Zacharski: materiały, które wykradłem trafiły do ZSRR
Wykradziona z USA technika była zbyt
zaawansowana, by polski przemysł mógł ją kopiować, trafiła do ZSRR
- mówił w poniedziałek emerytowany generał wywiadu Marian
Zacharski. Według niego, Amerykanie nie byli przeciwni jego pracy w
wywiadzie po 1989 roku.
17.11.2008 | aktual.: 17.11.2008 22:51
Zacharski, były oficer wywiadu PRL i RP, w latach 70. wykradł m.in. dokumentację techniczną rakiet przeciwlotniczych, urządzeń radarowych i awioniki. Materiały te - jak powiedział w programie "Kropka nad i" w TVN - zostały sprzedane służbom radzieckim. - Ja na to nie miałem żadnego wpływu, trzeba pamiętać, że w tym czasie byłem w Stanach, a po drugie oficer, który zdobywa materiały nie decyduje o tym co się z tymi materiałami dalej dzieje - dodał.
Przyznał, że skopiowanie wyszpiegowanych przezeń urządzeń było niemożliwe dla polskiego przemysłu, ale dostarczone materiały niosły zarazem informację "o stanie zaawansowania ówczesnego przeciwnika, danych technicznych poszczególnych urządzeń, bo to pozwala na zwalczanie tego typu broni, którą oni chcieli zastosować".
Zdekonspirowany i skazany w USA w 1981 roku Zacharski został w 1985 r. wymieniony na amerykańskich szpiegów i wrócił do Polski. W 1990 r. został zatrudniony w wywiadzie UOP.
W rozmowie w TVN zaprzeczył, by Amerykanie sprzeciwiali się objęciu przezeń szefostwa wywiadu. - Rozmawiałem z Amerykanami i zagraliśmy w otwarte karty, z bardzo ważnym przedstawicielem amerykańskich służb i wiem dokładnie, jaka była sytuacja. Gdyby nie nasze polskie piekiełko, absolutnie by nie było żadnego problemu bym był szefem wywiadu, a po drugie nie było żadnego problemu, żeby Polska znalazła się w NATO - przekonywał.
Według Zacharskiego, misja na Majorce, kiedy to UOP zamierzał wykazać, że ówczesny premier Józef Oleksy to agent "Olin" prowadzony przez rosyjskiego szpiega Władimira Ałganowa, nie mogła się powieść. - Nie można było oczekiwać, żebyśmy powrócili z dowodem z Majorki, bo ta osoba przebywała tam na urlopie i nie udawała się na urlop z żadną dokumentacją - powiedział.
Dodał, że nie udało się nagrać dowodów na taśmę magnetofonową, "ale z drugiej strony dowiedzieliśmy się wielu innych interesujących rzeczy, które były ważnymi elementami w tej sprawie". - W moim przekonaniu materiał musiał być w jakimś stopniu przekonywujący, skoro podjęto w ogóle śledztwo - powiedział.
Na pytanie, czy Oleksy to "Olin", odpowiedział: - Ja nie mam swoich wątpliwości, ale nie jestem prokuratorem ani sądem.
Zaznaczył, że jego własne przekonanie opiera się "na materiale operacyjnym, a nie na materiale, który jest oceniany z punktu widzenia reguł prawa". Zacharski przeprosił Adama Michnika za ujawnienie, że to naczelny "Gazety Wyborczej" pisał mu oświadczenie po rezygnacji ze służby. Wyjaśniał, że wybrał Michnika, by ten pomógł mu "krótko i treściwie" podać powody odejścia.
W niedawnym wywiadzie dla "Dziennika" Zacharski ujawnił, że w 1995 r. na Majorce Ałganow pochwalił mu się wakacjami, które spędzał z Kwaśniewskim. Opowiadał, że rok wcześniej wspólnie z małżonką spędził 8-10 dni urlopu w Cetniewie. - Mówił, że tam spotkał się z Kwaśniewskim i jego małżonką - powiedział generał.
W poniedziałek zapewnił, że jest gotów zeznawać w sprawie spotkań Aleksandra Kwaśniewskiego z Ałganowem w Cetniewie, jeżeli sprawa artykułu wróci na wokandę. Zaznaczył, że to Ałganow na Majorce twierdził, że doszło do takich spotkań. Zarazem zastrzegł, że wciąż obowiązuje go tajemnica.
Nie odpowiedział jednoznacznie na pytanie, czy to ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski poradził mu emigrację w związku ze sprawą agenta "Kat" (w latach 90. politycy spekulowali, że może nim być Kwaśniewski). Powiedział, że przed 12 laty Siemiątkowski wezwał go i "jedną z rzeczy, które zasugerował wtedy, była emigracja. Potwierdził to już, kiedy ja rzeczywiście to sobie już wszystko przemyślałem i postanowiłem wyjechać".
Zacharski powiedział, że był już "ciężko zmęczony tym wszystkim". - Następowała wtedy zmiana, 100% władzy było w rękach lewicy i sądziłem, że to jest najlepszy okres, żeby opuścić kraj i tak zrobiłem - przyznał.