"Zabiły ją przemoc i obojętność". Przeszli w porażającej ciszy. Dla Lizy
"Kobieta to nie zdobycz", "ani jednej więcej", "zabiły ją przemoc i obojętność". Blisko dwa tysiące osób przemaszerowało w milczeniu ulicami Warszawy, by oddać hołd brutalnie zgwałconej 25-letniej Lizie. Wcześniej krzyczeli przez minutę. Białorusinka zmarła w szpitalu. Lekarze walczyli o jej życie 5 dni. - Przyszłam, bo to mogło spotkać każdą z nas - mówi jedna z uczestniczek.
W sobotę 24 lutego w bramie kamienicy przy ul. Żurawiej ochroniarz, idąc rano do pracy, znajduje nagą i nieprzytomną 25-letnią Lizę. Gdy na miejsce przyjeżdżają ratownicy, udaje im się przywrócić funkcje życiowe. Jednak obrażenia są tak poważne, że Białorusinka umiera w szpitalu po pięciu dniach.
Teraz przed kamienicą stoją setki osób. W bramie palą się znicze. Niektórzy przynoszą świeże kwiaty, inni pluszowe maskotki.
- Przyszłam tu po to, by nie zapomniano o Lizie. Przyszłam, bo to mogła być każda z nas. Każda, która wraca wieczorem z zabawy, która wraca od plotek z przyjaciółkami czy po prostu chciała przejść się wieczorem po mieście. To mogła być każda z nas - mówi Klaudia, która przyszła wraz ze swoim chłopakiem. W rękach ma świeże kwiaty i kartonik z napisem: "stop przemocy".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O godz. 18 sprzed kamienicy wyruszył milczący marsz przeciwko przemocy pod hasłem "Miała na imię Liza". To właśnie w środę setki osób przyszły przed kamienicę, by oddać hołd brutalnie zgwałconej 25-latce.
"Czas skończyć z beznadziejną obojętnością"
W tłumie dostrzegam dwie dziewczyny. Mają w dłoniach świeczki. W trakcie przemówienia innych kobiet mają łzy w oczach.
- Za często bagatelizuje się przemoc i za często odwraca się wzrok, a to jest dla nas śmiertelne zagrożenie - mówi Dominika Jasło. - Nie chcę odwracać się za siebie na każdym kroku, czy wracać do domu wieczorem, nasłuchując, czy ktoś za mną idzie. Czas skończyć z beznadziejną obojętnością, która zaczyna nam coraz częściej towarzyszyć, a jej miejsce przejmuje znieczulica. Przyszłam tu po to, by nie tylko upamiętnić Lizę, ale także każdą osobę, która doświadczyła w swoim życiu przemocy.
Dominice towarzyszy przyjaciółka, Paulina. - Mówimy kolejny raz "ani jednej więcej", "nigdy nie będziesz szła sama". Znowu jesteśmy na ulicy i znowu doszło do niewyobrażalnej tragedii. Nie można przejść obok tego obojętnie - dodaje.
- Nie wolno dopuścić znowu do takiej sytuacji. Przyszłam tu po to, by cały świat o tym usłyszał, żeby każdy z nas zwrócił uwagę na tragedię Lizy - mówi Swietłana, która jest Białorusinką.
Minuta krzyku dla Lizy
Tuż przed rozpoczęciem marszu rozlega się krzyk, który inicjuje Jana Shostak - polsko-białoruska aktywistka. - Żądam końca przemocy, żądam końca naszej obojętności - mówiła do tłumu. - Wiadomość o śmierci Lizy była rozdzierająca. Mówiłam szeptem. Nie mogłam mówić na głos. Krew w żyłach zmarzła. Każda z nas mogłaby się tu znaleźć. Minuta krzyku dla Białorusi została i jest symbolicznym gestem protestu przeciwko reżimowi, przeciwko patriarchatowi, przemocy i gwałtu. (...) Nie mogę zapomnieć o tych osobach, które przeszły obok i nie zareagowały na tę okrutną przemoc. W imię Lizy i każdej z nas wzywam do minuty krzyku - mówiła chwilę wcześniej.
Tłum rusza. Po kilkudziesięciu minutach blisko dwa tysiące osób dociera przed Pałac Kultury i Nauki w całkowitej ciszy.
- Krzyk był bardzo mocny i potrzebny. Krzyk, który dotrze do każdej osoby, która obojętnie przechodzi obok przemocy, która nie reaguje na krzyk za ścianą u sąsiada, która nie reaguje na słowo "nie". Przestajemy zwracać uwagę na innych, a gdy trzeba, boimy się odezwać, bo uznajemy, że problem nas nie dotyczy i zapominamy, że każdy z nas może znaleźć się w takiej samej sytuacji - mówi 18-letnia Weronika Korcz z Warszawy.
25-letnia Liza zmarła 1 marca w piątek. Kobieta była ofiarą brutalnego napadu w centrum Warszawy. W niedzielę 24 lutego wcześnie rano przy ulicy Żurawiej została zaatakowana przez zamaskowanego mężczyznę i brutalnie zgwałcona.
Ofiara była przypadkowa
Sprawca - 23-letni Dorian S. został tego samego dnia zatrzymany. Przyznał, że ofiara była przypadkowa.
W prowadzonym przez Prokuraturę Rejonową Warszawa-Śródmieście śledztwie usłyszał zarzuty rozboju, przestępstwa na tle seksualnym oraz usiłowania zabójstwa z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Decyzją sądu został aresztowany na trzy miesiące.
W związku ze śmiercią kobiety prokuratura może zmienić postawione 23-latkowi zarzuty.
Świadkami brutalnego gwałtu na 25-latce w centrum Warszawy były dwie kobiety. Przechodziły ulicą Żurawią w momencie, kiedy doszło tam do napaści. O wszystkim opowiedziały policjantom. Kobiety uznały, że to, co widziały, nie było przestępstwem.
Mateusz Czmiel, dziennikarz Wirtualnej Polski