Zabił 1,5‑rocznego chłopca i poszedł "do fryzjera"
Na karę siedmiu lat i ośmiu miesięcy więzienia skazał Sąd Okręgowy w Elblągu 30-letniego mężczyznę za pobicie półtorarocznego chłopca. Dziecko na skutek obrażeń zmarło. Wyrok nie jest prawomocny.
08.08.2011 | aktual.: 08.08.2011 14:49
Sąd uznał Tomasza M., konkubenta matki dziecka, winnym tego, że uderzył je pięścią w klatkę piersiową i podbrzusze. Cios był tak silny, że doszło do rozerwania wątroby i stłuczenia serca oraz krwotoku wewnętrznego, na skutek czego półtoraroczny Szymon zmarł po dwóch godzinach.
Prokurator żądał dla Tomasza M. kary ośmiu lat więzienia. Według oskarżenia 29 grudnia 2008 roku mężczyzna wstał wcześnie rano, by nakarmić dziecko. Gdy chłopiec nie chciał jeść, mężczyzna celowo uderzył go pięścią.
Jak ocenił sąd, motywem działania mężczyzny była impulsywna reakcja na płacz dziecka. Jak podkreślił sędzia Piotr Żywicki, proces miał charakter poszlakowy, ponieważ jedynymi uczestnikami zajścia był oskarżony i dziecko, które nie żyje. Matka w tym czasie była w drugim pokoju.
Mężczyzna nie przyznał się do winy. Jak ocenił sąd, wyjaśnienia oskarżonego - choć bardzo skąpe - są niespójne. Według sądu mężczyzna w trakcie procesu starał się dopasować je do okoliczności zajścia oraz do opinii, jakie wydawali biegli lekarze.
Podczas pierwszego przesłuchania po śmierci dziecka mężczyzna powiedział, że upadł z Szymonem, którego trzymał na ręku, i przygniótł dziecko ciężarem ciała. Jak twierdził, potknął się o leżące na podłodze zabawki. Dwa lata później, podczas kolejnego przesłuchania, gdy biegli wystawili opinię, że obrażenia dziecka powstały na skutek ciosu pięścią, oskarżony podał inną wersję. Mówił, że upadając wraz z dzieckiem, podparł się o nie pięścią.
Sąd nie dał wiary tym wyjaśnieniom. "Jeśli by przyjąć, że faktycznie doszło do nieszczęśliwego wypadku, to oskarżony tak po ludzku zawiadomiłby o tym matkę dziecka, wszczął alarm, wezwał pogotowie. A on położył dziecko do łóżeczka i wyszedł z domu, mówiąc, że idzie do fryzjera" - mówił sędzia. "Potem oskarżony, gdy już wrócił do domu, to przez dwie godziny nawet nie zajrzał do pokoju Szymona, tylko grał w gry na komputerze" - dodał.
Sąd wskazał także, że oskarżony nawet nie starał się ratować dziecka. Powołał się na opinię biegłych, którzy stwierdzili, że gdyby dziecku została udzielona szybka pomoc medyczna, to Szymon mógłby przeżyć. Na niekorzyść mężczyzny zeznawała w czasie procesu także matka dziecka. Twierdziła, że zdarzały się momenty, iż reagował on impulsywnie i "wściekał się", gdy Szymon nie chciał spać.
Tomasz M. uprawiał w miejscowym klubie sportowym boks, był już wcześniej trzykrotnie karany: za oszustwo, włamanie i sprzedaż narkotyków dzieciom. To jego drugi proces. W pierwszym został on skazany na karę dwóch lat pozbawienia wolności. Z takim wyrokiem nie zgodziła się prokuratura i złożyła apelację. Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. W tym czasie mężczyzna wyjechał za granicę; twierdził, że nie była to ucieczka, ale wyjazd do pracy. Zatrzymany przez policję w Niemczech został sprowadzony do kraju na ponowny proces w Elblągu.