PublicystykaZuzanna Ziemska: Za siedmioma płotami – grodzone osiedla od wewnątrz

Zuzanna Ziemska: Za siedmioma płotami – grodzone osiedla od wewnątrz

Nowoczesne osiedla. Teoretycznie enklawy nowomiejskiego luksusu i wymarzone miejsce do życia. Jak jest za wysokim płotem i obowiązkową bramą ze szlabanem?

Zuzanna Ziemska: Za siedmioma płotami – grodzone osiedla od wewnątrz
Źródło zdjęć: © iStock.com
Zuzanna Ziemska

Po tej akcji internet na chwilę zamarł ze zgrozy. Wszystko zaczęło się od upomnienia wywieszonego w bloku na warszawskiej Białołęce. Sąsiedzi przywołali stosowne paragrafy i okazało się, że Julka dokonała aktu wandalizmu. Rysując kredą po osiedlowym chodniku (więcej TUTAJ). I nagle o osiedlu zrobiło się głośno. Na szczęście komcionauci byli raczej zgodni – dziewczynka jest OK, kreda jest OK, a sąsiedzi to buce. A skoro mamy zgodę, sprawa przycichła.

Do czasu. Bo oto na innym krańcu miasta stołecznego, pojawiła się kartka o dramatycznej treści "Sąsiedzie, Twoje mieszkanie straci na wartości!". Brzmi jak ostrzeżenie o budowie fabryki chemicznej, hali koncertowej albo wysypiska śmieci, nieprawdaż? Prawdaż. A jednak mowa o najzwyklejszej piaskownicy (więcej TUTAJ) psującej prestiż bloków na Wilanowie.

Obie te sytuacje zdarzyły się – raczej nieprzypadkowo – na nowych osiedlach, które jak grzyby po deszczu wyrastają w całej Polsce. Oczywiście Wilanów i Białołękę wiele różni. Jednak kiedy mowa o nowych osiedlach, wiele osób ma przed oczami podobny obrazek. I słusznie. To raczej niska zabudowa ("kameralna" – słowo klucz), zgrabne bloki z dużymi oknami i balkonami, zadbana zieleń, plac zabaw (najczęściej maleńki i przycupnięty gdzieś przepraszająco w mało atrakcyjnym miejscu) i płoty. Ciągnące się na setki metrów płoty. Wstępu broni brama z obowiązkowym szlabanem i budką ochrony. W newralgicznych miejscach kamery. Samochody dyskretnie ukryte w garażach podziemnych. Dzieci i zwierzęta dyskretnie ukryte w domach.

Oczywiście rozpędziłam się. Dzieci i zwierzęta, ten całkowicie aspołeczny element, nie chcą dać się ukryć. Panoszą się. Wchodzą na wypielęgnowaną za ciężkie pieniądze zieleń, jakby ta zieleń była czymś naturalnym a nie tylko drogą ozdobą.

Zabrania się żyć

Na zamkniętych osiedlach dzieci i zwierzęta są idealne wtedy i tylko wtedy, kiedy deweloper pokazuje wizualizację. Na rozsłonecznionych połaciach trawy rozsiadają się szczęśliwe rodziny. Jest i piesek, i piłka, i koc na trawie. W realu to teoretycznie nierealne.

Zabrania się wyprowadzać psów. Zabrania się deptać zieleń. Zakaz gry w piłkę. Te tabliczki są chyba tak stare jak ludzkość. Za płotem jednak klimat jest wyjątkowo łaskawy dla zakazów, które wyrastają jak grzyby po deszczu. Sama złapałam się na tym, jak ostrożnie stawiam kroki na osiedlowych chodnikach, bo co, jeśli wejdę na trawnik? Co jeśli naruszę przestrzeń zakazaną? Co wtedy?

Tych problemów nie mają dzieci. Ani koty. Ani puszczane luzem psy. Są więc z automatu podejrzane. O ile jeszcze dzieci i psy są najczęściej czyjeś, koty już nie zawsze. Część z nich to stworzenia uporczywie wolne i nie stosują się do ogłoszeń wywieszonych na klatce. Dlatego na osiedlowych forach, jak refren przewijają się tematy typu "KOTY – ZNOWU!!!!". Jedna z moich – byłych na szczęście – sąsiadek zaproponowała nawet, by specjalną uchwałą zakazać zwierząt na osiedlu. W ogóle. Także w domach. Co jest przepięknym przykładem osiedlowej wiary w zakaz. Zakazane – nie ma.

