Zabił ją mąż. Ciało 39‑letniej Marty znaleziono niedaleko domu

Krwawy dramat rozegrał się z piątku na sobotę, kiedy kobieta wracała z pracy do domu. Kilkanaście metrów od progu mieszkania kobietę zaatakował uzbrojony w nóż i siekierę mężczyzna. Napastnikiem miał być jej mąż.

40-letni Grzegorz J. miał zaatakować żonę siekierą i nożem
40-letni Grzegorz J. miał zaatakować żonę siekierą i nożem
Damian Klamka
Maciej Szefer

Do tragedii doszło we wsi Sołonka niedaleko Rzeszowa. 40-letni Grzegorz J. jest podejrzewany o zabójstwo swojej żony, 39-letniej Marty J. Oboje od pewnego czasu nie mieszkali razem. Kobieta wyprowadziła się z 12-letnim synem do swoich krewnych. W piątek wieczorem wracała z pracy z drugiej zmiany. Została zaatakowana niedaleko domu.

39-latkę do miejsca zamieszkania odwoził samochodem kolega z pracy. Kobieta miała jeszcze do przejścia niewielki kawałek drogi - mówił w rozmowie z "Wyborczą" Tomasz Kozak, szef Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie.

Gdy znajomy z pracy stracił koleżankę z pola widzenia, Marta J. została brutalnie zaatakowana.

- Została uderzona siekierą w głowę, otrzymała także kilka ciosów nożem w klatkę piersiową. Sprawca zaciągnął ciało kobiety w krzaki - relacjonuje prokurator Kozak. Zaniepokojona rodzina w sobotę powiadomiła policję o zaginięciu 39-latki. Wszczęto poszukiwania. Do akcji użyto m.in. psów tropiących.

Mąż zatrzymany

W sobotę po południu psy wytropiły zwłoki kobiety. Jej ciało znajdowało się kilkaset metrów od domu. Policjanci tego samego dnia zatrzymali jej męża. Grzegorz J., który po zabójstwie żony chciał popełnić samobójstwo. - W jego domu odnaleziono listy pożegnalne - potwierdził w rozmowie z dziennikarzami prokurator.

Grzegorzowi J. prawdopodobnie w niedzielę zostanie przedstawiony zarzut zabójstwa żony, za co grozi dożywotnie więzienie. Syn małżeństwa jest bezpieczny, przebywa u swojej cioci. Chłopiec nie był świadkiem zdarzenia.

Świadkowie, do których dotarli reporterzy "Faktu" wskazują, że małżeństwo w ostatnim czasie przeżywało kryzys. Mieszkali w pobliskim Straszydlu razem z rodzicami mężczyzny. - Marta ciężko pracowała, aby zapewnić byt rodzinie, ale - jak mówią sąsiedzi - jej mąż ze względu na zdrowie nie miał stałego zajęcia. - Miał za to ciągłe pretensje. Do tego był chorobliwie zazdrosny. Na każdym kroku posądzał żonę o zdrady - mówili sąsiedzi.

Kilka tygodni przed tragedią kobieta wspólnie z synem miała się wyprowadzić od swojego męża, którego, jak mówią świadkowie, coraz bardziej się obawiała.

Źródło: Wyborcza/Fakt/WP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (260)