Zabili M237. Myśliwi z Węgier nie uciekli antyterrorystom
To była dobrze skoordynowana akcja. Po kilku miesiącach śledztwa węgierscy antyterroryści zatrzymali dwóch myśliwych, podejrzanych o zabicie szwajcarskiego wilka. Policja opublikowała wideo.
Ogromne oburzenie wywołała sprawa zabicia na Węgrzech pochodzącego ze Szwajcarii wilka oznaczonego jako M237. Zwierzę zostało odłowione w ramach projektu badawczego i wyposażone w obrożę telemetryczną. Po pewnym czasie wilk wyruszył z rodzinnego terytorium i pokonując setki kilometrów, dotarł przez Austrię na pogranicze słowacko-węgierskie. Jednak na początku kwietnia sygnał z jego obroży zamilkł. Ponieważ wszystkie przesłanki wskazywały na to, że chronione zwierzę zostało zabite, sprawą zajęła się węgierska policja.
Przeprowadzono szereg czynności. Śledczy prowadzili badania, przeprowadzali oględziny, zbierali dowody i przesłuchiwali świadków. W celu dokładnej rekonstrukcji wydarzeń nawiązano kontakt m.in. z władzami szwajcarskimi - czytamy w komunikacie węgierskiej policji.
Postępowanie w tej sprawie trwało kilka miesięcy. Śledczy ustalili, że objęty ochroną wilk został zastrzelony na obrzeżach Hidasnémeti, 1 kwietnia, przez dwóch myśliwych. Po zabiciu zwierzęcia obroża została odcięta i wrzucona do rzeki Hernád, znaleziono ją z pomocą nurków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Antyterroryści zatrzymali myśliwych
Wczesnym rankiem 2 sierpnia, dwaj myśliwi z Szabolcs zostali zatrzymani w swoich domach. W zaplanowanej akcji wzięli udział funkcjonariusze z węgierskiej jednostki antyterrorystycznej, ponieważ - jak wynikało z informacji policji - mógł być uzbrojony.
Zatrzymani odpowiedzą za niszczenie przyrody, nielegalne użycie broni i inne przestępstwa. Po przesłuchaniach trafili do aresztu śledczego. Zdaniem śledczych obaj byli świadomi, że zabity przez nich drapieżnik jest objęty ścisłą ochroną.
- Ubolewamy, że w Polsce w sprawach zastrzelonych wilków z obrożami nasza policja nie wykazuje się podobną determinacją, a prokuratorzy zwykle umarzają śledztwa, nawet wówczas, gdy nazwiska winowajców są znane, jak to miało miejsce w przypadku wilka Miko. Co więcej, nawet gdy śledztwo doprowadzi do sprawcy, sąd go uniewinnia, jak w przypadku wilka Kosego z Roztocza - napisali w oświadczeniu na Facebooku członkowie Stowarzyszenia dla Natury "Wilk".