Zabójca z Las Vegas miał prawo zgromadzić prywatny arsenał. Donald Trump na pewno tego nie zmieni
W masakrze w Las Vegas zginęło 58 osób, a 527 zostało rannych. Sprawca, Stephen Paddock, miał przynajmniej 42 sztuki broni. Nadal nie wiadomo, co nim kierowało. Strzelaniny w USA zdarzają się niemal codziennie. Zatrważające statystyki są częścią debaty między zwolennikami i przeciwnikami dostępu do broni.
03.10.2017 | aktual.: 04.10.2017 09:28
Stephen Paddock legalnie kupował broń i bez przeszkód przeszedł proces weryfikacji. Amerykańscy dziennikarze dotarli do sklepów, które ostatnio odwiedził. – Pan Paddock był klientem i kupił broń palną w naszym sklepie – reporterowi "USA Today" powiedział Chris Sullivan ze sklepu "Guns and Guitars" w Newadzie. – Przeprowadziliśmy wszystkie kontrole i procedury wymagane prawem lokalnym, stanowym i federalnym.
Do identycznych wniosków doszedł Chris Michael, który na początku roku sprzedał Paddockowi strzelbę. – Nie było żadnych czerwonych flag, sygnałów ostrzegawczych – powiedział reporterowi "Salt Lake Tribune". Paddock zgromadził prawdziwy arsenał. W pokoju hotelowym, z którego strzelał do tłumu, znaleziono 23 sztuki broni. W domu w Mosquite 120 km od Las Vegas policjanci znaleźli kolejnych 19 sztuk.
Prawo pozwala na wiele i łatwo je obejść
W stanie Newada, w którym doszło do najtragiczniejszej strzelaniny w historii USA, obowiązują wyjątkowo liberalne przepisy dotyczące posiadania broni. Mieszkańcy nie muszą ubiegać się o pozwolenia, ani rejestrować karabinów, strzelb czy pistoletów. Ograniczenia dotyczą jedynie noszenia broni w miejscach publicznych i tłumików.
Nawet w stanach, w których przepisy są ostrzejsze, można je obejść nie wchodząc w konflikt z prawem. Na przykład są stany, które ograniczają dostęp do broni automatycznej. Jednak wystarczy zainwestować 100 dolarów na odpowiednią, zgodną z prawem, kolbę, aby półautomatyczny karabin zaczął strzelać długimi seriami. Przynajmniej niektóre karabiny, których użył Paddock, zostały zmodyfikowane w ten sposób.
Każdego dnia giną ludzie
Masakra w Las Vegas będzie jednym z argumentów zwolenników zaostrzenia przepisów regulujących dostęp do broni w USA. Dyskusja na ten temat jest nieodłącznym elementem amerykańskiej polityki. Stoją za nią lobbyści, przemysłowcy i gigantyczne pieniądze. Zwolennicy dostępu powołują się na konstytucję i prawo do obrony uświęcone przez amerykańską tradycję. Przeciwnicy podkreślają, że w amerykańskich domach jest ponad 300 mln. sztuk broni palnej. Ich zdaniem to jest sednem problemu.
Skalę rozlewu krwi ilustruje Gun Violence Archive (GVA), organizacja pozarządowa gromadząca informacje na temat incydentów z użyciem broni palnej. Jej założyciele podkreślają, że nie zajmują stanowiska w debacie, a jedynie dostarczają danych.
Statystyki są zatrważające. Od początku roku w ponad 46 tys. incydentów życie straciło blisko 12 tys. ludzi, a ponad 23 tys. zostało rannych. Niemal codziennie dochodzi do tragedii określanych jako "mass shooting", czyli zdarzenia, w którym ucierpiały przynajmniej cztery osoby, oprócz sprawcy.
Na przykład, patrząc na najtragiczniejsze zdarzenia ostatnich miesięcy, 10 września mężczyzna zastrzelił 8 osób w domu Teksasie, 24 sierpnia cztery osoby zginęły w Saint Louis, a trzy dni wcześniej bandyta zabił dwa starsze małżeństwa. Do tego dochodzą praktycznie codzienne zdarzenia: 3 zabitych i 2 rannych, 1 października, 1 zabity i trzech rannych 30 i 28 września, 2 zabitych i 2 rannych 26 września… lista wydaje się nie mieć końca.
Prezydent USA Donald Trump wielokrotnie deklarował, że "kocha drugą poprawkę do konstytucji", która pozwala Amerykanom na posiadanie broni. Wkrótce po zaprzysiężeniu podpisał dekret, który unieważnił decyzję jego poprzednika i zezwolił na posiadanie broni 75 tys. ludzi ze stwierdzonymi zaburzeniami psychicznymi. Koszmar w Las Vegas na chwilę znowu rozpali emocje, ale przy obecnym gospodarzu Białego Domu niczego nie zmieni.