My i Tamci

Oczywiście zakazy mają wyższy cel, a jest nim Bezpieczeństwo. To właśnie ono stanowi o tym, że nowe osiedla są grodzone i to w stopniu, który często pozwala utworzyć tam niewielką twierdzę o sporych możliwościach obronnych.

Jeśli wczytacie się w fora osiedlowe i tylko z tego źródła zaczerpniecie wiedzy o świecie, szybko zda się wam, że zaraz za płotem rozciąga się postapokaliptyczny świat, w którym żyją Tamci – kreatury dybiące na ład i estetykę osiedla, wasz majątek i życie (w tej kolejności). Tę rolę mogą pełnić chociażby mieszkańcy pobliskiego, niemal identycznego osiedla, o niemal tak samo pretensjonalnej nazwie i niemal tak samo wysokim płocie. Wtedy warto założyć na forum wątek o parkowaniu przez Tamtych pod naszym osiedlem albo korzystaniu przez Tamtych z chodnika pod naszym płotem lub (głęboki wdech) o dziecku Tamtych, które notorycznie bawi się na naszym osiedlu jak u siebie i nikt z tym nic nie robi.

Jeśli jednak Tamci są mało męczący albo wcale ich nie ma (a bywa, ze grodzone osiedle jest wyspą pośrodku niczego), zawsze znajdą się jacyś Tamci wśród swoich. Odwiedzałam kiedyś osiedle, w którym za głównym szlabanem, odgrodzono także poszczególne uliczki ("strażacy ich nienawidzą, zobacz sekret mieszkańców Cośtam Residence"). Uliczki były oczywiście w stanie wojny. Zresztą to typowy osiedlowy stan.

Ciasne i własne

Wojny mogą toczyć się praktycznie o wszystko. Tyle że nad wyraz często toczą się o samochody. Jak jeżdżą, jak parkują, ile ich jest. A jest ich zwykle zdecydowanie za dużo. Podobnie jak bloków. I mieszkańców.

Tu właśnie dochodzimy do największej i wcale nie wyimaginowanej bolączki nowej zabudowy. Jest po prostu za ciasno. Tak się dziś buduje i nie dziwię się deweloperom. To nie są instytucje charytatywne. Projektują tak, żeby na jak najmniejszej powierzchni zmieścić (działając zgodnie z prawem) jak najwięcej mieszkań o określonym standardzie. A że kończy się to najczęściej blokami przytulonymi do siebie okno w okno, mikroskopijnymi placami zabaw, parterami na poziomie gruntu, brakiem miejsc do parkowania i jatką na osiedlowych forach – to już trzeba przeżyć.

Wspólne czyli nasze

I wcale nie jest to takie trudne. Bo nowe osiedla mają całą masę zalet. Płot śmieszy, ale póki żyjemy w kraju, w którym kradzieże to chleb nasz powszedni (a żyjemy), to w pełni zrozumiałe zabezpieczenie. Wspólna przestrzeń nareszcie jest "wspólna więc nasza", a nie "wspólna, czyli niczyja", co oznacza, że z placu zabaw raczej nikt nie kradnie zabawek, zieleń potrafi wyglądać jak z katalogu a na klatkach pachnie czystością. Regulaminy wspólnot ograniczają wolność, ale i chłodzą zapędy cwaniaków, którzy najchętniej żyliby na koszt sąsiadów. Będę się też upierać, ze to właśnie tu rodzi się nowy typ myślenia o lokalnych społecznościach.

Brakuje więc jedynie dwóch rzeczy: empatii i rozsądku. Może po prostu trzeba wpisać obie do regulaminu i wywiesić kartkę na klatce? Ze stosownym paragrafem.

Ps. Historia Julki ma piękne zakończenie. Racjonalni i empatyczni mieszkańcy Białołęki skrzyknęli się i wspólnie, cały dzień malowali kredą po chodnikach, pokazując, że nie tylko można, ale czasem wręcz trzeba. Z kolei na zaprzyjaźnionym osiedlu niedawno ktoś pousuwał zakazy wyprowadzania psów. Chwała rebeliantom!

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)