcieć - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski publicysta Wiesław Dębski.
20.12.2010 | aktual.: 13.01.2011 10:27
Postępowanie polskiego rządu wobec Białorusi było niemądre – ogłosił w poniedziałkowe popołudnie prezes PiS Jarosław Kaczyński. I natychmiast wezwał, by powrócić do „polityki zasad”. Jak się domyślam chodzi o tę politykę, którą realizował jego rząd. Cóż, mówić każdy oczywiście może co tylko zechce, ale dobrze by było, gdyby w tym mówieniu był jakiś sens. Tu tego sensu nie dostrzegam.
Politykę zasad bowiem uprawiano wobec Białorusi przez kilkanaście lat. Izolowano jej najważniejszych polityków, stosowano wobec nich (Łukaszenki nie wyłączając) obstrukcję wizową. I nic z tego nie wynikało. Ani Unia Europejska, ani Stany Zjednoczone, ani nawet sam Jarosław Kaczyński nie byli w stanie zmienić zachowania tamtejszego dyktatora. A nawet wręcz przeciwnie, zdawał się on być z takiego postępowania dalszego i bliższego Zachodu zadowolony. Nikt mu się w jego gospodarstwo nie wtrącał, nie przyjeżdżali do Mińska zachodni mądrale, by batiuszkę pouczać, jak ma postępować. Robił na swoim gospodarstwie co tylko chciał. Obcych nie ma, hulaj dusza.
Na Zachodzie mądrzy ludzie wreszcie zrozumieli, że metoda kija się nie sprawdza, że trzeba również sypnąć trochę marchewki, by delikwent zrozumiał, co ma do stracenia. Stąd wzięła się wizyta szefów dyplomacji Polski i Niemiec w Mińsku, stąd objęcie Białorusi programem Partnerstwa Wschodniego. Co nieco te starania jednak przyniosły, ot, choćby debatę telewizyjną niezależnych kandydatów w białoruskiej telewizji.
To, z oczywistych względów, jeszcze nie przełom, czy nawet większa zmiana, ale warto się tego przyczółka uchwycić. I zastanowić, co naprawdę możemy zrobić, by przyczynić się do zmiany sytuacji na Białorusi. Dla jej mieszkańców nie ma bowiem znaczenia, czy politykę zasad będzie stosowała Polska, im (a właściwie części z nich) chodzi o to, by zasady obowiązywały w ich kraju!
Myślę, że Zachód popełnia wobec Białorusi podstawowy błąd, skupiając się na osobie samego dyktatora. A prawda jest taka, że zmiany systemu nie dokona się z zewnątrz – odwołując się do „dobrej woli Łukaszenki”. Zmian mogą dokonać tylko sami Białorusini. To oni muszą pozbawić władzę jej wpływów, to oni muszą tego chcieć. Na razie bowiem większość wyborców oddaje głos na batiuszkę, który o porządek, wypłatę emerytur i co tam jeszcze trzeba zadba.
Jeśli chcemy więc cokolwiek tam zmienić, musimy odwołać się do tamtejszych mieszkańców, do nich kierować nasze specjalne działania. Na razie nie widzę jednak chęci np. zniesienia wiz dla Białorusinów, nie widzę wymiany młodzieży i inteligencji, nie widzę w Warszawie tłumów tamtejszych dziennikarzy. A bez tego nie przekonają się oni, że istnieje lepsze życie, że warto domagać się zmian.
Zachód powinien wreszcie poważniej potraktować opozycję. Nie jest ona bowiem bez winy, można nawet powiedzieć, że na własne życzenie przegrywa kolejne wybory. Od lat jest niezwykle podzielona, kiepsko zorganizowana, nie potrafiąca rozmawiać z ludźmi z głębokiej prowincji. Na organizowane przez nią demonstracje (ostatnich nie wyłączając) przychodzi z każdym rokiem mniej ludzi. Wystarczy przypomnieć początek dekady i 30 - 40 tysięcy osób uczestniczących w przemarszach przez Mińsk.
Warto namawiać opozycję do zgody, do szukania porozumienia. Przekonywać by np. nie wystawiała w wyborach prezydenckich kilku kandydatów. Warto ich nauczyć marketingu politycznego, określania celów walki czy choćby taktyki demonstracji ulicznych, by nie narażać się na prowokacje czy nieodpowiedzialność własnych zwolenników.
Ale ponownie muszę powiedzieć – nie widzę tych milionów euro przeznaczanych na kształcenie białoruskiej opozycji, nie widzę „powielaczy”, które tam wysyłamy. Tam do nich, a nie tu – dla zaspokojenia własnych ambicji. Czy ktoś na przykład próbował się zastanowić, jakie znaczenie ma Telewizja Biełsat, robiona „tutaj” i nie wiadomo przez kogo odbierana. Może warto pomyśleć nad czymś poważnym, robionym „tam” przez nich i dla nich, ot, choćby o dużym portalu internetowym, dużej gazecie, wsparciu dla niezależnej myśli politycznej i społecznej. Przykłady można mnożyć. Rzecz w tym, by myśleć przy tym wszystkim o Białorusinach, ich życiu, i aspiracjach. To oni muszą obudzić się z wygodnej dla wielu (jeśli nie większości) drzemki.
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski